Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 31 grudnia 2009

Niech nam gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie

Muszę lecieć do kiosku, żeby trochę zapałek posprzedawać :) Wieczorem jeszcze coś skrobnę, ale już teraz życzę Wam wszystkim musującej zabawy. Napiszcie potem jak było, dobra? Pa, pa!

Wieczór, godzina 20:55.

Na ulicach pustki. Mroźno. Miejscami ślisko. Od czasu do czasu wystrzeli jakaś żałosna petarda.
Sylwester. Szaleństwo. Zabawa.

Siedzę przed komputerem popijając parująca herbatę. Wspaniałości. Z zapalonego telewizora słyszę strzępki "Chicago". Nie umiem się "bawić". Nie umiem tańczyć. Nie lubię krzyków, ścisku, głośnego ryku zwanego popularnie muzyką. Nie piję, nie palę, nie podrywam. Ale...

Pozdrawiam.

środa, 30 grudnia 2009

Jak ślepej kurze ziarno

Czy pamiętacie moje żałosne dywagacje dotyczące tematu edukacji? Na dzień przed końcem roku 2009 ogłaszam uroczyście, że znalazłem kogoś, kto z pasją i profesjonalizmem zajmuje się tym, co mnie tak bardzo gnębiło i gnębi: http://edukacjaprzyszlosci.blogspot.com/
Przyznaję uczciwie, że nie przeczytałem jeszcze w całości wyżej przedstawionego bloga, ale pierwsze wrażenie jest doskonałe. Jestem zachwycony, że nie muszę już kombinować na trudny temat, który znam jedynie z pozycji ucznia. Zamierzam trochę pomęczyć autora swoimi pomysłami, ale to dopiero w przyszłym roku i na jego blogu ;)

P.S. Upiekło mi się, można powiedzieć. W ostatniej chwili.

piątek, 25 grudnia 2009

Tradycja świąteczna

Jeden z ostatnich komentarzy skłonił mnie do kilku luźnych refleksji dotyczących świąt. Clavus, każda okazja jest dobra, aby sobie nawzajem dobrze życzyć i tak to potraktuj. Dla mnie osobiście aktualne święta są bardziej wyrazem tradycji związanej z końcem roku niż obrządkiem religijnym. Ateistą nie jestem, bo wierzę, że jakaś potężna dawka żywej INTELIGENCJI, wszechświat ten zaprojektowała i stworzyła. Jak to było dokładnie i KTO to był (była?) nie dowiem się zapewne nigdy. Ta niewiedza kompletnie mi nie przeszkadza. Przeszkadzają mi natomiast religie, które starają się za wszelką cenę na różne pytania odpowiedzieć, co mnie nie przekonuje i drażni. Dlatego jestem antyreligijny, a moja wiara opiera się na bezpośrednim kontakcie z ową 'siłą wyższą', bez udziału jakichkolwiek pośredników. Wychowany byłem w tradycji religii katolickiej, którą kategorycznie odrzuciłem jako nastolatek, po rocznym pobycie w katolickim gimnazjum z internatem. Mam nadzieję, że będziemy mieli wiele okazji sobie podyskutować na różne tematy. Bardzo się cieszę z Twojej wizyty na pistacjowym blogu :)

Dawnymi czasy, wigilię organizowała moja prababcia (matczyna), potem babcia, a ostatnio moja mama. Nasza rodzina znacznie się pomniejszyła i wczoraj do stołu zasiedliśmy we czwórkę. Był śledź w śmietanie, szczupak w galarecie, jakaś ryba faszerowana maści nieokreślonej, barszcz czerwony z uszkami, kapusta z grzybami, ziemniaki i trzy rodzaje ciasta na deser. Zajadając, powspominaliśmy ze śmiechem i ze wzruszeniem i było to ciepłe, serdeczne spotkanie bardzo bliskich sobie ludzi. Pamiętam, że przez ostatnie lata emigracji spędzałem okres świąteczny samotnie, przy kawałku szwedzkiego śledzia, czarnego chleba i kieliszku białego wina. Tak chciałem i tak robiłem. Dla moich rodziców wigilia i kolejne dwa dni świąt są ważne i organizują je według własnych upodobań. Mnie nie zależy na świętach, ale zależy mi na rodzicach i to jest chyba w tym wszystkim najistotniejsze.

wtorek, 22 grudnia 2009

Słów kilka

Każdemu, kto tu zagląda życzę zdrowych, wyluzowanych i smacznych świąt. A skoro o tym mowa, to niech już cały następny rok taki będzie.

I pamiętajcie, że prezenty, to sprawa drugorzędna. Liczy się życzliwość, śmiech i dobry humor. I bezpieczna bliskość najbliższych. Cała reszta jest jedynie dodatkiem do prezentu.
Może być, ale nie musi.

Magicznej gwiazdki, wszystkim.

wtorek, 15 grudnia 2009

Donos

"Pan redaktor Terlikowski, to zacietrzewiony moralista, pozujący na bardziej papieskiego od papieża" - podpisano: PK.

Może i są głupki, które panu wierzą i ufają, ja - nie, he he...

sobota, 12 grudnia 2009

Grypa, albo cóś w podobie

Kosmita się pochorował i pozdrawia wszystkich przez maseczkę ochronną.

Nastrój go napadł z letka niemiły, ale przed chwilą posłuchał sobie Grześka Markowskiego i Kamila Dąbrowę w oscarowej audycji "Wpół do 4 RP" (sobota, Radio TOK fm) obśmiał się, jak norka po kieliszku szampana i natychmiast poczuł się lepiej.
Dzięki, Panowie!

http://www.tok.fm/TOKFM/0,88848.html

środa, 9 grudnia 2009

Bank PKO groszem nie śmierdzi

Przy wydawaniu reszty niezbędne są w kiosku pięciogroszówki (ceny papierosów mają często pięć groszy w końcówce.)
Bank Citi, Polbank i Lukas nie zajmują się rozmienianiem "grubych" na "drobne", ale zarekomendowały automatycznie i jednogłośnie Bank PKO.

W małej agencji na Rakowieckiej obsługa jest bardzo sympatyczna, ale wytłumaczono mi, że mają bardzo niewielkie dostawy miedziaków. Skierowali mnie do większej siedziby na ulicy Puławskiej. Pierwsza, niezadowolona "kasa" powiedziała niecierpliwie, że ona takich rzeczy (?) nie ma i trzeba obok, do koleżanki. Była godzina 14:00. Koleżanka właśnie zasiadała na swoim stanowisku, rozkładając przed sobą torebki z bilonem.

- Proszę chwilę poczekać. Ja muszę najpierw wszystko policzyć i zaksięgować.

- Potrzebuję tylko pięciogroszówki.

- Proszę poczekać, przecież nie mogę robić wszystkiego naraz.

Nie chcąc stać nad nieszczęsną jak kat nad dobrą duszą, odsuwam się pod okno i cierpliwie czekam. W tym czasie do jej okienka podchodzą inni interesanci. Zaczynam się domyślać, że moja uprzejmość może mnie kosztować nieskończenie długo.
Wracam do okienka. Panienka wzdycha bezradnie.

- Proszę poczekać przy kasie. Chwileczkę.

Czekam.

- To ile potrzeba tych pięciogroszówek?
- Dwieście, bardzo proszę.
- Ja tyle nie mam. Mogę dać najwyżej 100 sztuk.
- To poproszę o wszystko, co pani ma.
- Następnym razem najlepiej będzie złożyć w kasie zamówienie.

Wczoraj moja szefowa postanowiła zamówić zapas, żeby mieć spokój do końca roku.

- Zamówić? Nie ma czegoś takiego. Musi się pani codziennie dowiadywać, bo my nigdy nie wiemy, ile akurat nam dowiozą.
- Dlatego właśnie chcę zamówić.
- My zamówień nie przyjmujemy.

(Dla jasności dodam, że była to ta sama placówka bankowa, a jedynie inna kasjerka.)

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Trybuna Ludu się rozmyła

Dostało się dzisiaj kioskarzom solidnie. Nikt nic nie wiedział, cicho, szaro, mokro, aż tu nagle - srrrrruuu! wszystkie gazety są, a tej jednej, jedynej (!) niet.
"Co to za kiosk! Wy nigdy nic nie macie!" - codzienna mantra w wydaniu tych samych autorów.
Rozbiegli się po mieście i wrócili z podwiniętymi ogonami. "Trybuny Ludu" nie ma i nie będzie. Padła ostatkiem sił. Była już cieniusieńka jak listeczek, a kosztowała całe 2 złote polskie. Miała żelaznych czytelników, którzy (jak na razie) przerzucili się na ...'Superexpress'. Komentować nie będę, bo po co?

sobota, 5 grudnia 2009

Ślepa uliczka

"Nie podlizuj się!" = reakcja na komplementy.
"Zazdrościsz, co?" = reakcja na krytykę.
"Co się nic nie odzywasz?" = reakcja na powściągliwe milczenie.

"Uważam, że mam rację. Wiem o czym mówię. Jestem w tym dobry. Dobrze wyglądam i ogólnie uważam się za fajnego kosmitę" = bezczelny, zadufany w sobie, arogant.

"Nie jestem pewien. Mogę się mylić. Myślę, że daleko mi do doskonałości. Starałem się, ale na przyszłość postaram się zrobić to lepiej" = zakompleksiony, pozbawiony wiary w siebie, czyli gamoń bez jaj.

"Podobam się sobie i bardzo siebie lubię" = narcyz.

"Generalnie nie jestem sobą zachwycony, a czasami wręcz siebie nie lubię" = masz depresję, najlepiej idź do psychologa.

Nie muszę nigdzie chodzić, he he... " To i nie masz się z czego cieszyć."

wtorek, 24 listopada 2009

La Mere Chanterelle*

przypomina, że pozostało już tylko kilka króciutkich dni do końca konkursu organizowanego na najlepszy tekst roku 2009 przez portal KONTROWERSJE.NET.
http://www.kontrowersje.net/tresc/zgloszenia_tekstow_do_konkursu

Gorąco Was namawiam - piszcie i publikujcie. Naprawdę warto!

Życzę wszystkim udanej zabawy i dużo satysfakcji!

P.S. cytat:

No to ja się wetnę

Graz ::: ndz., 29.11.2009 - 21:26.

z małą ściągą dla konkursowiczów; poprawnie piszemy:

naprawdę
na pewno
nieważne, nieważny
póki, dopóki
niezawodny
zresztą (w znaczeniu: w końcu, ostatecznie wreszci)

wyrażenia takie jak:

mimo że
chyba że
pod warunkiem że

piszemy bez przecinka przed "że"; przecinek stawiamy przed wyrażeniem albo - jeśli wyrażenie jest na początku zdania złożonego - po części zdania z wyrażeniem.

Czasowniki w trybie warunkowym:
końcówkę osobową piszemy razem np. napisałbym (nie: napisał bym).

Kochani!
Nikogo nie chcę ściągą obrazić, po prostu w różnych wpisach te błędy powtarzają się najczęściej. A skoro dorola będzie na błędy zwracać (szczególną?) uwagę, lepiej mieć się na baczności.

Pozdrawiam wszystkich.
KONIEC CYTATU.

*Matka Kurka

sobota, 21 listopada 2009

Normalność, pojęcie względne

Punktualność.
Pracowitość.
Wielokulturowość.
Tolerancja.
Szacunek.
Grzeczność.
Życzliwość.
Dyskrecja.
Takt.

Oczywista oczywistość?

Znam miejsce gdzie oczywisty jest jedynie biały kolor skóry, heteroseksualizm i religia katolicka. Prawo istnieje głównie po to, aby je omijać lub łamać, a alkohol - aby go nadużywać. Tu się burzy zamiast budować, niszczy zamiast remontować. Brud i chamstwo stanowią normę, a cwaniactwo uważane jest za spryt.
Biada temu, kto nieopatrznie zastosuje złą miarkę normalności. Biada.

piątek, 20 listopada 2009

Proponuję zmianę obsady

W cotygodniowym programie redaktora Rymanowskiego "Kawa na ławę" są niezmiennie zapraszane dwa dyżurne zestawy polityków.
W międzyczasie, trzy orły-sokoły pofrunęły do PE. Logicznie rzecz biorąc, powinni siedzieć w Brukseli i pracować, a w wolnym czasie szlifować języki obce. Jednak pan Jacuś Kurski, pan Tadzio Cymański i pan Sławuś Nitras nie chcą wpuścić na "ławę" swoich mniej znanych medialnie kolegów. Wytrwale zlatują z Brukseli do studia TVNu, a ich zaokrąglone pysie zabierają coraz więcej miejsca na ekranie. I niby ich w naszej stolicy nie ma, ale poinformowani są o wszystkim nadzwyczajnie.

Ja jednak proponuję, żeby (skoro już przylecieli i są) opowiedzieli o swoich codziennych osiągnięciach w Parlamencie Europejskim, bo o tym, co się dzieje w naszym kraju, to my już sami wiemy najlepiej.
Do rzeczy, panowie, co wy tam właściwie konkretnie robicie?
Nie wszyscy naraz, proszę.

środa, 11 listopada 2009

Listopadowe nastroje

Ciągle pada, to i suchej nitki nie zostawię.
Pani redaktor Olejnik lubi najwyraźniej ostre kontrasty. Wczoraj jej kropkowym gościem był poseł Joachim Brudziński, a jakże. Potem pani poseł Nelli Rokita tak strasznojje głupotyje wygadywałłła u redaktora Rymanowskiego, że nawet przy największych gafach i błędach PO odczuwam komfort psychiczno-intelektualny na myśl o obecnej ekipie rządzącej (w porównaniu).

Kiedyś, we Francji, był taki lider komunistycznej partii robotniczej, Georges Marchais mu było. Cóż to za cyrki się odbywały z każdym jego występem na wizji - śmiech i żenada. Odpowiednik poziomu największych gwiazd PiS u, tyle że po fhrancusku. Może niech ci nasi też przejdą na inny język - czeski, na przykład? Mądrzej nie będzie, ale zabawniej, z całą pewnością.

Co by tej ważnej daty całkowicie nie zaśmiecać, proponuję porozmawiać o mądrych Polakach, którzy od PRL u w świat uciekali. Jako pierwszy wystąpi mój faworyt, Andrzej Żuławski. Filmów kilkanaście nakręcił, około 30 książek napisał, z czego osobiście posiadam 21! Niezwykle interesujący wywiad polecałem już wcześniej:
"Głupiejemy w oczach" - rozmowa z Andrzejem Żuławskim http://www.teatry.art.pl/!rozmowy/glupiejemyw.htm
a do tego dodam jeszcze "Żuławski - wywiad rzeka", Piotr Kletowski i Piotr Marecki, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2008:

Andrzej Żuławski : - Istnieje życie miasta i to życie jest też moim życiem. Żyję w tym społeczeństwie, w tym kraju, póki jestem obywatelem (...) płacę podatki i mam święte prawo otworzyć mordę i mówić co myślę.

Piotr Marecki: - Jestem obywatelem, wiec jako obywatel mogę być polityczny, ale jako artysta?

Andrzej Żuławski: - Jako artysta to wara wszystkim od tego, co jest moim punktem widzenia. Odpierdolta się, to jest moje, ale jako obywatel wręcz mam obowiązek. To nawet nie tyle obowiązek, ile naturalna funkcja: jem, bo mogę sobie kupić, sram, bo zjadłem, i mówię, bo widzę co się dzieje i dotyka mnie to żywo.

Żeby było sprawiedliwie i "do pary" w przenośni i dosłownie (sic!), proszę o światła reflektorów na Manuelę Gretkowską. Ponad 20 książek napisała + scenariusze i felietony, a na dodatek założyła "Partię Kobiet", o czym ze swoistym talentem opowiada w "Obywatelce". Na pierwszym zebraniu dopiero tworzącej się wtedy partii, miałem zaszczyt uczestniczyć osobiście!

Od PRL owskiego ustroju uciekło w świat wielu Polaków, ale byli też tacy, którzy zostali wręcz wyproszeni z Polski przez ówczesne władze (np.Żuławski).

Ja wybrałem na dzisiaj tych dwoje. O kim Wy mielibyście ochotę napisać?

poniedziałek, 9 listopada 2009

Nie ma go, ale jest

Takimi słowami zakończyła się dzisiejsza "Kropka nad i" poświęcona niespodziewanemu odejściu Jana Wejcherta. W towarzystwie Moniki Olejnik, Marek Kondrat wspominał chwile spędzone ze swoim przyjacielem. Zrobił to bardzo zwyczajnie: ciepło, spokojnie i elegancko. Tej "kropki" nigdy nie zapomnę.

Jan Wejchert był tam także.

sobota, 7 listopada 2009

17 milionów do wygrania

Właśnie tyle mi potrzeba. Stawiam 9 PLN na "chybił trafił". Mam nadzieję, że nie wygram, bo jak wygram, to oszaleję z radości i zamkną mnie w pokoju bez klamek. A wtedy - co mi z tych 17 milionów? Po co więc gram? Dla radości oczekiwania, bo może jednak...nie oszaleję.

środa, 4 listopada 2009

Śmiech to zdrowie

Zalatany jestem wściekle, a tyle jest spraw o których chciałem z Wami pogadać :(
Nic to, nadrobimy, co nie?

Poleciałem lotem błyskawicy na "Kontrowersje.net", a tam oczywiście cała seria nowych, fajnych wpisów. Jeden mnie rozśmieszył (zaraz podam linka), a do tego przypomniał, że jeszcze nie skończyłem Wam truć o swoich pomysłach na zmianę w programie szkolnictwa!

Kosmita, bierz ty się, ufoludku, do roboty! a oto obiecany link:http://www.kontrowersje.net/tresc/z_czym_do_ue_z_hydraulikiem

piątek, 23 października 2009

Pedofilia, kazirodztwo - wczoraj i dziś

Oburzamy się bardzo często bez wiedzy i zrozumienia, zapatrzeni ślepo we fragment zdarzenia, obudowany elementami fikcyjnymi, ale zgodnymi z naszą wiarą, interpretacją i przekonaniami. Oburzać się wolno, dyskutować i protestować trzeba, ale warto chyba zmierzyć się przed tym z najbardziej nawet niewygodną i często trudną do zaakceptowania rzeczywistością.

http://blog.swojak.info/?p=85#comment-14498

http://kontrowersje.net/node/4321

http://archiwum.polityka.pl/art/drzace-ciala,426016.html

http://www.kontrowersje.net/node/4460


Artykuł Adama Krzemińskiego w "Polityce" polecam nie dla usprawiedliwienia czy zbanalizowania zjawiska kazirodztwa i pedofilii, ale dla poszerzenia perspektywy obyczajowo-historycznej ich występowania.

Czy taka perspektywa ma jakiekolwiek znaczenie przy obecnie toczącej się dyskusji wywołanej zatrzymaniem Romana Polańskiego? Ja uważam, że tak.

środa, 21 października 2009

PO wciąż prowadzi

Wystarczy poczytać i posłuchać - komentatorzy zachodzą w głowę. Afera tu, afera tam, a słupki Tuska & co., ciągle rosną. Jak to może być? Ano takto: nie ma alternatywy. Najchętniej człowiek by ich wszystkich przepędził jak najdalej, ale ktoś zarządzać musi. Gdyby to było możliwe, to zaproponowałbym kilka nowych kandydatur, ale nie mogę, bo jako zwykły obywatel, nie mam na to żadnego wpływu. Co mogę zrobić?

a) nie pójść na wybory i pomniejszyć frekwencję, dając jednocześnie przewagę żelaznemu elektoratowi
b) pójść na wybory, ale wrzucić "pusty" głos - podtrzymując frekwencję i dodając ułamek więcej szansy żelaznemu elektoratowi
c) zagłosować na kandydata PO - frekwencja i nokaut jednego głosu na korzyść Lecha, czyli w rzeczywistości - Jarosława Kaczyńskiego
d) zagłosować na kandydata PiS - wspierać siłę polityczną niekompetentnych bezmózgowców
e) zagłosować na kandydata SLD - jak wyżej
f) zagłosować na ewentualnego kandydata/tkę "X" - do poważnego rozważenia

Dlaczego nie chcę głosować na PiS?

Nie mogę słuchać ani patrzeć na ludzi, którzy tworzą to zgrupowanie, a głosując na nich skazuję siebie i cały kraj we władzę głupich, prostackich, zakompleksionych ludzi, nasączonych nieświadomie zaściankową mentalnością PRLu. Tu nie chodzi o program, bo PO i PiS jako dwie partie prawicowe, programowo niewiele różnią się od siebie. Tu chodzi o konkretne osoby: prezesa Kaczyńskiego, Joachima Brudzińskiego, Edgara Gosiewskiego, Zbigniewa Ziobrę, Beatę Kempę, Michała Kamińskiego, Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego, pana Szczygłę, Karskiego, Mularczyka, Hoffmana, Stasiaka, panią Poseł Wróbel, panią Elżbietę Jakubiak, pana Macierewicza itd...
Ja i moi najbliżsi = 11 głosów i jesteśmy wszyscy na NIE.
Ktoś jeszcze?

wtorek, 20 października 2009

Swój swego

Pani Marczuk-Pazura zaczynała karierę w Polsce jako hostessa w klubach nocnych, co nie byłoby żadną rewelacją, gdyby nie określanie jej mianem "salonowej damy" (aluzja do licznych prasowo-internetowych komentarzy). Prawdziwa natura tłumaczy ewentualną słabość tej pani do męskich powabów pokroju agenta Tomasza: z tej samej gliny zostali oboje ulepieni.

http://www.kontrowersje.net/node/4701#comment-67794

Wiadomo przecież, że swój przyciąga swego - Jarosław Kaczyński wykurzył ze swego politycznego otocznia ludzi różniących się od niego wzrostem (sic!) i wychowaniem, no i mamy teraz chmarę gdakających klonów, nie mówiąc już o wodzireju nadmuchanych "afer" czyli o sfrustrowanym i rozchwianym emocjonalnie, Mariuszu Kamińskim.

Martwi mnie głównie to, że cała ta "genialna" strategio - podpucha CBA (Sawicka, Lepper, Marczuk-Pazura) pogłębi i tak już powszechny brak wzajemnego zaufania w społeczeństwie. Fabrykowanie afer poprzez nagminne stosowanie prowokacji jest chore i szkodliwe. Politycy, którzy temu przyklaskują są bezmyślni lub psychotyczni. Obywatele, którzy takich polityków popierają są ... a konkretne cyfry poznamy przy najbliższych wyborach.

http://www.kontrowersje.net/node/4711#comment-67895

poniedziałek, 19 października 2009

sobota, 17 października 2009

Romek, Tomek i Atomek

czyli podsumowanie prasowe dla zalatanych.

piątek, 16 października 2009

Interes Migalskiego (doktora)

Wsłuchując się w zachwyty pana (doktora!) Migalskiego dotyczące politykierskich (he he) talentów Jarosława Kaczyńskiego ("Piaskiem po oczach") wydawało mi się, że dostaję cały czas PiSkiem po uszach. Jako człowiek pragmatyczny, rozumiem doskonale pobudki pana Migalskiego - te achy i ochy leżą w jego interesie, a namacalne kupony już zaczął odcinać - jako (dobrze opłacona) pisowska wtyczka w Brukseli. Mnie natomiast nikt z PO nic fajnego nie załatwia, ba, nawet kawy na ulicy nie stawia za to, że ja PiSu organicznie nie cierpię. Oceniając zatem chłodno i obiektywnie - który z nas jest bardziej bezinteresowny i szczery: pan (doktor) Migalski czy Pistacjowy Kosmita?

Warto przeczytać:

http://www.kontrowersje.net/node/4673

środa, 14 października 2009

Zawiało cię śniegiem, Ojczyzno

Idealny dzień na gorącą herbatę przy kominku, z mruczącym kotem u boku. Można poczytać, można podumać. Pod kancelarią premiera zgromadziły się podobno jakieś oszołomy, żeby protestować przeciw odwołaniu szefa CBA, Mariusza Kamińskiego. Najwyraźniej towarzystwo poszło na całość, bo protestować w taką pogodę jak dziś, to trzeba być desperatem albo wariatem.

Ja tam uważam, że tego pana Kamińskiego z nieustannie cierpiącym wyrazem twarzy, należało usunąć zaraz po odejściu PiS u, skoro było to jednak proceduralnie niewykonalne (kadencyjność), lepiej teraz niż wcale. Rozśmieszyło mnie, gdy redaktor Rymanowski poinformował, że pan Prezydent był zszokowany wiadomością o odwołaniu Kamińskiego. Prezydent był z s z o k o w a n y! Coś pięknego.

Pan premier Tusk też ma nas za idiotów, ale okazuje to znacznie delikatniej. Na przykład na wieść o stenogramach z rozmów telefonicznych pana Chlebowskiego dotyczących niejasnych posunięć ministra Drzewieckiego i Schetyny, pan premier nie wybałuszał gał ze zdziwienia tylko swoje pionki na szachownicy błyskawicznie poprzestawiał. Widowiskowo rewelacyjnie, a swoje długi wobec dawnych kumpli i tak z nawiązką już pospłacał, bo w końcu przez dwa lata w rządzie siedzieli i szansę na sukces otrzymali. Jednak synapsy im z znienacka nawaliły i przestali kompletnie kontaktować, dlatego wynocha z pierwszego rzędu! Swoją wiochę możeta najwyżej kontynuować na dalszych strapontenach.

Premier Tusk jest politykiem niezwykłym. Chwytem poniżej pasa znokautował Włodzimierza Cimoszewicza używając rękawic Miodowicza i Jaruckiej i co? Nic.
Otacza się ludźmi o szemranych powiązaniach (Schetyna, Chlebowski, Drzewiecki), aparycji i manierach prostackich lowelasów (Sławomir Nowak), przelewających z pustego w próżnię (Pitera i Radziszewska), a jednak udaje mu się ciągle utrzymać elitarno - inteligencką reputację Platformy Obywatelskiej. Czy to nie cud?

Jeśli nowe nominacje rządowe niosą ze sobą profesjonalne kompetencje, to mogę jedynie panu premierowi pogratulować. Doświadczenie życiowe nakazuje mi jednak pewną powściągliwość. Od dawna krążą plotki o krótkiej ławce rezerwowych w PO i dlatego przypuszczam, że nowa obsada pochodzi z desperackiej łapanki. Co do starej gwardii - oni zbyt łatwo nie dadzą się odstawić od karmnika. Te wszystkie wygody, przywileje, te wywiady medialne, telewizyjne debaty. I jeszcze kącik sejmowy do czyszczenia butów - rzadko się korzysta, ale jest! Oni tego tak łatwo nie odpuszczą, jak znam życie.

Jako zwykły obywatel niewiele wiem i niewiele mogę. Mam tylko własną opinię, a intuicja mi podpowiada, że jedynie Joanna Mucha, Janusz Palikot, Kazimierz Kutz, Zbigniew Piesiewicz i Jacek Rostowski są politykami społecznikami z prawdziwego zdarzenia. Cała reszta to...

W najbliższych wyborach będę głosować za odsunięciem PiS u jak najdalej od sceny politycznej. Postaram się wybrać rozważnie. Mam tylko jeden głos i nie mam zamiaru go zmarnować. Howgh!

poniedziałek, 12 października 2009

Kurwik kurwikiem pogania

Oskarżam media, a w szczególności "Rzeczpospolitą" i "Wprost" o robienie celowej zadymy na scenie politycznej, o rozdmuchiwanie niedokładnie sprawdzonych informacji i wykorzystywanie wyrwanych z kontekstu zdarzeń do tendencyjnej nagonki na rząd. Mam na myśli ostatnie głośne sprawy: aferę hazardową, stoczniową i zdymisjonowanie szefa CBA. Żeby coś publicznie oceniać i krytykować, trzeba to móc na wstępie rzetelnie i prawdziwie przedstawić. Komentarz jest jedynie dodatkiem. Media dzisiaj zajmują się pyskówą i kreowaniem dodatkowych konfliktów pomiędzy klasą rządzącą i opozycją. A wszystko to, aby się lepiej sprzedać. Klasyczne kurewstwo zwane elegancko prostytucją.

P.S. "Wprost" musi zapłacić 2 mln córce Włodzimierza Cimoszewicza o zniesławienie. Nadrukowali niesprawdzonych głupot, niesłusznie oskarżyli ludzi i teraz słono zabulą. Zdecydowanie, pan redaktor Janecki spadł do rangi szefa brukowca odnajdując dla siebie właściwe miejsce na polskiej arenie medialnej. Proponuję nowy tytuł: 'Oczywista oczywistość na gorąco'.

czwartek, 8 października 2009

Premier Tusk robi czystkę

Po Drzewieckim poleciał Adam Szejnfeld, Sławomir Nowak (alleluja!) oraz Grzegorz Schetyna. Z ławki rządowej przesadzono ich na fotele sejmowe. Wróble ćwierkają, że moja "ulubienica", Julia Pitera również zostanie odsunięta z najbliższego "entourage", żeby nie psuć premierowi sławetnego "l'image".

Intuicja mi mówi, że wkrótce ujrzymy przeciwieństwo dotychczasowych grześko-sławko-ryśków. Cosik łagodnego, estetycznego, eleganckiego. Zmieni się język, ton, twarze. Na moment, a potem zacznie się ostra walka o fotel prezydencki. Ja tylko drżę na samą myśl o stanowisku premiera: kto niby miałby go zastąpić w wypadku wygranej? Podobno Cimoszewicz coś tam, coś tam, ale plotka niesie, że jednak nie. A gdyby tak moja ulubienica, Joanna Mucha? Na prezydenta panowie jej nie dopuszczą z pewnością, ale może na premiera? Już to widzę: sondaże PO strzelają pod niebo z siłą błyskawicy, premierzy z całego świata wykazują gwałtownie nasilone zainteresowanie naszym krajem, a opozycja spada na pysk przegrywając z kretesem wybory parlamentarne...
No, to jak będzie?

poniedziałek, 5 października 2009

Dymisje w rządzie

Mirosław Drzewiecki, minister sportu, podał się do dymisji na skutek ostatniej afery zwanej hazardową (nie opisuję szczegółów, bo wszystkie media o tym trąbią).
Dla swojej kariery pan minister zrobił znakomicie, bo wycofał się sprytnie z "politycznym honorem". Lada moment usłyszymy lament medialno-społeczny i grono kibiców sportowych zamieni się w korowód pogrzebowy, szlochający nad odejściem "znakomitego organizatora EURO 2012". Zapomnimy wszyscy "co, jak, dlaczego", bo usłyszymy, że pan Drzewiecki był niezastąpionym i cnotliwym managerem.

Pan premier Tusk od pięciu dni "się zastanawiał", bo dymisja ministra sportu była mu raczej nie na rękę. Nie zapomniał również swojego piramidalnego błędu ze zbyt pochopnym usunięciem byłego ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ćwiąkalskiego, dlatego teraz postanowił poczekać... Super, tyle, że Mirosław Drzewiecki inteligentnie decyzję premiera wyprzedził i odszedł sam. Komplementy już się posypały, a opozycja ostro zgrzyta zębami, bo teraz mają o jeden powód do pyskówy mniej. Dobra nasza. Jak dobrze pójdzie, to Zbigniew Chlebowski i Adam Szejnfeld również odpadną z gry, a za ciosem poleci jeszcze kilka innych zepsutych buraczków. Oby!

Nie lubię tego rządu, ale opozycja prezentuje się makabrycznie groteskowo, dlatego jestem za wyczyszczeniem i przemeblowaniem tego, co aktualnie szamocze się na tzw szczycie.

Wielkimi krokami nadchodzą wybory prezydenckie, a zaraz potem - parlamentarne. Najwyraźniej usłyszeliśmy już pierwsze, mocne dźwięki uwertury. Oj, będzie się działo.

niedziela, 4 października 2009

Jak jest w realu?

Ciekawi mnie bardzo czy sympatie i przyjaźnie zawiązywane wirtualnie mają szansę na przetrwanie w tak zwanych realnych kontaktach. Nie chodzi mi jedynie o flirty i randkowanie, bo to jakby osobny temat, choć zapewne równie intrygujący. Mam na myśli "przyjaźnie" i "sympatie" jakie się tworzą na blogach pod wpływem przeczytanych tekstów czy wymiany komentarzy. Dla mnie forma wirtualna jest idealna (jak na razie), ale czasem zastanawiam się, jacy są w rzeczywistości ludzie, z którymi komunikuję się na blogach i portalach od przeszło 9 miesięcy (okres donoszonej ciąży:)

Czy tych, których uważam za wyjątkowych, podziwiałbym dalej, czy może wprost przeciwnie? Czy ciekawie i błyskotliwie piszący autorzy są również fascynujący na spotkaniu "twarzą w twarz"? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło więc nie wiem. A Wy?

sobota, 3 października 2009

Bo sypialnie powinny być dwie

Dla fajnego seksu jedna i druga dla głębokiego snu. Dla zmiany krajobrazu. Dla zachowania intymności w razie choroby lub zmęczenia. Dla możliwości pobycia z samym sobą. Dla zachowania pewnej dozy dystansu. Dla komfortu i wygody. Dla lepszego związku.

środa, 30 września 2009

Dzień chłopaka, ale numer!

Dzięki blogowym znajomościom: www.kompensacja.blogspot.com dowiedziałem się, że dzisiaj jest Dzień Chłopaka. Pozwolę sobie zatem złożyć życzenia wszystkim mądrym, wrażliwym, inteligentnym, dowcipnym, a przy okazji - eleganckim i charyzmatycznym chłopakom. Reszta niech sobie złoży życzenia bez mojego udziału.
Wymienione chłopaki - róbcie tak dalej!

P.S. Taka jedna (siedzi właśnie obok i się wtrąca) kazała mi dopisać "przystojnym i pracowitym i bez brzucha". Te baby to mają we łbach poprzewracane, co nie?

wtorek, 29 września 2009

Czy Cimoszewicz wróci do gry?

Samczy zew władzy jest tak silny, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż Włodzimierz Cimoszewicz nie daruje Tuskowi dawnych grzeszków (ałć!) i stanie do walki o prezydenturę. Czemu nie, w końcu w obecnej sytuacji... Osobiście wolałbym być reprezentowany na świecie przez panią Joannę Muchę, ale ponieważ na taki scenariusz się nie zanosi, to każda inna opcja różna od Tuska i Kaczyńskiego, a przewyższająca poziom pana Brudzińskiego czy "wszechstronna wiedzę" pani Pitery, zasługuje na przychylność. Najśmieszniejsze jest to, że ewentualni kandydaci ukrywają się po kątach tajemniczo przyczajeni, jakby czekali na pierwszy ruch "tego drugiego". Skromni jacyś tacy, zapytani wręcz się krygują, że niby nie, chyba nie, a w ogóle, to jeszcze zobaczymy... Ano, zobaczymy. A przed nami zima, czyli - aby do wiosny.

poniedziałek, 28 września 2009

Reakcje środowiska na zatrzymanie Polańskiego

Bywają szokujące.

Nie dziwi mnie fakt, że w naszym grajdole wiadomość stała się sensacją numer jeden - w końcu jeden z maleńkiej garstki rozpoznawalnych na świecie, polskich reżyserów filmowych został aresztowany w drodze na filmową uroczystość w Zurychu. Na dodatek każdy opowiada swoją wersję zdarzeń i na razie nie bardzo wiadomo, jaka będzie ostateczna wersja medialna, a jaki jest powód rzeczywisty.

Szokują mnie głównie publiczne wypowiedzi ludzi, wydawałoby się, poważnych i logicznie myślących. Pani Izabela Cywińska, swojego czasu - minister kultury, pan Kuba Morgenstern - reżyser filmowy i pani Katarzyna Figura - aktorka, argumentują absurdalność cytowanego wydarzenia tym, że Roman Polański jest wielkim reżyserem, uznanym na całym świecie, że był jako dziecko żydowskie cudem uratowany z holocaustu, że swoje już przecierpiał (tragiczna śmierć Sharon Tate), a rzekomo zgwałcona dziewczynka (obecnie dorosła kobieta) oficjalnie przyznała, że wszystko było uknute przez jej mamusię, dlatego o gwałcie nie może być mowy. O co więc chodzi Szwajcarom właśnie teraz, skoro Polański regularnie przyjeżdżał na narty do Davos, a nawet zakupił gdzieś w górach dom.

A ja się pytam - co ma piernik do wiatraka? Po pierwsze: poczekajmy chociaż chwilę na więcej konkretów, a po drugie nie zapominajmy, że Polański uciekł ze Stanów w trakcie swojego procesu, a takie numery są w Stanach uznane za przestępstwo. I nigdy nie ulegają przedawnieniu. Punkt widzenia, punkt siedzenia. Pyskujemy wiecznie, że u nas prawo i wymiar sprawiedliwości są dziurawe jak szwajcarski ser, a kiedy jakiś praworządny kraj stosuje je z dokładnością szwajcarskiego zegarka, ale w odniesieniu do nas samych, to podnosimy gwałt i uważamy, że "prawo trzeba umieć interpretować, a nie stosować tępo, co do literki" (cyt. Izabela Cywińska w tvn24)

Sam byłem zdziwiony na początku, bo jakoś mi to wszystko do Szwajcarii nie pasowało, ale nie znamy przecież szczegółów, a robienie tak wielkiego wrzasku medialnego na podstawie jedynie poszlak i domysłów, to histeryczna amatorszczyzna.

Mniej emocji, a więcej zdrowego rozsądku.

P.S. Pisząc to, nie zamierzam wypierać się szczerej admiracji dla talentu filmowego Romana Polańskiego, a także wielkiej sympatii dla jego charyzmy i poczucia humoru. Prywatnie, jest mi niezwykle przykro z powodu całego zamieszania i mam nadzieję, że wszystko zakończy się pozytywnie i możliwie jak najszybciej.

Polecam: www.kontrowersje.net/node/4460
To najlepszy artykuł jaki ostatnio czytałem. Autor jest mistrzem pióra/klawiatury.

niedziela, 27 września 2009

Państwo świeckie - co to praktycznie oznacza?

W sejmie i senacie nie zasiadają biskupi, księża, rabini, pastorzy itd., ale na sali sejmowej wisi krzyż. Do szkół wróciła religia, uznana przez ministerstwo edukacji, jako regularny przedmiot. Posłowie i europosłowie (np. Jacek Kurski z PiSu w ostatnim programie "kawa na ławę") potrafią grzmieć o istocie dla Polski wartości chrześcijańskich i podkreślać na każdym kroku teorie katolickie dotyczące np. ochrony życia poczętego. Zasłaniając się religijnymi frazesami włażą swymi nieoczyszczonymi buciarami w najbardziej intymne sfery życia obywateli, zamiast zachować dla siebie swoje przekonania i zająć się tym, do czego zostali wybrani. Poselskie gwiazdy latają od jednej stacji telewizyjnej do drugiej, sprawiając wrażenie, że ich głównym zajęciem są moralizatorskie debaty medialne, przerywane jedynie mocno zakrapianymi biesiadami w sejmowym barze i restauracji. Słuchając ich obłudnych wywodów na temat aborcji, metody "in vitro", równouprawnienia kobiet i legalizacji związków homoseksualnych, odnoszę wrażenie, iż epoka neośredniowiecza zapanowała już na dobre w naszym kraju i tylko patrzeć, jak nastąpi powrót świętej inkwizycji.

A może by tak postudiować troszkę i zastanowić się nad znaczeniem pojęć: "wiara","religia", religioznawstwo", "przekonanie", "prawo", "państwo świeckie", "wolność jednostki", "demokracja"?

czwartek, 24 września 2009

Kto przyjdzie na obiad?

Odpowiedź uzyskacie dziś wieczorem na tvp kultura o godzinie 20:00. Obsada oskarowa!!!

* komediodramat obyczajowy, produkcji amerykańskiej, 1967. W rolach głównych: Katherine Hepburn, Sidney Poitier, Spencer Tracy.

Polecam miłośnikom kina klasycznego :)

wtorek, 15 września 2009

Inne jest "be"

Ukazał się wczoraj bardzo interesujący tekst na moim ulubionym portalu (kliknij -->), a pod nim komentarz, który sprowokował mój dzisiejszy wpis, cytuję:
"Najbardziej nieludzka ze wszystkich maszyn"
(...) Zakaz kontaktów homoseksualnych obowiązywał w Anglii od 1533 r., a do 1861 r. groziła za nie kara śmierci - penalizację zniesiono w tam roku 1967 r. (...)
Komentarz (pod artykułem) jednego z internatów:
Ciekawe, czy jest jakiś związek z tworzeniem, rozkwitem i upadkiem imperium. I obecną degrengoladą.

Koniec cytatu.

Tak, tak, święta racja, to co się dzieje na świecie, to wstyd, hańba i degrengolada. U nas też jest coraz gorzej, bo to zło przychodzi tutaj z zagranicy. Wystarczy popatrzeć: ten spod 14, zawsze taki pachnący, wymuskany, uprzejmy, uśmiechnięty, mieszka sam, a porządek u niego, czyściutko - czy to może być PRAWDZIWY FACET? Wiadomo, że nie.

A tamci z przeciwka, co te rośliny mają takie zielone na balkonie - oni nigdy nie chodzą do naszego kościoła, czytają "Wyborczą", a w zeszłym roku byli na wycieczce w Izraelu. Ma pani jeszcze wątpliwości?

Z kolei ta ruda, pani redaktor, co to zawsze broni praw kobiet, krytykuje ostro polityków, ostatnio napisała, że popiera Partię Kobiet! Ona jest jakaś dziwna... za facetami nie lata, najczęściej spaceruje sama. Dzieci nie ma, musi być ostro zwichnięta.

Przecież wiadomo, że normalni ludzie kończą szkołę, idą do pracy, zakładają rodziny, wychowują dzieci, a w niedzielę idą do kościoła ubrani przyzwoicie i o 14;00 zjadają rodzinny obiad. Raz do roku, w lipcu lub sierpniu, wyjeżdżają na wczasy, najlepiej ze znajomymi i dziećmi (im więcej dzieci, tym lepiej).

Narzekaliśmy za czasów PRL, ale wtedy był spokój i porządek i o żadnych bezeceństwach się nawet nie mówiło. A teraz? Każdy robi co chce, bo to niby "wolność słowa" i prawo do równości. Jakiej równości, ja się pytam? Kiedy ludzie zaczną się zachowywać przyzwoicie, jak Bóg przykazał, wtedy porozmawiamy o równości...


Przerysowane? Tylko odrobinę.

Wszyscy jesteśmy niewolnikami swoich przekonań, a często wręcz uprzedzeń, choć oczywiście w różnym stopniu. Ja, na przykład, mam dość dotychczasowych facetów u władzy i marzę o tym, żeby na stanowiskach premiera i prezydenta stanęły kobiety - wykształcone, doświadczone, kompetentne. Czy jest to jednoznaczne z obsadzeniem rządu i parlamentu wyłącznie kobietami? Oczywiście, że nie. Do tej pory panowie stali na czele i decydowali o WSZYSTKIM. Kobiety stanowiły jedynie drobną część rządowego zaplecza. Jestem za zmianą, za przełamaniem mentalnych barier. Wybierzmy do zarządzania naszym krajem LUDZI pod kątem ich rzeczywistych kompetencji, a nie - tradycyjnych patriarchalnych mechanizmów.
P.S.
Zanim mnie szybko zakwalifikujecie do wybranej szufladki z etykietką np."zasrany feminista", poczytajcie, proszę teksty i wypowiedzi profesora Wiktora Osiatyńskiego, albo Tomasza Jastruna. Naprawdę warto.

niedziela, 13 września 2009

Tradycyjne jądra utraciły berło i koronę

Cała (prawie) gawiedź polska szaleje z radochy, bo siatkarze zdobyli złoty medal, a ja to mam w d.. głębokim poważaniu, bo tam właśnie mam wszelakie wyczyny sportowe.

Na portalu Kontrowersje.net zakończyła się debata dotycząca wyboru tytułu konkursu na najlepszy tekst roku 2009. Miałem pomysł na "Vers kontra Wers - 2009", ale dałem sobie spokój, bo dyskusja była już wystarczająco rozgrzana i bez moich "3 groszy".

Chciałem tworzyć swoje "dzieło" na temat konieczności zmian w programie i formie edukacji dzieci i młodzieży w naszym współczesnym świecie, ale zniechęcenie mnie ogarnia coraz bardziej. Kogo to właściwie obchodzi?

Obejrzałem 2 część "Prawdziwej historii Marii Montessori" i powiem tak: o ile mój podziw i sympatia dla tej kobiety wzrosły jeszcze bardziej, o tyle straciłem chęć na zmianę czegokolwiek.

Warto jedynie uzmysłowić sobie, jak olbrzymi krok do przodu zrobiły kobiety od tamtego czasu (koniec XIX) w kwestii swoich praw, niezależności, obalenia uprzedzeń i stereotypów.

Kobieta w ławach uniwersyteckich, a potem praktykująca jako lekarz, była zjawiskiem niespotykanym. Wychowująca samotnie nieślubne dziecko - była wręcz nie do zaakceptowania.

Jednak do dzisiaj - kobieta dzierżąca władzę jest zaledwie tolerowana i na ogół przyjmowana mało entuzjastycznie. To się wolniutko zmienia. Nadchodzi epoka wpływowych, silnych kobiet na całym świecie.

Panowie, gacie w trok i jazda za kulisy. Myśmy się już przeterminowali i zanieczyszczamy smrodliwie atmosferę. Ster należy przekazać najlepszym, a tacy coraz rzadziej emanują swoją energią jądrową usytuowaną (tradycyjnie) poniżej pasa. Najistotniejsze rozgrywa się dużo wyżej.

sobota, 12 września 2009

Wystawa orchidei

11,12,13 wrzesień - wystawa orchidei w ogrodach cieplarnianych należących do Ogrodu Botanicznego w Warszawie.

Kocham kwiaty, wszystkie bez wyjątku, ale orchidee fascynują mnie najbardziej. Ich specyficzna uroda kojarzy mi się z Beatrice Cenci i legendą o jej zatrutym ogrodzie.
Mają w sobie zdławiony krzyk i nieskończenie głęboką tajemnicę. Są zniewalające.
Chętnie odwiedziłbym je samotnie, nocą, przy świetle księżyca.

Jestem piekielnym egoistą, bo całą przyjemność popsuli mi inni ludzie. Którzy też zapewne kochają orchidee.

P.S. Jutro, w niedzielę, o godzinie 01:35 na tvp2, POLECAM film francuski pt."Chaos". BARDZO POLECAM.

poniedziałek, 7 września 2009

Sfilmowana historia Marii Montessori

obejrzałem wczoraj na "zone europa". Żadna rewelacja artystyczna, ale ze względu na życiorys głównej bohaterki oraz tło historyczno-obyczajowe, film jest wart uwagi. Polski, pełny tytuł: "Prawdziwa historia Marii Montessori" (cz.1 i 2). Dramat produkcji włoskiej, 2007. W rolach głównych: Paola Cortellesi, Massimo Poggio, Gianmarco Tognazzi.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Kończy się lato

Chcę jakoś zatrzymać ten czas, bo zimna i pluchy nie znoszę, szczególnie w wystarczająco już szarej i brzydkiej Warszawie.

Ostatnie podrygi lata, ostatnie promyki ciepła. Idę na 12:00 do Łazienek posłuchać choć przez chwilę koncertu chopinowskiego.

Na blogu @telemacha, kolejny rewelacyjny wpis:

"W miasteczku S. jest dwóch fryzjerów. Pierwszy z nich jest człowiekiem pod każdym względem zaangażowanym w sprawy społeczności lokalnej a przede wszystkim prawdziwym patriotą. Drugi umie strzyc..."

Miłej niedzieli!

P.S. Godzina 18:00.
Recital był fantastyczny. Grała Tokiko Kobayakawa z Japonii i takiej wirtuozerii nie słyszałam już od dawien dawna. Technika mistrzowska do perfekcji, a głębia interpretacyjna przeskoczyła była chyba oczekiwania samego kompozytora. Cudowne przeżycie w plenerowej scenerii, przy dodatkowym efekcie szumu drzew poruszanych jesiennym już wiatrem. Dzięki takim wzruszeniom życie nabiera kolorów i nieskończenie estetycznego blasku. Wspaniałe uczucie, bliskie szczęśliwego spełnienia. Polecam.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Kawał czasu, co?

" jesteś z profila do goryla,
z przodu do małpiego rodu " - napisał mi w pamiętniku zakochany Jacuś K. we wczesnej podstawówce.

Ja będę mniej okrutna, bo zakochana nie jestem :)

" na górze Róże, na dole Fijołki,
kochajmy się razem, jak dwa aniołki" - z najlepszymi życzeniami urodzinowymi dla psyjaciółki z lat szkolnych i nie tylko.

" Niech Ci gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie,
a kto z nami nie wypije Simi, niech go piorun trzaśnie."

środa, 26 sierpnia 2009

Zakończmy żenujący wyścig plemników

Już czas najwyższy, aby płeć tzw piękna spróbowała swoich sił jako głowa państwa. Na stanowisko premiera też sobie kogoś znajdziemy, nie ma strachu. Najbliższe wybory są jednak prezydenckie. Chwilowo znalazłam dwie kompetentne kandydatki, ale pomyślę nad kolejnymi. Jeśli macie jakieś sugestie - zapraszam do dyskusji.

http://www.kontrowersje.net/node/3986

środa, 19 sierpnia 2009

Nauka i praca mogą być pożyteczną zabawą - realizacja

Nie uciekam od tematu, drogi @Wilku, ale od kilku dni szamoczę się głupio, bez ładu i składu, martwiąc się idiotycznie, że wakacje dobiegają końca, a ja nic, tylko marzę o niebieskich migdałach.

Wracając do sedna: napisałaś słusznie, że fajnych pomysłów powstają tysiące, ale zawsze szwankuje realizacja. Oto mój "plan".

Proponuję na początek stworzyć projekt (bardzo ogólnikowy) nowego programu nauczania, aby powstał wystarczający materiał do dyskusji.

Zorganizować cykl konferencji z udziałem wykładowców, pedagogów, socjologów, dzieci, młodzieży, zainteresowanych rodziców, a także dyrektorów i menadżerów ważnych przedsiębiorstw i ośrodków zawodowych. Niech odniosą się wszyscy do projektu, a cała impreza stanie się początkiem debaty publicznej. Komitet organizacyjny będzie miał za zadanie monitorować całość i zbierać dokumentację. Po upływie roku nastąpi opracowanie projektu z uwzględnieniem uwag i pomysłów zewsząd zebranych. Będzie on przedstawiony na zamykającym całość cyklu konferencji, poświęconym nowej wersji projektu.

Powołać grupe fachowców do opracowania ostatecznego projektu programowego.

Doprowadzić do zatwierdzenia przez kompetentne organy (w tym momencie nastąpi zapewne droga przez mękę czyli przebijanie się przez urzędniczy żelazobeton i zwyczajowe procedury.)

P.S.
"Pistacjowe" pomysły programowe postaram się rozwinąć w następnych odcinkach.
P.S.S.
Wasze propozycje i krytyka są niezmiennie mile widziane/czytane.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Inicjatywa godna uwagi

Zapraszamy na kontrmanifestację 15 sierpnia

sierpień 7, 2009

15 sierpnia – w dniu koncertu Madonny – inicjatywa Armia Wyzwolenia Madonny zaprasza wszystkich chętnych na kontrmanifestację przed bramą wejściową. Inicjatywa ma być odpowiedzią na protesty Ruch Suwerenności Narodu Polskiego.

W protest AWM zaangażowało się oddolnie kilkanaście osób – głównie studentów. Wojciech Przedoniak – społeczny koordynator akcji – podkreśla, że protest nie jest wymierzony w katolików: Chcemy pokazać tylko, że symbole religijne są częścią kultury i nie mogą być zawłaszczane przez dominujące w państwie wyznanie. Nawet w sklerykalizowanym średniowieczu w sztuce, poezji czy architekturze swobodnie nawiązywano do motywów religijnych. Zwalczanie obiegu idei w kulturze – do czego namawia Ruch Suwerenności Narodu Polskiego – jest już niebezpieczną formą cenzury.

madonna

http://wyzwoleniemadonny.wordpress.com/

sobota, 8 sierpnia 2009

Pedagogika Marii Montessori - ważny przełom XX wieku

Maria Montessori

"Maria Montessori (1870-1952), włoska lekarka i pedagog. Jedna z największych reformatorek wychowania przedszkolnego. Twórczyni "metody Montessorii", która kładzie nacisk na umożliwienie dziecku swobodnej aktywności oraz kształcenie jego zmysłów. M. Montessori krytykowała współczesną sobie szkołę, której symbolem była dla niej "szkolna ławka" - wyrażająca bezruch i tłumienie aktywności dzieci. "
>>> dalej


"Głównym zadaniem pedagogiki Montessori (kliknij) jest wspieranie spontanicznej i twórczej aktywności dzieci oraz danie im szansy na wszechstronny rozwój fizyczny, duchowy, kulturowy i społeczny. Cele te są realizowane między innymi poprzez rozwijanie w dziecku samodzielności i wiary we własne siły, pracę nad osiąganiem długotrwałej koncentracji nad wykonywanym zadaniem, wypracowanie postaw posłuszeństwa opartego nie na zewnętrznym przymusie, a na samokontroli."
Metody pedagogiczne Marii Montessori stanowią niezwykle istotny przełom w dziedzinie wychowania i edukacji dzieci i młodzieży. Warto o nich wiedzieć i z nich korzystać. Nie jestem jednak zwolennikiem dosłownego odtwarzania Jej programu, w szczególności co do wychowania religijnego. W naszym kraju byłoby ono bezpowrotnie zdominowane przez "panujący" nam kościół katolicki. Dlatego właśnie w szkole proponuję zamienić "religię" na "religioznawstwo", a wychowanie katolickie pozostawić w sferze prywatno- indywidualnego wyboru.
c.d.n

czwartek, 6 sierpnia 2009

Nauka i praca mogą być pożyteczną zabawą

Wszystkiemu "winny" jest "socjoblog", bo mnie natchnął jego ostatni wpis -->kliknij
http://gholub.blogspot.com/2009/08/co-dzieci-powinny-studiowac-w-polsce.html

Będziecie mogli sobie jeździć po mnie do woli, bo ani belfrem nie jestem, ani dzieci pobierających obecnie nauki w szkole nie posiadam. A jednak bez żenady się wypowiem. Otóż pod zacytowanym wyżej wpisem, wymieniliśmy z "socjoblogiem" parę komentarzy (proszę sobie kliknąć, bo nie będę tutaj cytował). Było o pasji zawodowej i braku dlań konsyderacji, oraz o częstym braku sprecyzowanych zainteresowań (jakie studia, jaki zawód?) u nastolatków.

Jestem zdania, że "praca wykonywana z pasją, za którą przy okazji dostaje się jeszcze (ze zdziwieniem) godne wynagrodzenie" jest jednym z największych (a dla mnie największym, bo tzw miłość, dom, pieluchy zawsze mnie mierziły) skarbów w życiu człowieka współczesnego. Dlatego zamiast wkuwać na pamięć miliony nieprzydatnych informacji (w razie potrzeby można po nie sięgnąć, wystarczy nauczyć człowieczka jak i gdzie szukać) trzeba stworzyć młodzieży możliwość praktycznego dostępu do różnych dziedzin zawodowych. Częściowo w roli obserwatora, a tam gdzie możliwe - w roli stażysty/praktykanta. Urozmaicać - miesiąc tu, miesiąc tam, wszystko: układanie puszek w supermarkecie, obserwowanie próby w teatrze z przynoszeniem kawy aktorom, salowy/wa w szpitalu, jako pomocnik w przedszkolu itd... Tam gdzie nie można się wkręcić "praktycznie", przynajmniej odwiedzić w małych grupach: fabryki, kopalnie, wieżę kontrolną na lotnisku. Za moich czasów szkolnych byliśmy, pamiętam, w fabryce Wedla oraz w jakiejś innej, przy produkcji szklanej waty (?), ale to były bardziej "jaja" i radość ze zwolnienia z normalnych lekcji, niż prawdziwie dydaktyczne doświadczenie.

Obecnie, trzeba by pomysł rozpowszechnić, ustalić z instytucjami, żeby opracowały i przewidziały na miejscu odpowiednie struktury, i system zacznie funkcjonować.

Przebyte praktyki, mogłyby się kończyć oceną wystawioną przez pracownika-opiekuna + relacją zredagowaną i zaprezentowaną w klasie przez ucznia. Podobnie robimy na wyższych uczelniach, a możemy śmiało zacząć już w starszych klasach szkół podstawowych. Dla maluchów - kółka zainteresowań, w których równolegle przebiega nauka + pierwsze zajęcia w języku obcym. Kółka zmieniamy co semestr, żeby oswajać dzieci z różnorodnością możliwości. Zaangażować rodziców i młodzież - starszych braci i siostry. Będzie doskonałe ćwiczenie z postawy społeczno-obywatelskiej, a także - współczesnej formy patriotyzmu. Nasze dzieci stanowią przyszłość naszego kraju. Dzisiejsze powstańcze barykady, to także wspólna opieka nad nimi. Łatwo o tym zapominamy, grzebiąc się bezustannie w historycznej przeszłości.

W szkołach średnich i podstawowych wywalamy niepotrzebne "pamięciowe" bzdury i uczymy sukcesywnie (kolejność przypadkowa, nie czepiać się):

a) języka polskiego - poprawna polszczyzna w mowie i piśmie, z załączeniem ćwiczeń dykcyjnych, umiejętności przeprowadzania publicznej prezentacji tematycznej, oraz zwięzłej i sensownej analizy tekstu (literackiego i naukowego)
b) szkolenia z korzystania z nowoczesnych środków dydaktycznych i nowoczesnej techniki
c) języki obce c.d,
d) matematyka, statystyka, wykresy, podstawy budżetu
e) zajęcia z logiki + podstawy filozofii
f) zajęcia praktyczne - podstawowe pojęcie o wymianie/wciśnięciu korka elektrycznego, przetkanie zlewu, sklejenie poręczy fotela itp...
g) planowanie rodziny
h) zajęcia z wykwalifikowanym seksuologiem
i) zamiast religii (won ze świeckiej szkoły!) religioznawstwo
j) sport z możliwością uczęszczania na rytmikę, balet, zajęcia tańca współczesnego
k) lekcje "savoir-vivre'u" + wprowadzenie do światowych obyczajów kulturowych
.
.
.
i wreszcie: zaprośmy DZIECI do współtworzenia programu nauczania, i dajmy wszystkim szansę uczyć się i bawić jednocześnie!

Uwrażliwiajmy nasze pociechy na piękno sztuki poprzez muzykę, malarstwo, teatr itd... a także dajmy możliwość odkrycia i rozwijania ich własnych talentów poprzez (obowiązkowe?) uczestnictwo w grupach artystycznych (programy zakończone uzyskaną oceną, traktowane jako przedmiot). Poczucie własnej wartości jest bazą dla równowagi psychicznej.

Najlepszych i najbardziej zapalonych uczniów szkół średnich, można by angażować jako 'prowadzących zajęcia' z najmłodszymi.

Moja hipoteza: po takiej edukacji szkolnej, przeważająca ilość młodzieży dokona świadomych wyborów życiowych z dużą szansą na "samo-spełnienie". Spełniony człowiek jest na ogół życzliwie nastawiony do świata, a jego organizm skuteczniej zwalcza ewentualne choroby i inne przeciwności losu. Nie będzie już tyle żółci, kompleksów, nienawiści.

Politycy, jeśli naprawdę zależy wam, aby Polakom żyło się lepiej, pomóżcie rodzicom stworzyć odpowiednie warunki dla szczęśliwego dzieciństwa i rozwoju przyszłej, dojrzale wolnej Polski.

P.S. No i dobrze, że patetycznie :P

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Do roboty i to już!

Na samym początku witam nowego gościa, czyli uroczą kotkę (Bea, może wyswatamy Gapcia???), a jeśli chcecie wiedzieć kto to Gapcio, to musicie zajrzeć na blog Beaty :) Kiciu Szara, nie mogę się zorientować, który blog jest Twój? Napisz, proszę.

Dzisiaj będzie o bandytach i złodziejach. Uważam, że więzienie z zawieszeniem, albo jakiś idiotyczny areszt, to żadna kara. Na dodatek poszkodowany podatnik, musi takiemu łobuzowi odbycie kary słono opłacić. Nóż się w kieszeni otwiera. Proponuję co innego: obozy pracy. Kamieniołomy, kopalnie węgla, wycinanie lasu, obieranie ryb, praca na roli. Okres czasu i rodzaj pracy - w zależności od popełnionego przestępstwa. Niech sami zarobią na michę i pryczę. Czy może być coś bardziej terapeutycznego niż ciężka praca?

Pijani wiecznie menele - to samo. Kuroń im renty, cholera, pozałatwiał i teraz zataczają się na wpółprzytomni, cuchnący na kilometr. Tak, ja wiem, nieładnie tak mówić, nie po chrześcijańsku, to przecież też ludzie itd. Mam to gdzieś. Jeśli z uczciwymi ludźmi borykającym się z prawdziwymi chorobami, inwalidztwem, upośledzeniem i mimo ciężkiej pracy - biedą - nasz system wsparcia społecznego sobie poradzi, to proszę bardzo. Możemy się wtedy zająć losem "biednych" pijusów i narkomanów. Priorytety chyba jakieś być jednak powinny, tak czy nie?

Bardzo jestem ciekawa co myślicie na ten temat i jakie są Wasze pomysły na rozwiązanie całej sytuacji. Napiszcie. Pozdrawiam.

P.S.
Socjoblogu, jesteś już "starym" znajomym, ale witaj na Pistacjowym :)

sobota, 1 sierpnia 2009

Godzina 17:00

Ryk syren. Ciarki mnie przechodzą. Uciekać się chce.

piątek, 31 lipca 2009

Trochę prywaty

Kiosk zamknięty, właściciele wyjechali na wakacje. Mam miesiąc przerwy i mnóstwo postanowień:
- doprowadzić domostwo do ładu i wyglądu
- powywalać stare gazety itp. (bez ponownego przeczytania każdej stroniczki)
- zaprojektować stronę internetową dla bliskich mi ludzi
- zebrać materiały (dot. poprzedniego)
- zadbać o kwiatki u Rodzicieli
- poduczyć sąsiadkę francuskiego (konwersacja)
- połazić na Solarium (rakotwórcze, ale dodaje urody i blasku)
- przeczytać stos nieprzeczytanych książek
- skończyć pisanie sztuki teatralnej ( co idzie mi ślamazarniej, niż krew z nosa )

i z tego wszystkiego chyba pójdę na lody. Pistacjowe. Cześć!

niedziela, 26 lipca 2009

"Wojna polsko ruska"

Książka Doroty Masłowskiej była dla mnie nieczytelna i bez obrazowa. Film Xawerego Żuławskiego wszystko mi przetłumaczył i namalował. Okrzyknięte autorytety z dziedziny znawstwa literatury oceniły książki pani Doroty jako "genialne", "nowatorskie", " znakomite", cóż mi pozostaje? Ogon pod siebie i gęba na kłódkę. Nie wypada napisać, że "jest to dla mnie niezrozumiały bełkot", chociaż rzeczywiście jest.
Film natomiast, obejrzałam do samego końca z dużym zainteresowaniem i uważam, że młody reżyser potwierdził nim swą niekłamaną znajomość warsztatu filmowego. Nie będę tutaj po plotkarsku dochodzić "a skąd on to ma", bo o wyssaniu z mlekiem ojca trochę mi pisać niezręcznie. Co do szczegółów niektórych scen i obsady, zastrzeżenia drobne mam, bom widz zadziorny i przemądrzały. Domyślam się jednak, że twórca sam już pomyłki swe dostrzegł i ocenił, a Szanowny Pan Ojciec w "zacisznej alejce" własne refleksje potomkowi wygarnął.
Co do jednego nie mam najmniejszych wątpliwości: Xawery Żuławski posiada wielki talent, który powinien szlifować bezustannie jak diament, aby przy kolejnym filmie móc przeistoczyć się w unikalny brylant. W tym konkretnym przypadku: practice makes perfect.

Ojciec o twórczości syna (kliknij)

sobota, 18 lipca 2009

Nic dodać, nic ująć

Na portalu KONTROWERSJE, jedna z dyskutantek napisała artykulik o swojej urażonej duszy polskiej katoliczki: http://www.kontrowersje.net/node/3659

Oto jeden z komentarzy, który byłby moim, gdyby nie fakt, że napisał go @e_krakowski (milion platynowych gwiazdek przesyłam + kapelusz z głowy swej zdejmuję)

Króciutko, żeby nie zamulić sensu.
Możecie sobie wierzyć w co tylko chcecie i nie sądzę, by komukolwiek to przeszkadzało. Czyńcie rytuały w domu, w kapliczkach, kościółkach czy katedrach. Nie wadzą mi nawet wasze procesje, tak jak i pochody pierwszomajowe czy manifestacje pederastów. Ale winniście na tym poprzestać. Kusi was jednak zagarnianie coraz większych obszarów przestrzeni publicznej. Wieszacie krzyż w Sejmie RP. Wleźliście już do szkół i planujecie opanowanie przedszkoli. Za niedługo zamarzą się wam żłobki. Doicie kasę państwową w formie różnych dotacji na miliardy złotych a w zamian za ten przywilej unikacie płacenia podatków. Mieszacie się namiętnie do polityki ale i tak wam to nie wystarcza, bo dodatkowo ciągle włazicie mi do łóżka ze swoimi buciorami. Żyjecie w celibacie i przyzwoitość nakazywała by wam milczeć na temat seksu ale gdzież by tam, wy macie tu najwięcej do powiedzenia. Czuję jak staracie się mnie opleść swoją pajęczyną i mocno ograniczyć poczucie wolności.
Pozwolić wam na więcej to zaczniecie na nowo stawiać stosy i konstruować zmyślne narzędzia tortur. Całą nadzieję pokładam w młodzieży. W necie widać przy każdej sondzie na temat religii czy kościoła, jakie ma o was mniemanie. Z reguły większość internautów jedzie po was jak po burej suce. Zatem przyszłość widzę dla was czarno. Te swoje 95% możecie zatem powoli wkładać w buty .

sobota, 11 lipca 2009

Należą się nam ogromne środki unijne

Unia dofinansowuje wszelkie programy związane z zatrudnianiem osób niepełnosprawnych czyli w mniejszym lub większym stopniu upośledzonych. Na tym zakończę wątek "na poważnie".

Zgrupowanie Pyskujących Krasnali (szczególnie po wydaleniu Ludwika Wielkiego), sprawowało rządy przez dwa lata i jest obecnie wizytówka polityczną panującego nam Pana Prezydenta. Członkowie ZPK, zajmują szczytne i odpowiedzialne miejsca w Sejmie i w Pałacu prezydenckim.
Z ich publicznych wystąpień w czasie debat sejmowych, wywiadów oraz konferencji prasowych przebija wysoki stopień niedoskonałości nazywanych potocznie niepełnosprawnością lub upośledzeniem. Naród polski stał się pionierem w Europie, wybierając do zarządzania państwem ugrupowanie niepełnosprawnych ludzi w powszechnych wyborach 2005 roku. Za te 5 lat, (a jak dobrze pójdzie, to za następne ;) należą się Polsce dofinansowania unijne. To pomysł dla obecnego rządu na zatkanie dziury budżetowej.

P.S. Niech pan Suski, Brudziński and co., dalej tak się kompromitują, to wszystko będzie OK. Na zasadzie kontrastu.

czwartek, 9 lipca 2009

Mieszane uczucia

Tyle już napisano na temat uroczystości pogrzebowej Michaela Jacksona, że mogłabym sobie w zasadzie darować. Na domiar złego "fanatyczną fanką" Mistrza nigdy nie byłam więc właściwie - po kiego? Obejrzałam sobie całość na CNN i nie będę ukrywać, że łzy mi w oczach stawały, bo "momenty" były. W stylu iście hollywoodzkim, podobnie jak życie i kariera Jacksona.

Jako bezwarunkowej miłośniczki Stanów Zjednoczonych, amerykańskie gusta i obyczaje mnie nie rażą, czasami może odrobinę śmieszą, ale śmieszą ciepło i serdecznie zwłaszcza, że Amerykanie sami często się zaśmiewają, posiadając wiele zdrowego dystansu do siebie i do reszty świata.

Z prasy i filmów dowiadujemy się, że Michael ważył ostatnio niecałe 50 kilogramów, że w jego żołądku znaleziono jedynie środki przeciwbólowe, a na ciele odkryto nakłucia od zastrzyków z adrenaliny.
Z braku włosów nosił perukę, a jego ciało było zmasakrowane operacjami plastycznymi i niezwykle bolesnym wybielaniem pigmentu. Zmarł, wybierając się na pożegnalną trasę koncertową. Odszedł z znienacka, kompletnie osamotniony.
Nie było przy nim ani jednej, życzliwej duszy.

Na pogrzebie były tłumy. Rodzina stawiła się w pełnym składzie, w żałobnej czerni i w znakomitej formie. Wyglądali wszyscy, jak pączki w maśle. Głosy im oczywiście drżały, łzy płynęły strużkami. Złota trumna błyszczała bogato, a straszny tatusiek siedział na samym przodzie, jak na kochającego ojca przystało.

Uroczystość transmitowano na cały świat, obejrzało ją ponad miliard ludzi. Reżyserował ją przyjaciel i organizator koncertów Michaela. Przyjaciel. Rodzina. I bardzo im było smutno, bo bardzo go kochali. Bardzo.

Ja natomiast mam bardzo mieszane uczucia. Zastanawiam się, co On sobie teraz myśli o tym wszystkim, jeśli w ogóle...

poniedziałek, 6 lipca 2009

Nadzieja bywa matką optymizmu

Oglądałam wczoraj 24 godziny w TVN24. Jakaż to przyjemność słuchać profesora Jerzego Buzka. Spokój, kultura, prawdziwa polszczyzna, charyzma, życzliwy uśmiech. Inteligencka twarz myślącego człowieka. Kochani, jeszcze nie wyginęliśmy. Nie dajmy się pół mózgowcom "a la kartofel & burak." Jeśli trzeba, to próbówki w ruch! Odrodzimy się i będzie dobrze!

sobota, 4 lipca 2009

"Political fiction" czyli bajka dla dorosłych

Za górami, za lasami, panował sobie Mały prezydent wybrany w demokratycznych wyborach przez lud nieco ciemny, aczkolwiek ufny i sympatyczny. Jako pomagiera od czarnej roboty miał premiera zwanego przez najbliższych Donkiem, który szczerze nie lubił małego, krągłego prezydenta, bo tamten nigdy nie chciał z nim w piłkę kopać. Na domiar złego Donek sam zawsze marzył, aby zostać prezydentem, ale niestety przegrywał w wyborach, i choć niewielką różnicą głosów, to właśnie z tym obecnym, znienawidzonym.

Pięcioletnia kadencja prezydencka zaczęła w końcu zbliżać się do upragnionego końca i Donek, zapatrzony w sondaże opinii publicznej, widział już siebie w fotelu Małego.

Pech chciał, że jego były kumpel i współzałożyciel gangu, Wytworny Andy O., zjawił się nagle u Donka w gabinecie z propozycją nie-do-odrzucenia: wycofujesz się z najbliższej kampanii, wystawiasz moją kandydaturę, zmęczony twoimi i Małego awanturami naród wybiera mnie jednogłośnie, ja ciebie ZOSTAWIAM na stanowisku premiera i obiecuję nie komplikować życia wetowaniem (liberalnych) ustaw.

Donek jak stał tak usiadł, trafił go bowiem ciężki szlag i propozycję nie-do-odrzucenia - odrzucił. Wytworny Andy zaklął siarczyście (świadków nie było) i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu premiera, rąbnąwszy uprzednio (mocno) solidnymi drzwiami.

W minutę później, lud nieco ciemny (acz sympatyczny) dowiedział się za pośrednictwem mediów, że Wytworny Andy O., zerwał kategorycznie wszelkie więzi ze swoim dawnym gangiem z powodów programowych (sic!), że wstępuje do nowego gangu swojego innego kumpla (również byłego współzałożyciela obecnego gangu Donka), Paula P., i że prawdopodobnie będzie startował w wyborach prezydenckich.

Warto podkreślić, iż nastroje w państwie były z goła ambiwalentne i poparcie dla Donka zbudowane głównie na niechęci narodu do gangu Małego, mogło posypać się w gruzy z chwilą pojawienia się nowego, atrakcyjniejszego kandydata.

Morały z tej bajki są następujące :)

1) w tej grze, bramka jest jedna, a piłek więcej niż dwie

2) wykiwany wspólnik, to najniebezpieczniejszy przeciwnik - nie polecam nikomu

sobota, 27 czerwca 2009

Wakacyjne nastroje

W tym roku nad morze nie pojadę, to sobie chociaż poczytam. I tak mój ulubiony bywalec "Salonów", pan redaktor Jerzy Iwaszkiewicz (pozdrawiam serdecznie :) napisał w lekkiej i przyjemnej (wakacyjnej) "Vivie" z Kasią Skrzynecką & co., na okładce:

" Pojechaliśmy na Hel sprawdzić, jak będzie w tym roku. Będzie jak zawsze. Wjechać na Hel jeszcze jakoś można, wybudowano rondo przed Jastarnią, ale wyjechać - nie bardzo. Już tworzą się korki. Z Warszawy można pojechać przez Toruń, jest to już 130 km autostrady, łącznie z obwodnicą Gdańska. Dwuosobowy apartament w Domu Zdrojowym w Jastarni (z obiado - kolacją) kosztuje 990 zł plus 80 zł za psa albo kota, plus 100 zł za pokój z widokiem na morze. Jastarnia leży w zasadzie nad morzem, ale za widok trzeba dodatkowo płacić. 80 zł za dobę za kota też wydaje się trochę przydużo, ale są to podobno bardzo rasowe koty.

W znanym hotelu Bryza w Juracie jest taniej (pokój dwuosobowy 840 zł), widok na morze, o dziwo, jest bezpłatny, ale za to obowiązuje zakaz wprowadzania psów, chociaż też są rasowe. York terriery przemycane są w damskich torebkach i to jest wyjaśnienie, dlaczego kobiety noszą tak wielkie torby, w których grzebią. W każdej siedzi York terrier, który chce się dostać do Bryzy.

(...) Mówi się, że ludzie upodabniają się do swoich psów i to by się zgadzało. Zbigniew Ziobro i pinczer miniaturka to byłby dobry zestaw, i tak jest z resztą traktowany. Jak prezes J. Kaczyński pokrzykuje, to Ziobro od razu kuli się ze strachu, zwołuje konferencję i przeprasza. Jak znamy się na życiu, to scenariusz rysuje się teraz dość prosto. Kiedy Ziobro wróci z Brukseli, to wywali Kaczyńskiego, zajmie jego miejsce i wtedy będzie jeszcze gorzej. (...)" www.viva.pl

Zafrasował mnie ten wątek niezwykle, gdyż Panowie Bliźniacy gustują (podobnie jak ja) w zachodach słońca na helskim półwyspie (liczne przeloty helikopterem o tym świadczą), a wróżby redaktora Iwaszkiewicza ... nie wróżą najlepiej. Bracia żyją bowiem w naiwnym przekonaniu, iż obecna sytuacja potrwa całą wieczność, czego dowodem mogą być inwestycje przegrodowo-brzegowe przeprowadzane w Juracie przez Brata Lecha, w celu bezpiecznej izolacji. Najwyraźniej, pan obecny prezydent posiada wrażliwą duszę i do podziwiania zachodów słońca, potrzebuje być sam lub co najwyżej - z bratem. Ciemny lud - wynocha za ogrodzenie.

No cóż, może inwestycja nie pójdzie całkiem na marne i niebawem skorzysta z niej mały-straszny ZZ.

Ach te wakacje na Helu... Dla nich mógłbym zostać prezydentem.

piątek, 26 czerwca 2009

Nie udało się odwołać ministra finansów

I bardzo dobrze. Że co? Że niby ja nic nie rozumiem? Na ekonomii i finansach krajowej gospodarki nie znam się z pewnością, jednak do dziesięciu zliczyć potrafię, a to mi akurat wystarczy, żeby zrozumieć coś niecoś, gdy mi się tłumaczy. Tłumaczył w Sejmie minister Rostowski, tłumaczyła "fachowo - merytoryczna" część opozycji. Argumenty ministra do mnie przemawiają, nabzdyczone i niejasne wykrzykiwania opozycji, niestety nie. Żeby nie zanudzać, oto moje wnioski - inwestować zawsze trzeba, bo to jest myślenie perspektywiczne. Musi to mieć jednak sens i być obliczone na realne możliwości budżetowe. Zapożyczać się bez pomyślunku, aby ze "szlachecką fantazją" żyć z rozmachem i fantazją, to już towarzysz Gierek i jeszcze nasi wcześniejsi przodkowie, opisani malowniczo przez Adama Mickiewicza, spróbowali i efekty tego spłacamy do dziś. Opozycjo, daj mi możliwość pomstować razem z Tobą i zacznij gadać do rzeczy. Zaczynam się czuć coraz bardziej nieswojo w roli zwolennika aktualnego rządu, ale nie dajecie mi najmniejszej szansy. Tak debilowatej opozycji, to już u nas dawno nie było. Kto jest przeciw? Głośniej, nie słyszę...

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Można się załamać

Jestem zodiakalnym bliźniakiem. Niby nic takiego, ale ostatnio jakoś czuję się z tym nieswojo. Dlaczego? Proste jak prosty drut: panowie Lech & Jarosław, Tadeusz Cymański, Andrzej Lepper, skompromitowany w moich oczach, choć wydawałoby się, że inteligentny Jan Rokita - oni wszyscy są też - "Bliźniakami". Jeśli ktoś z Was, zna bardziej atrakcyjne "Bliźniaki", to bardzo proszę o cynk, bo tak, to naprawdę można się załamać...

czwartek, 18 czerwca 2009

Urodziny kradników księżyca

Z okazji 60 - tych urodzin, składam życzenia zdrowia i pogody ducha naszym najsławetniejszym bliźniakom.
Żeby polubili ludzi choć troszkę, bez względu na ich poglądy polityczne.
Żeby przestali sobie wmawiać, że białe jest czarne. Nie idźcie tą drogą, bo ona prowadzi donikąd. Mieliście już swoje pięć minut, wykrzyczeliście się za wszystkie czasy i to powinno Wam wystarczyć. Przykro mi, ale Polaków nie stać już na zabawę w chowanego, ani ocieranie Waszych nieustannych łez. Dalszą terapię musicie teraz opłacać z własnych kieszeni.

Zajmijcie się nareszcie czymś konstruktywnym (lego?) i przestańcie nam tu rozrabiać. Powodzenia!

niedziela, 14 czerwca 2009

Trzeba "paradować", niestety

Kiedy słucham przekrzykiwań Korwina-Mikke z Biedroniem na temat homoseksualizmu i "Parady Równości", zaczynam wątpić w tvn24. Najwyraźniej, już nie o rzetelne informacje czy publiczną debatę tu chodzi, ale o bazarową pyskówę i słupki oglądalności za wszelką cenę. Szkoda.

Mnie akurat preferencje seksualne pana Biedronia i pana Korwina-Mikke obchodzą dokładnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, pod warunkiem, że zamykają się one do grona osób pełnoletnich i świadomie i z własnej woli podejmujących każdy krok i decyzję.

W moim odczuciu "Parada Równości" miała na celu zademonstrować przeciwko zaściankowości polskiej mentalności, rozrośniętej do rozmiarów starego baobabu na łonie kościoła katolickiego, a znajdującej swoje wierne odbicie w paragrafach prawno-administracyjnych. I nie chodzi tutaj li tylko o niemożność prawną zaadoptowania dzieci przez pary homoseksualne czy zawarcia formalnego związku zwanego zwyczajowo "małżeńskim". (Osobiście uważam, że wszelkie śluby i imprezy z nimi związane to błazeńskie manifestacje i wyrzucanie pieniędzy w błoto, ale każdy ma do tego prawo, jego sprawa - niech robi co chce. Co do dzieci, nie mam wyrobionego zdania. Z tej prostej przyczyny, że liczba maltretowanych dzieci biologicznych i adoptowanych przez rodziny heteroseksualne, jest nieustannie zbyt duża, aby mnie przekonać, że tak jest dla nich najlepiej.)

Hetero, uznany w naszym społeczeństwie za NORMALNEGO, może bezkarnie np. bić, gwałcić, znęcać się, upijać na umór itd., bo obowiązujące prawo łatwo mu znajdzie okoliczności łagodzące, a społeczeństwo tolerancyjnie usprawiedliwi i wybaczy. Nienormalny czyli homo, musi niezwykle uważać na każdy swój gest i krok, bo wszystko co robi może okazać się chore, obrzydliwe, niemoralne, deprawujące.

Prawo powinno być równe dla wszystkich. Teoretycznie niby jest. A w praktyce? Wyobraźmy sobie, że jakieś dziecko zostało molestowane seksualnie i jest kilka osób podejrzanych: ojciec hetero, sąsiad homo, ksiądz z pobliskiej plebanii i opiekunka, ukryta alkoholiczka. Kto będzie od początku najbardziej podejrzany, kogo się zlekceważy, a kogo się przeniesie na inną plebanię, nawet jeśli podejrzenia będą bardzo poważne?

Nierówność w naszym społeczeństwie polega głownie na tym, że wiara, osobiste przekonania, społeczne obyczaje i uprzedzenia wpływają na działanie prawa i administracji.

Para młodych hetero obściskujących się namiętnie na publicznej ławce nikomu nie przeszkadza, do dwóch młodych chłopców niechybnie podejdą policjanci.
Często słyszę lub czytam: niech sobie (homo) robią co chcą, ale u siebie, dyskretnie, nie publicznie. Zgoda, nie mam nic przeciwko, a nawet jestem za, ale w stosunku do wszystkich.
Nota bene, pijak, też niech robi co chce, ale u siebie, prywatnie, a nie publicznie - ale na ten temat jakoś mniej się słyszy. A dlaczego? Bo bardziej "normalne", "moralne", mniej "obrzydliwe"?
Kwestia gustu. Mnie osobiście homoseksualiści jako tacy nie szokują, ani mi w niczym nie wadzą, a pijacy - bardzo, do tego stopnia, że najchętniej bym ich wszystkich wywiozła na bezludną wyspę.

Wcale nie jestem zachwycona "paradą równości", bo różnie się to odbywa i często wykorzystuje do politycznych rozgrywek. Będę zadowolona, gdy straci swoją rację bytu, bo będzie to oznaczało, że prawo i społeczne obyczaje stały się sprawiedliwe dla wszystkich.

Póki co, trzeba "paradować ", niestety.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Panika wśród laureatów

Kryteria? Kompetencje? Sejm na Wiejskiej, czy PE w Brukseli - kto by się zastanawiał. Im częściej gęba się pokazuje w telewizji, tym większe szanse będzie miała na wygraną i koniec. Pan Tadeusz Cymański z PiSu, pobladł straszliwie na wieść o wynikach, bo nagle zdał sobie sprawę, że jako polski poseł, ojczystym językiem jedynie się posługuje. Ha! Z kolei pan Jarosław Kaczyński surowo pogonił swego tryumfującego pupila z Krakowa do nauki - języka angielskiego. Ja już się przyzwyczaiłam, że w Polsce wszystko robi się na ostatnią chwilę, ale "tego" się niestety nie da. Pojedzieta do tej Brukseli tak, jak stoita. Uczyć się będzieta na miejscu, trudno. Tylko buty sobie chociaż wyczyśćcie na glanc, żeby wiochy nie robić tradycyjnie.

Mój kandydat nie przeszedł. Nie należy do żadnej partii, w tv go nie widać. Jest zapalonym społecznikiem znającym się na wielu ważnych dla naszej przyszłości sprawach. Idealny kandydat do PE. Był bez szans. Normalne.

niedziela, 7 czerwca 2009

musi to na rusi

Podpatrzone na blogu www.bezodwrotu.blogspot.com
(...) ja juz wole te nieliczne kraje, gdzie prawo jest obowiazkiem, glosuj z biala kartka, ale rusz pupe i wtedy moze dojdzie i glowa, bo zainteresowanie z cala pewnoscia. Jesli Europe uwazamy za kolchoz, to lepiej bylo zostac w naszym starym kolchozie, mozna bylo zostac bohaterem nie zajmujac zdania(starczylo nie glosowac). Jesli ktos uwaza Europe za kolchoz, to niech glosuje przeciwko, jesli uwaza za zbawienna sprawe , to niech glosuje na tych co maja w niej zaistniec jako Europejczycy, a niekoniecznie Polacy z mysla o wlasnym Przybyczkowie. Ja bede glosowala, oczywiscie, ze bede, na tego ktory wydaje mi sie najodpowiedniejszy dla tej wielkiej federacji jaka moze byc Europa, a nie tego co mi sie spodobal dla regionu mazowieckiego. Jesli ktos mnie postrzegl za zbyt dydaktyczna, to przepraszam i do urn zapraszam (za, przeciwko i wcale, ale glosujcie).
June 6, 2009 8:02 PM
Blogger Stardust said...
Athina--> Czepianie sie slowa obowiazek wzielo sie z komentarza u Beaty, gdzie jedna z czytelniczek napisala, ze udzial w wyborach jest obywatelskim obowiazkiem. Ja natomiast uwazam, ze w demokratycznym kraju moze byc prawem, przywilejem, ale nie obowiazkiem. Co do Polakow mieszkajacych za granica i interesujacych sie losami Polski, mowie im szczere i z glebi serca "na zdrowie". Wcale nie lezy w moim interesie, zeby w Polsce dzialo sie zle, naprawde zycze tak Polsce jak i Polakom jak najlepiej i cieszy mnie to, ze jest coraz lepiej. Natomiast co do uczucia alienacji i wyobcowania, to ja akurat zostalam wyobcowana przez Rzad Polski zanim wyjechalam. Wyobcowano mnie dajac mi 25 lat temu paszport z "prawem jednokrotnego przekroczenia granicy" tego nie robi sie urodzonym obywatelom. Konstytucja w tamtym czasie dawala rowniez obywatelom prawo do pracy. Natomiast moj owczesny maz nie mogl znalezc pracy, mimo ze fachowcy w jego dziedzinie byli poszukiwani na rynku, przez rok po internowaniu. I bardzo prosze, nie mowcie mi ze to "byl tamten rzad i inne czasy". Bo to troche tak, jakby powiedziec dziecku okaleczonemu przez rodzica "alez Jasiu, tatus ci te nozke odrabal siekiera, bo kopales w krzeselko, ale tak naprawde to powinienes kochac tatusia". Dla mnie moj wyjazd z kraju wlasnie ze wzgledu na ten wpis w paszporcie byl adopcja. Stany mnie zaadoptowaly w momencie kiedy Polska stwierdzila, ze nie lubi tych co kopia w krzeselka. I tak jak uwazam adoptowane dziecko powinno szanowac i byc wdziecznym a moze nawet pokochac rodzicow adopcyjnych tak wlasnie ja szanuje, jestem wdzieczna i kocham Ameryke. Oczywiscie w tym ukladzie trudno sie spodziewac, zebym miala w stosunku do Polski inne uczucia niz sentyment i szacunek i te mam, ale wybory mnie nie interesuja. Wiem, ze to co napisalam jest bardzo niepopularne, ale tak czuje i nie mam zamiaru tego ukrywac. Mozna mnie lubic albo nie, zgadzac sie ze mna albo nie, ale jedno jest pewne nie bede udawac dla poklasku. Jestem kim jestem, mam prawo do takich a nie innych uczuc i nie bede tego ukrywac. Tak naprawde to sie troche dziwie, ze nie odbierano nam wtedy obywatelstwa, naprawde ani by mnie to nie zdziwilo ani rozczarowalo juz teraz. Wiem, ze wiele osob w podobnej sytuacji ma nawet polskie paszporty, uczestniczy czynnie w zyciu Polski. Nie mam nic przeciwko temu, ani nic przeciwko nim. Ale ja tego zrobic nie moge, sa rzeczy, ktore bola i zawsze beda bolaly.
June 6, 2009 9:26 PM
Blogger Stardust said...
Slowem sa matki, ktore rodza czyli daja zycie, a sa tez takie, ktore pomagaja przezyc.

sobota, 6 czerwca 2009

CHROŃMY JEŻE

Giną tysiącami pod kołami samochodów. Czy można coś zrobić, żeby je ochronić?


(zdjęcie wypożyczone od Beaty z blogu http://kompensacja.blogspot.com/)

piątek, 5 czerwca 2009

Wahania przedwyborcze

Biję się z myślami, bo już właściwie zdecydowałam na kogo zagłosuję w niedzielę, a tu nagle wyskoczył mi kandydat, o którym niewiele wiedziałam do tej pory, ale którego profil niezwykle mnie zaintrygował. Wykształcony społecznik, artysta i wizjoner. Język ojczysty - francuski (w Brukseli bardziej przydatny od polskiego!)

Podaję linka: http://warszawa.platforma.org/index.php5?m=95_100&t=text

Oprócz tego znalazłam pomocnicze: www.latarnikwyborczy.pl; www.vote-match.eu

Idę się jeszcze "powahać."

Mądrego głosowania ;)

czwartek, 4 czerwca 2009

4 czerwca 1989

Pozdrawiam wszystkich z nadzieją i radością w sercu.
Niech Wam będzie jak najlepiej.

środa, 3 czerwca 2009

Dajmy po nosie eurosceptykom

Eurosceptyczni politycy zacierają już ręce pod wpływem wstępnych sondaży. Zanosi się na niską frekwencję. Dajmy im po nosie, chodźmy wszyscy na wybory :)

P.S. Niska frekwencja może - ewentualnie - sprzyjać marnym jakościowo kandydatom, bo ich "twardy" elektorat pójdzie zagłosować bez wątpienia. Nie dawajmy im tej szansy. Dajmy szansę tym mniej lansowanym przez partie, czyli dalszym numerom na listach wyborczych - 2, 3, 4, 5...

Jak słusznie pisze @brunea: nie uczestnicząc w wyborach, odbieramy sobie moralne prawo do niezadowolenia z działalności naszych parlamentarzystów.

GŁOSUJCIE :)

"Pomost", podstawowe informacje

PODSTAWOWE INFORMACJE O HISTORII
POMOSTU
________________________________________
Organizacja POMOST założona została w Chicago na początku lat siedemdziesiątych XX wieku. W grupie założycieli znaleźli się Krzysztof Rac, Waldemat Włodarczyk, Roman Koperski, Marian Sromek. Organizacja wydawała kwartalnik o nazwie POMOST, potem przekształcony w miesięcznik. W języku angielskim wydawano biuletyn „The Bridge”. POMOST prowadził w Chicago oraz w kilku innych miastach
program radiowy. W swoich wydawnictwach informowano o działaniach opozycji demokratycznej w Polsce, zbierano fundusze na pomoc dla prześladowanych w Ojczyźnie.
Najważniejsze akcje POMOSTU
1. ODWOŁANIE JAŁTY
Liderem tej akcji był Adam Kiernik z Kalifornii. POMOST dzięki petycji podpisanej przez ponad pół miliona osób doprowadził do uznania przez Kongres USA zarówno Izbę Reprezentantów jak i Senat umów jałtańskich za nieważne od samego początku. Na naszym portalu znajduje się elektroniczne wydanie książki Adama Kiernika poświęconej tej akcji.
2. POMOC OPOZYCJI W POLSCE
POMOST systematycznie wspomagał opozycję w Polsce a przede wszystkim Solidarność. Prowadzono wysyłkę paczek dla poszkodowanych, sprzętu radiowego, miniaturowych wydawnictw, funduszy dla podziemia, sprzętu poligraficznego. W Ameryce rozpowszechniano niezależne wydawnictwa wydawane w Polsce.
3. AKCJA POLITYCZNA W USA
W Stanach Zjednoczonych większość działaczy POMOSTU związana była z Partią Republikańską. Wybitnym działaczem tej Partii był profesor Jan Magnus Kryński z Durham University w Północnej Karolinie, tłumacz na angielski poezji Juliana Tuwina i Wisławy Szymborskiej. POMOST wspierał administrację Ronalda Reagana, uczestniczył w akcji politycznej wspierania ruchów wolnościowych w wielu krajach, w tym ruchu contras w Nikaragui. Organizacja posiadała doskonałe stosunki z innymi organizacjami etnicznymi jak na przykład Kongres Żydów Amerykańskich. Wiele akcji politycznych, polegających na poparciu odpowiednich kandydatów jak na przykład Toma Corcorana prowadzono wspólnie. Na lokalnej scenie wielu działaczy POMOSTU zajmowało eksponowane stanowiska w chicagowskim ratuszu.
4. STRUKTURA
POMOST posiadał swoje przedstawicielstwa we wszystkich większych metropoliach amerykańakich. Główne biura POMOSTU znajdowały się w Chicago przy 3242 N. Pulaski. POMOST posiadał także swoje biuro w Waszyngtonie. Czołowymi działaczami POMOSTU byli: dr Janusz Subczyński, prof. Jan Magnus Kryński, Adam Kiernik, Dariusz Szczepańczyk, Henryk Ejchorszt, Andrzej Jarmakowski, Andrzej Muznerowski, Leopold Tyrmand, prof. Zdzisław Rurarz, Jerzy Majcherczyk, David Wilke, James Żmuda, Józef Wilas, Ryszard Jonak, Victor A. Zolcinski, Alina Dzierzgowska, Ryszard Kos, David Domzalski, Joanna Schetyna, Leszek Małkowski, Tadeusz Kamiński, Joseph Łosiak, Ryszard Milewski, Yolanda Flanagan, Edward Dusza, Ludwika Czerska, ks.dr Roman Nir, ks.Zdzislaw Peszkowski i inni. Osobisty wkład pracy członków oraz własne środki finansowe pozwoliły Pomostowi pozostać niezależnym na politycznej arenie amerykańskiej.
Miroslawa Kruszewska | 02/25/2009 Wednesday 4:43 PM napisal(a):
Panowie WEST i ANDREW chca faktow. Prosze sobie przeczytac powolutku raz jeszcze:
Oświadczenie Mirosławy Kruszewskiej w sprawie Andrzeja Czumy
_________________________________________
Z Andrzejem Czumą zetknęłam się w czasie mojej działalności w organizacji społeczno-niepodległościowej POMOST Central Wisconsin, gdzie działałam za kierownictwa dr Kazimierza Serwasa i Edwarda Duszy. Byłam redaktorem merytorycznym tekstów miesięcznika „POMOST”, przekazywanych mi do adiustacji przez Edwarda Duszę. Pamiętam, jak do POMOSTU w Chicago, dołączył, przybyły z Polski, Andrzej Czuma. I od razu zaczęła się awantura.
Do chwili pojawienia się Andrzeja Czumy, POMOST był zwartą, prężną organizacją – bez jakichkolwiek wewnętrznych konfliktów.
Andrzej Czuma przyjęty był przez pomostowców z otwartymi ramionami. Szła bowiem za nim legenda, nie sprawdzona, niestety, przez nikogo, o jego bohaterstwie w walce z komuną w Polsce i o jego więzienno-politycznej martyrologii.
Czuma był częstym gościem w domu Wiktora Węgrzyna i praktycznie pozostawał tam na jego utrzymaniu – jak wielu, zresztą, innych działaczy opozycyjnych, przebywających w latach 80-tych w Chicago. Pamiętam astronomiczne rachunki telefoniczne, nadzwaniane przez Czumę z domowego telefonu Węgrzyna, które ten ostatni bez słowa płacił.
Andrzej Czuma działał szybko. Jego sojusznikiem została Joanna Budzińska, która związała się z nim uczuciowo. Później zamieszkali razem tworząc tak zwane „małżeństwo chicagowskie”. Ta para działała w POMOŚCIE też razem.
Czuma, cieszący się poparciem swojego kumpla, Piotra Mroczyka, ówczesnego swieżo upieczonego właściciela tygodnika „Gwiazda Polarna”, przejął wkrótce pozycję przedstawiciela i dystrybutora tego pisma w Chicago, co wiązało się, oczywiście, z odpowiednią gratyfikacją pieniężną. Ciężkie paki z gazetami dźwigała do punktów sprzedaży pani Budzińska. Sam Czuma był ponad to. On od pracy fizycznej stronił. Zawsze lubił „reprezentować”, przedkładając bezpłatne gościny i darmowe usługi przyjaciół. „Gwiazda Polarna” bardzo szybko musiała się go pozbyć, ponieważ zawiódł na całej linii, zaprzepaszczając w ten sposób wieloletnie osiągnięcia Leszka Gila, uprzedniego przedstawiciela tego pisma w Chicago.
Przyznam, że lekkomyślnie lekceważyliśmy głosy z Polski, ostrzegające nas przed Andrzejem Czumą. A takie głosy były.
Najbliższa przyszłość pokazała wyrażnie, że władze komunistyczne PRL-u zostały w walce z POMOSTEM wyręczone przez kilka osób z Chicago, które zbuntowały się przeciw nieżyjącemu już dziś, przywódcy POMOSTU – śp. Krzysztofowi Racowi i dotychczasowemu kierownictwu. Głównymi inspiratorami rozbijackich działań byli: Andrzej Czuma, Joanna Budzińska oraz Janusz Szymański z POMOSTU kalifornijskiego. Udało się im zdobyć sojuszników w osobach Krzysztofa Jabłońskiego, Ewy Jastrzębskiej, Tomasza Zabłockiego oraz Andrzeja Stojałowskiego. Ten ostatni udostępnił im listę adresową członków organizacji.
Czuma, starając się pozyskać sojuszników, osobiście telefonował do działaczy POMOSTU, sugerując jednoznacznie, że za całą akcją grupy rozłamowej stał Jan Nowak-Jeziorański.
Jeziorański był blisko związany z Departamentem Stanu USA i, jak wiemy, torpedował politykę zagraniczną prezydenta Reagana. Zawsze też wyrażał dezaprobatę wobec antyjałtańskich działań POMOSTU. Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, jak istotną była pozycja Krzysztofa Raca wśród republikanów amerykańskich. Wiedział, że pozbycie się Raca w znacznym stopniu osłabi polityczną rolę POMOSTU.
Dążąc do zmiany kierownictwa POMOSTU oraz profilu miesięcznika „POMOST”, grupa Czumy uznała, że najlepszym pretekstem będzie kontrola finansów organizacji, wiedząc z góry, że przy szerokiej pomocy dla podziemia w Kraju, nie wszystkie wydatki będą formalnie potwierdzone. To miało im dać oręż do ręki, by skompromitować koordynatora organizacji Krzysztofa Raca i przejąć władzę.
Kwestię tę „czumowcy” podnieśli w dniu 1 lutego, na zebraniu członków POMOSTU z okręgu Chicago, na którym obecni byli też działacze z innych okręgów. Na wniosek członka Rady Naczelnej, Janusza Subczyńskiego, wszyscy zgodzili się na to, by przedstawić listę zarzutów wobec Krzysztofa Raca Radzie Naczelnej POMOSTU, która w ciągu sześciu tygodni miała podjąć decyzję. Jeśli rozwiązanie nie zadowoliłoby członków, miała ona zwołać Zjazd Nadzwyczajny dla definitywnego rozwiązania zaistniałej sytuacji.
W 1987 r. grupa rozbijacka zaczęła wydawać miesięcznik pod nazwą „POMOST & Freedom Network”. Z dawnego składu redakcji pozostali: Joanna Budzińska, Jerzy Jabłoński, Ewa Jastrzębska, Andrzej Muznerowski i Tomasz Zabłocki. Doszli: Janusz Szymański i Joe Losiak.
W dość krótkim czasie rolę czołowego ideologa w nowym piśmie zaczął sprawować Andrzej Czuma. Za jego credo polityczne można uznać dość mętną rozprawkę pt. „O programach dla opozycji i emigracji”, gdzie m.in. zawarta była dyskredytacja środowisk niepodległościowych i antykomunistycznych, a także szerokie wywody na temat szkodliwości szukania i demaskowania komunistycznych agentów (sic!).
Na zwołanym na dziko Zjeździe w Chicago (21 i 22 marca) Joanna Budzińska przedstawiła Krzysztofowi Racowi zarzuty, że nie udostępnił części rozliczeń finansowych i niektórych rachunków. Na tej podstawie wyrażono votum nieufności wobec Krzysztofa Raca. Zawieszono go w prawach członka POMOSTU, podobnie, jak czterech dalszych członków Rady Naczelnej –Mariana Sromka, Romana Koperskiego, Jana Magnusa Kryńskiego i Janusza Subczyńskiego oraz członka redakcji pisma Jamesa Zmudę.
W wybranym na zjeździe nowym kierownictwie organizacji (Rada Dyrektorów) znalazł się tylko jeden z dotychczasowych członków Rady Naczelnej – Jerzy Jabłoński. Na stanowisko prezesa został wybrany Joseph Losiak, na sekretarza – Andrzej Stojałowski, na skarbnika – Joanna Budzińska. Na dyrektorów wybrano: Alfreda Znamierowskiego, Macieja Madeyskiego, Edwarda Duszę, Tadeusza Kamińskiego i Tomasza Zabłockiego.
Edward Dusza i Alfred Znamierowski ze stanowisk tych zrezygnowali, gdyż byli zdania, że zjazd nie był legalny, a więc nie miał prawa wyboru władz i decydowania o linii politycznej POMOSTU. Ponadto, cały zarząd POMOSTU z okręgu Wisconsin w osobach: Kazimierza Serwasa, Edwarda Duszy, Mirosławy Kruszewskiej i Ludwiki Czerskiej, manifestacyjnie opowiedział się za Krzysztofem Racem, udzielając mu pełnego poparcia.
Wstrzymano jednocześnie wypłacenie Czumie czterech tysięcy dolarów z funduszy POMOSTU Wisconsin, o które usilnie nagabywał, a potrzebował tych pieniędzy m.in. na adwokatów, prowadzących procesy sądowe, jakie Czuma wytoczył Pomostowcom.
W rezultacie, rozłam został na zjeździe utrwalony i poszczególne oddziały POMOSTU musiały podjąć decyzję, do którego POMOSTU będą należeć. W wielu regionach ludzie nadal prowadzili ożywioną działalność, w innych spoczęli na laurach.
Z tą chwilą, praktycznie, POMOST przestał być siłą liczącą się na amerykańskiej scenie politycznej. A stało się to dzięki akcji Andrzeja Czumy, który – jak osobiście uważam – wcale nie przybył do USA jako emigrant polityczny, lecz został wysłany „na delegację służbową” w celu dopomożenia w rozbiciu jednej z najprężniejszych na świecie antyjałtańskich organizacji patriotyczno-niepodległościowych. Co też mu się znakomicie udało.
Wszyscy ludzie z kręgu bliższych i dalszych znajomych Andrzeja Czumy byli wielokrotnie nagabywani przez niego o pieniądze. Trzeba podkreślić, że w pożyczaniu pieniędzy od osób prywatnych był Czuma mistrzem nad mistrzami. Pamiętam fakt, kiedy to Czuma prosił Edwarda Duszę, aby ten wsunął kopertę z 500 dolarami pod drzwi jego apartamentu, gdyż, jak utrzymywał, nie będzie go w domu, a tak naprawdę, chodziło prawdopodobnie o uniknięcie wydania pokwitowania za pieniądze, którego Dusza i tak by pewnie nie przyjął.
Ciekawe, ile osób nasz „bohater niepodległościowy”, a obecny Minister Sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej, w ten sam sposób naciągnął? Bo listę wykiwanych banków amerykańskich już znamy.
Przez ostatnie lata obserwujemy, jak to pan Czuma, przekreślając swą martyrologię w walce z komuną, stawia na opcje lewacko-liberalne umizgając się do Hanny Gronkiewicz-Waltz, Komorowskiego czy do Niesiołowskiego. Następnie sprzedaje się Platformie Obywatelskiej i po jej grzbiecie wspina najpierw na fotel poselski, a obecnie na szafarza sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej.
Cała kariera polityczna tego człowieka ukierunkowana została poprzez korzystne koneksje. W tym też świetle, coraz lepiej rozumiemy antylustracyjne propozycje poselskie Czumy w postaci radykalnego zawężenia kręgu osób lustrowanych oraz zamknięcia archiwów IPN dla dziennikarzy i naukowców.
Relatywizm moralny i polityczny Andrzeja Czumy ma bowiem tylko jeden cel: utrzymanie się na powierzchni w polityce układów za wszelką cenę.
Smutne i ze wszech miar irytujące jest poparcie Andrzeja Czumy dla Marka Borowskiego na przewodniczącego Komisji ds. Łączności z Polonią, co uderza w całą emigrację polską na Zachodzie, policzkując ją i upokarzając.
Nie łudżmy się, Czuma nie będzie bronił sprawiedliwości i prawdy. On zawsze miał na względzie jedynie własne korzyści i pełną kabzę.
Mirosława Kruszewska –
dziennikarz niezależny


http://www.polskawalczaca.com/search.php?search_author=Miroslawa+Kruszewska

poniedziałek, 1 czerwca 2009

1 CZERWCA

WSZYSTKIE DZIECI SPRAGNIONE OPIEKI I MIŁOŚCI SĄ NASZE.
Pamiętajmy o tym każdego dnia.

środa, 27 maja 2009

Staruszek też pójdzie zagłosować

Staruszek ( patrz wpis poniżej) też pójdzie zagłosować 7 czerwca (to już za 10 dni).
Ma do tego obywatelskie prawo i dużo motywacji. Istnieje poważne prawdopodobieństwo, że zagłosuje według sugestii OTR przekazanych swym zwolennikom za pośrednictwem Radia Maryja, Telewizji Trwam i Naszego Dziennika.
Jedyną konkretną możliwością jaką posiadam, aby zneutralizować jego głos, jest mój udział w wyborach, mój głos, który, jak zakładam, będzie się różnił od jego głosu.

niedziela, 24 maja 2009

Zagadka pt. "OTR"

Do kiosku przydreptał wysuszony staruszek. Dzień w dzień kupuje wytrwale swoją pożywkę intelektualno-informacyjną w postaci "Naszego Dziennika". To ponoć jedyna wiarygodna gazeta, wszystkie inne są przekupione i manipulowane przez Niemców, Żydów i Masonów.

Staruszek kupił swoje źródło prawdy oraz paczkę mentosów i rozglądając się na boki wyszeptał:
- Słyszała pani ostatnią, straszną wiadomość? Ten Tusk, to był niemiecki Żyd!

Gula mi urosła z irytacji i zanim pomyślałam, prawie wykrzyknęłam:
- Był? To już nie jest? I w ogóle co to za zarzut?

- No, wie pani, to straszne, bo on jednak nie jest Polakiem.

Propaganda Ojca Rydzyka działa na potęgę. Ze też władze kościelne nie zrobią porządku z tą piekielną sektą. To dla mnie prawdziwa zagadka - dlaczego?

piątek, 22 maja 2009

Podchmielona klasa i szyk

Ogolony na zero facet około 50 przyszedł do kiosku domagając się zwrotu pieniędzy za kartę telefoniczną "Era", którą ponoć nabył poprzedniego ranka, a dzisiaj poczuł się nagle bestialsko oszukany. Chciał zadzwonić do narzeczonej do Londynu, a licznik na koncie pokazał mu język. Jego zdaniem winna jest oszukańcza karta. I ja. Nie pomogły tłumaczenia, żeby spróbował wbić kod ponownie, gdyż jest mało prawdopodobne, aby karta była fałszywa. Nie. Facet chciał zwrotu pieniędzy i basta. W miarę toczącej się dyskusji, najwyraźniej coraz bardziej się podkręcał i coraz agresywniej łomotał w metalową mini-ladę przed okienkiem. W rezultacie spasowałam, oddałam mu pieniądze i poprosiłam, żeby już więcej do złodziejskiego kiosku nie wracał. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem k...ą pie......ą, i on mnie p......i, a ten cały kiosk podpali i będę miała g....o, a nie pracę. Po prostu cudo, klasa. Sam urok i wdzięk. Przez 30 lat emigracji tego typu historia nie spotkała mnie ani razu. Wróciłam do Ojczyzny i od razu dowiedziałam się kim jestem "naprawdę" od szarmanckiego rodaka. I pomyśleć, że tak długo żyłam w nieświadomości.

czwartek, 21 maja 2009

Gdzie my żyjemy?

Czy słyszeliście o tym Sycylijczyku ożenionym z Polką i próbującym żyć sobie normalnie w małej, polskiej miejscowości? Jest ateistą i musiał się 3 razy przeprowadzać, bo go okoliczni wyzywali od MUZUŁMANÓW, miejscowy ksiądz jeszcze dolewał oliwy do ognia, a przy okazji ktoś powybijał szyby w domu. Nie ma to jak tolerancja katolików. Właśnie zaproszony do dyskusji w radio TOK fm jakowyś ksiądz Andrzej stwierdził, że w Polsce nie ma już dyskryminacji religijnej, a cytowane zdarzenie stanowi wyjątek.
Osobiście jestem odmiennego zdania i czasem odnoszę wrażenie, że Polska jest europejską wersją kraju wyznaniowego. W sali sejmowej krzyż jak zawisł, tak wisi. Fajnie. Pan Prezydent jest prezydentem wyborców partii brata Jarosława, a parlament reprezentuje katolików. Pozostali się nie liczą, skoro już muszą istnieć.

niedziela, 17 maja 2009

Co to jest ten "KOMINEK"?

Jak się tak łazi bez sensu, to się wpada w dziwne dziury. Właśnie wpadłam na przedziwny blog pt. KOMINEK (http://kominek.blox.pl/2009/05/BLOGOWE-MENDY.html)

Czy może ktoś z Was już go zna i może mi w skrócie napisać o co tam chodzi, bo ja się miotałam przez pół godziny i nie zaskoczyłam. Kiepsko z moim myśleniem.

czwartek, 14 maja 2009

"Kobieta w Berlinie"

Pomyślicie pewnie, że ja coś mam osobiście do tych "zawodowych krytyków filmowych". Słowo daję, że nie mam nic, a jednego to nawet 35 lat temu trochę znałam i lubiłam. Tak prywatnie. I to on właśnie znowu mnie wkurzył, bo w piątkowej GW: www.cjg.gazeta.pl, naskrobał: " (...) wybitne dzieło, to, niestety, nie jest. (...) reżyser niepotrzebnie próbuje film rozhuśtać emocjonalnie, zbliżając się niebezpiecznie do granic kiczowatego melodramatu. Ma też, jako reżyser, dość ciężką rękę i zdarza mu się popadać w ilustracyjność. Wydaje się, że był tu materiał na coś znacznie ciekawszego i bardziej przejmującego, a skrojono konfekcję."

No, ludzie! Ten sam mądrala zachwycał się "kunsztem" pani Szumowskiej na podstawie sfastrygowanej na kolanie etiudki filmowej pt "33 dni z życia." No, cóż, jeden lubi zupę pomidorową, a drugi - szczawiową.

"Kobieta w Berlinie" trwa 2 godziny 10 minut. Historia jest ciężka i trudna. Mimo przerażenia, wstrętu i wzmagającego się uczucia buntu, siedziałam do końca z "zapartym tchem". To był niezwykle trudny film do zrealizowania. Z powodów historycznych, obyczajowych, psychologicznych, estetycznych, moralnych i diabli wiedzą jakich jeszcze. A jednak ta "banalna" i ludzko-nieludzka historia została sfilmowana tak, jakby rzeczywiście narratorka jedynie obrazowo wszystko opowiadała.

To jak z tą zupą pomidorową... Pan krytyk dopatrzył się melodramatu, ja natomiast dramatu o skomplikowanym i bardzo ludzkim podłożu psychologicznym.

Rozrywkowy ten film nie jest. Ważny i potrzebny - z pewnością. A problem jest stary jak świat i niestety, ciągle aktualny. Pewnie dlatego "panowie" wolą w nim dostrzec melodramat raczej, niż obnażone do żywego, swoje mało chwalebne ... słabości.

Obsada świetna, zagrane znakomicie. Bardzo dobry film. Muzyka zwyczajnie oscarowa.

środa, 13 maja 2009

Pożegnanie bez końca

"Tatarak" Andrzeja Wajdy dowodzi, że jak się przez całe długie życie reżyseruje filmy, to amatorem się w końcu przestaje być. Andrzej Wajda jest zawodowcem, co nie znaczy, że jest wybitnym reżyserem. Nie kręci dla widzów, kręci wyłącznie dla siebie i dlatego jego filmy są nudne jak flaki z olejem. Jedynym, odwiecznym talentem naszego filmowego guru jest umiejętność doboru odpowiedniej obsady, czyli casting. Gdyby nie nagła śmierć Edwarda Kłosińskiego, nie byłoby autobiograficznych monologów Krystyny Jandy. Gdyby nie te monologi, film byłby banalną historią osobistego zauroczenia reżysera nieudacznym aktorsko, bardzo młodym chłopcem.

Edward Kłosiński zrobił zamieszanie swoim odejściem i zupełnie niechcący odegrał rolę pierwszoplanową w "Tataraku". I był w tym doskonały. Krystyna Janda nie pozwoliła Mu odejść bez pożegnania, które poprzez "Tatarak" nieustannie trwa. Historia napisana przez Iwaszkiewicza stała się już tylko tłem lub pretekstem dla niespodziewanie innego wątku. Dla narratorki - wątku najważniejszego.

środa, 6 maja 2009

Jaki tam kryzys

Dzisiaj przejeżdżałam autobusem koło Sądu Rejonowego w Piasecznie. Przed budynkiem sądowym są całkiem ładne, pod stylowe latarnie, które paliły się wszystkie z wyjątkiem jednej. To byłaby pozytywna informacja, gdyby nie pora dnia. Była godzina 12 w południe.