Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 14 maja 2009

"Kobieta w Berlinie"

Pomyślicie pewnie, że ja coś mam osobiście do tych "zawodowych krytyków filmowych". Słowo daję, że nie mam nic, a jednego to nawet 35 lat temu trochę znałam i lubiłam. Tak prywatnie. I to on właśnie znowu mnie wkurzył, bo w piątkowej GW: www.cjg.gazeta.pl, naskrobał: " (...) wybitne dzieło, to, niestety, nie jest. (...) reżyser niepotrzebnie próbuje film rozhuśtać emocjonalnie, zbliżając się niebezpiecznie do granic kiczowatego melodramatu. Ma też, jako reżyser, dość ciężką rękę i zdarza mu się popadać w ilustracyjność. Wydaje się, że był tu materiał na coś znacznie ciekawszego i bardziej przejmującego, a skrojono konfekcję."

No, ludzie! Ten sam mądrala zachwycał się "kunsztem" pani Szumowskiej na podstawie sfastrygowanej na kolanie etiudki filmowej pt "33 dni z życia." No, cóż, jeden lubi zupę pomidorową, a drugi - szczawiową.

"Kobieta w Berlinie" trwa 2 godziny 10 minut. Historia jest ciężka i trudna. Mimo przerażenia, wstrętu i wzmagającego się uczucia buntu, siedziałam do końca z "zapartym tchem". To był niezwykle trudny film do zrealizowania. Z powodów historycznych, obyczajowych, psychologicznych, estetycznych, moralnych i diabli wiedzą jakich jeszcze. A jednak ta "banalna" i ludzko-nieludzka historia została sfilmowana tak, jakby rzeczywiście narratorka jedynie obrazowo wszystko opowiadała.

To jak z tą zupą pomidorową... Pan krytyk dopatrzył się melodramatu, ja natomiast dramatu o skomplikowanym i bardzo ludzkim podłożu psychologicznym.

Rozrywkowy ten film nie jest. Ważny i potrzebny - z pewnością. A problem jest stary jak świat i niestety, ciągle aktualny. Pewnie dlatego "panowie" wolą w nim dostrzec melodramat raczej, niż obnażone do żywego, swoje mało chwalebne ... słabości.

Obsada świetna, zagrane znakomicie. Bardzo dobry film. Muzyka zwyczajnie oscarowa.

7 komentarzy:

  1. Mnie tez sie podobal ale nie uwazam ze gwalt na kobietach jest skutkiem meskiej "slabosci" dlatego ze nie ma to nic wspolnego z seksem. Jest przejawem skrajnej agresji a w wypadku wojny jest po prostu narzedziem terroru wobec podbitej ludnosci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgoda. Gwałt czy molestowanie w stosunku do kogokolwiek nie jest aktem seksualnym tylko aktem przemocy. W tym filmie pokazano kilka rodzajów agresji, a wszystkie są (statystycznie) przeważająco dokonywane przez mężczyzn (choć istnieją agresywne zbrodniarki w trakcie wszystkich chyba wojen świata). Pisząc o męskich słabościach, nie tylko gwałt miałem na myśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. gwałt...to nie wiem, czy pooglądam:(

    OdpowiedzUsuń
  4. Intuicja = ważny wskaźnik. Jeśli tak czujesz, to daj sobie spokój. Naprawdę trudny film.
    Z Twoich komentarzy i wpisów wynika, że psychologia nie jest Ci znajoma jedynie z babskich poradników, ale tak bardziej zawodowo. Z tego powodu, mógłby Cię interesować. Jednak słuchaj głosu swojej intuicji (zawsze :))
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ja dostane ten film w Sajgonie lub w Bangkoku ?

    Dwa dni temu kupilem na DVD "Elite Squad" z Brazylii. No, ale ten film lyknal niedzwiadzia w Berlinie. ( bez nagrod ciezko zaistniec roznym kinomatografia ) Moze krytycy pomagaja ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Biorąc pod uwagę asortyment "disponible" w Bangkoku o jakim pisałeś na swoim blogu, to powinieneś go dostać bezproblemowo.
    Namiary: Anonyma - Eine Frau in Berlin.
    Reżyseria: Max Farberbock
    Aktorzy: Nina Hoss, Jewgienij Sidikchin
    Produkcja polsko-niemiecka, 2008

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do krytyków, to jest to szeroki temat. Pomagają i szkodzą jednocześnie. To zależy. Od wielu czynników. Choć bardzo możliwe, że w ogólnym rozrachunku, bilans jest pozytywny. Na ich korzyść :)))

    OdpowiedzUsuń