Samczy zew władzy jest tak silny, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż Włodzimierz Cimoszewicz nie daruje Tuskowi dawnych grzeszków (ałć!) i stanie do walki o prezydenturę. Czemu nie, w końcu w obecnej sytuacji... Osobiście wolałbym być reprezentowany na świecie przez panią Joannę Muchę, ale ponieważ na taki scenariusz się nie zanosi, to każda inna opcja różna od Tuska i Kaczyńskiego, a przewyższająca poziom pana Brudzińskiego czy "wszechstronna wiedzę" pani Pitery, zasługuje na przychylność. Najśmieszniejsze jest to, że ewentualni kandydaci ukrywają się po kątach tajemniczo przyczajeni, jakby czekali na pierwszy ruch "tego drugiego". Skromni jacyś tacy, zapytani wręcz się krygują, że niby nie, chyba nie, a w ogóle, to jeszcze zobaczymy... Ano, zobaczymy. A przed nami zima, czyli - aby do wiosny.
Mówili rano w radio, że nie wróci...
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, jednak gra się będzie toczyć jeszcze przez jakiś czas. A swoją drogą, co się właściwie stało, że Cimoszewicz się wtedy wycofał? Wiem o Jaruckiej i Miodowiczu, ale to podobno były pomówienia. Jeżeli pomówienia, to dlaczego zaraz się poddawać? Dziwne.
OdpowiedzUsuń