Zostałem sprowadzony do parteru. Przez eksperta. Trochę mi wstyd, ale czy człowiek może znać się na wszystkim???
A było to tak.
Do okienka podjechał pięcioletni rowerzysta.
- Popłoszę naklejki z piłkarzami. Po 1,50.
- ....
- Nie, nie, to są koszykarze!
- Ale mam tylko po 3,50.
- Te po 3,50 to nie są naklejki tylko kałty. A ja nie mam albumu do kałt. Ja zbiełam naklejki.
- Poważnie? To są karty?
Niebieskie oczy patrzyły na mnie cierpliwie i wyrozumiale.
- Tak, tak. To są kałty.
- I na kartach też są piłkarze?
- Tak, można je kolekcjonować, ale trzeba mieć album, i on jest bałdzo dłogi.
- Wobec tego dzięki za wyjaśnienia, teraz już będę wiedział. Niestety nie mam twoich naklejek.
- To tłudno. Przyjadę jeszcze kiedyś, może wtedy będą. Do widzenia.
Po paru godzinach pojawił się kolejny kolekcjoner.
- Poproszę...
- Karty z ligą?
- Cztery - podaje mi banknot dwudziestozłotowy - albo pięć, co tam!
Spojrzałem na niego. Mógł mieć około 10 lat.
- A cztery nie wystarczą? To nie moja sprawa, ale nie wydawaj może wszystkich pieniędzy... Jak myślisz?
Spojrzał na mnie nieprzytomnie, po czym kiwnął potakująco głową:
- Dziękuję, że mnie pan zatrzymał. Zupełnie oszalałem.
Nie wiedzieć czemu, wyobraziłem sobie Sejm... Kapitalne te dzieciaki, nie?