Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 9 lipca 2009

Mieszane uczucia

Tyle już napisano na temat uroczystości pogrzebowej Michaela Jacksona, że mogłabym sobie w zasadzie darować. Na domiar złego "fanatyczną fanką" Mistrza nigdy nie byłam więc właściwie - po kiego? Obejrzałam sobie całość na CNN i nie będę ukrywać, że łzy mi w oczach stawały, bo "momenty" były. W stylu iście hollywoodzkim, podobnie jak życie i kariera Jacksona.

Jako bezwarunkowej miłośniczki Stanów Zjednoczonych, amerykańskie gusta i obyczaje mnie nie rażą, czasami może odrobinę śmieszą, ale śmieszą ciepło i serdecznie zwłaszcza, że Amerykanie sami często się zaśmiewają, posiadając wiele zdrowego dystansu do siebie i do reszty świata.

Z prasy i filmów dowiadujemy się, że Michael ważył ostatnio niecałe 50 kilogramów, że w jego żołądku znaleziono jedynie środki przeciwbólowe, a na ciele odkryto nakłucia od zastrzyków z adrenaliny.
Z braku włosów nosił perukę, a jego ciało było zmasakrowane operacjami plastycznymi i niezwykle bolesnym wybielaniem pigmentu. Zmarł, wybierając się na pożegnalną trasę koncertową. Odszedł z znienacka, kompletnie osamotniony.
Nie było przy nim ani jednej, życzliwej duszy.

Na pogrzebie były tłumy. Rodzina stawiła się w pełnym składzie, w żałobnej czerni i w znakomitej formie. Wyglądali wszyscy, jak pączki w maśle. Głosy im oczywiście drżały, łzy płynęły strużkami. Złota trumna błyszczała bogato, a straszny tatusiek siedział na samym przodzie, jak na kochającego ojca przystało.

Uroczystość transmitowano na cały świat, obejrzało ją ponad miliard ludzi. Reżyserował ją przyjaciel i organizator koncertów Michaela. Przyjaciel. Rodzina. I bardzo im było smutno, bo bardzo go kochali. Bardzo.

Ja natomiast mam bardzo mieszane uczucia. Zastanawiam się, co On sobie teraz myśli o tym wszystkim, jeśli w ogóle...

4 komentarze:

  1. tylko, ze on taki samotny byl rowniez na swoje wlasne zyczenie...chociaz owszem, jego ojciec mial w tym najwiekszy udzial.
    Tak na prawde, MJ byl dla mnie bardzo ważny, ale to był uzalezniony od leków ćpun, który być może miał zrobic jeszcze tylko jedna trasę, a potem go damy na odwyk...nie zdążył

    OdpowiedzUsuń
  2. W dyskusji z kims na temat "dlaczego do tego doszlo", wyszlo nam ze sa to za bardzo skomplikowane tematy aby moc je gdzies konkretnie umiescic. MJ od malego dziecka nigdy nie zaznal "normalnego" zycia. Byl wykorzystywany, bity -- a przy tym jego genialny talent tez na pewno nie pomagal w tzw. normalizacji. Wszystko to musialo byc sztucznie przycmione, aby mniej dreczylo --wiadomo czym sie zakonczylo. A gdzie byly Elizbeth Taylor, Diana Ross, inni "przyjaciele"? To tez nie jest takie proste...na sile nic nie wyjdzie, ludzie ktorzy tocza sie w kierunku dna musza albo sami sie od niego odbic, albo, niestety, umrzec.

    OdpowiedzUsuń
  3. był samotny i to było widać i czuć,żal że nie było pośród jego"znajomych" nikogo kto by wział go w "mocne dłonie" i zwyczajnie pomógł,ale przy tej kasie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Obawiam się, że jeszcze długo będziemy się dowiadywać nowych sensacji:"a kto z kim jak dlaczego". A najważniejsze: za ile?

    OdpowiedzUsuń