Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

piątek, 25 grudnia 2009

Tradycja świąteczna

Jeden z ostatnich komentarzy skłonił mnie do kilku luźnych refleksji dotyczących świąt. Clavus, każda okazja jest dobra, aby sobie nawzajem dobrze życzyć i tak to potraktuj. Dla mnie osobiście aktualne święta są bardziej wyrazem tradycji związanej z końcem roku niż obrządkiem religijnym. Ateistą nie jestem, bo wierzę, że jakaś potężna dawka żywej INTELIGENCJI, wszechświat ten zaprojektowała i stworzyła. Jak to było dokładnie i KTO to był (była?) nie dowiem się zapewne nigdy. Ta niewiedza kompletnie mi nie przeszkadza. Przeszkadzają mi natomiast religie, które starają się za wszelką cenę na różne pytania odpowiedzieć, co mnie nie przekonuje i drażni. Dlatego jestem antyreligijny, a moja wiara opiera się na bezpośrednim kontakcie z ową 'siłą wyższą', bez udziału jakichkolwiek pośredników. Wychowany byłem w tradycji religii katolickiej, którą kategorycznie odrzuciłem jako nastolatek, po rocznym pobycie w katolickim gimnazjum z internatem. Mam nadzieję, że będziemy mieli wiele okazji sobie podyskutować na różne tematy. Bardzo się cieszę z Twojej wizyty na pistacjowym blogu :)

Dawnymi czasy, wigilię organizowała moja prababcia (matczyna), potem babcia, a ostatnio moja mama. Nasza rodzina znacznie się pomniejszyła i wczoraj do stołu zasiedliśmy we czwórkę. Był śledź w śmietanie, szczupak w galarecie, jakaś ryba faszerowana maści nieokreślonej, barszcz czerwony z uszkami, kapusta z grzybami, ziemniaki i trzy rodzaje ciasta na deser. Zajadając, powspominaliśmy ze śmiechem i ze wzruszeniem i było to ciepłe, serdeczne spotkanie bardzo bliskich sobie ludzi. Pamiętam, że przez ostatnie lata emigracji spędzałem okres świąteczny samotnie, przy kawałku szwedzkiego śledzia, czarnego chleba i kieliszku białego wina. Tak chciałem i tak robiłem. Dla moich rodziców wigilia i kolejne dwa dni świąt są ważne i organizują je według własnych upodobań. Mnie nie zależy na świętach, ale zależy mi na rodzicach i to jest chyba w tym wszystkim najistotniejsze.

10 komentarzy:

  1. a mnie zalezy na świętach, a mojemu ojcu nie bardzo...a może jednak bardzo? w końcu spedza je w klasztorze...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy Twój ojciec jest osobą świecką spędzającą święta w klasztorze czy jest duchownym? Czy powiedział Ci, że nie zależy mu na świętach? A może "świętuje" bardzo różnie od Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ladnien wyjasniona istota Swiat ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, Pistacjowy...mój kosmiczny tata własciwie z racji zawodu rzadko bywał w domu na święta...poza tym swoje życie spełnia tak by było mu dobrze i po swojemu. Za chwile skończy 80 lat, rozbija sie na motorze, wyrusza z namiotem do Peru (przy czym go okradaja a ja wysyłam mu kase i ubezpieczam), teraz wymyslił swięta w klasztorze, medydatcje w klasztorze, no, po swojemu, o czym mnie powiadomił na kilka dni przed. Pozwoliło mu to uniknąć robienia prezentów (których i tak nie robił), pomagania przy świętach - czego i tak nie robił...
    żyje facet na całego i niech to jak najdłużej trwa:)
    najważniejsze zeby nie zadzwonił na przykład o północy, że stoi na rozdrozu w jakims lesie i nie może dojechac do domu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieję, że z tego lasu nie zadzwoni. A jeśli jednak zadzwoni, to pojedziecie. A przy okazji parę grzybków poderwijcie, bo deszcz ostatnio padał :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Deszcz padał, w grudniu - obfity... wracałem z pracy, zmokłem lekko - gdzie ten śnieg, nie zdążyłem pozjeżdżać na worku !! :)
    A święta - spędzane w samotności, w pracy w zasadzie, z dala od rodziny... ale to nie pierwszy raz - da się przeżyć. Co prawda prezentów nie było, ale ludzie w pracy sympatyczni:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że się odezwałeś. Domyślam się, że jesteś bardzo zajęty, bo na Twoich blogach drobna pauza. Tak bywa. Sympatyczni ludzie w pracy, to bardzo pozytywny aspekt. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pistacjowy...dzwonił...czy go ktoś odbierze z dworca...nie planowałam wyjazdów z domu jutro (mam do dworca 35 km)...

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, Bea... Wiesz, zawsze w tego rodzaju sytuacjach stawiam się w opisywanej sytuacji. Gdyby to do mnie zadzwonił, byłbym wściekły jak cholera, ale bym po niego pojechał, albo kogoś zorganizował. Chociaż tak całkiem na chłodno, to wcale nie wiem czy to jest dobre posunięcie. Może powinno się takiego egocentryka zostawić, niech sobie radzi. Wtedy zastanowi się trzy razy zanim zrealizuje swój następny "projekt". A on najwyraźniej wie, że zawsze wszystko mu uchodzi płazem, to sobie pozwala, jak dzieciak. Trzymam zielone kciuki za Twoją cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
  10. Poradził sobie...nie dał znaku, że sobie poradził, dzień później napisał sms, że już jest w domu...nie odpowiedziałam. mam żal, musi mi przejść...

    OdpowiedzUsuń