Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

niedziela, 4 października 2009

Jak jest w realu?

Ciekawi mnie bardzo czy sympatie i przyjaźnie zawiązywane wirtualnie mają szansę na przetrwanie w tak zwanych realnych kontaktach. Nie chodzi mi jedynie o flirty i randkowanie, bo to jakby osobny temat, choć zapewne równie intrygujący. Mam na myśli "przyjaźnie" i "sympatie" jakie się tworzą na blogach pod wpływem przeczytanych tekstów czy wymiany komentarzy. Dla mnie forma wirtualna jest idealna (jak na razie), ale czasem zastanawiam się, jacy są w rzeczywistości ludzie, z którymi komunikuję się na blogach i portalach od przeszło 9 miesięcy (okres donoszonej ciąży:)

Czy tych, których uważam za wyjątkowych, podziwiałbym dalej, czy może wprost przeciwnie? Czy ciekawie i błyskotliwie piszący autorzy są również fascynujący na spotkaniu "twarzą w twarz"? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło więc nie wiem. A Wy?

12 komentarzy:

  1. Spotakalam juz bardzo wiele osob internetowych w realu i jeszcze nigdy sie nie zawiodlam. Mysle, ze jak ktos jest soba w necie to i w realu wiemy czego sie spodziewac. Z drugiej strony, mam wrazenie ze Ci co udaja, to jakos nigdy nie ma okazji ich spotkac, zawsze w ostatniej chwili dzieje sie u nich cos co nie pozwala na przybycie na spotkanie. I pewnie tak jest lepiej;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pistacjowy, no, musze się z Tobą zobaczyć, koniecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Stardust - tym lepiej dla Ciebie, skoro tak Ci się wszystko sprawdzało. Nie bardzo tylko wiem jakiego typu udawanie masz na myśli, zwłaszcza, że nawet w realu większość ludzi "coś udaje", tyle że w różnym stopniu. Niektórzy udają też takich, co to niby nic nie udają - zabawni są niezwykle :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. za kilka osób poznanych przez sieć dałabym się pokroić. i one za mnie też. ale to dlatego, że ja w sieci niczego nie udaję i czasem spotykam ludzi, którzy też nie udają.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Bea, moje refleksje dotyczą bardziej szerokiej rzeszy ludzi ;) a propos, napisałaś już tekścik? Przypominam o możliwości wygrania laptopa! Buśka!

    P.S. Jestem: Johnny Deep + Al Pacino + Catherine Deneuve + szczypta pokrzywy, pieprzu i białej herbaty - dobrze zmiksować i na noc do zamrażalnika. Rano otwierasz drzwiczki i masz - Pistacjowy Kosmita :)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć @Wilku, to bardzo pozytywne doświadczenia. Miło przeczytać. Ja jestem cyniczno-sceptyczny. Z natury rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie wiem czy kazdy cos udaje, ale wiem ze kazdy sie jakos odkrywa. I zalezy w jakim stopniu sie odkrywa i na ile daje sie poznac. Wiesz, jak jestes 17 letnim chlopakiem, a piszesz jako 45 letnia kobieta, to raczej nie bedziesz sie chcial spotkac;) i dobrze. Jesli natomiast te minimalne informacje sa prawdziwe to nie ma obawy. Cala reszta jakos sie wpasowuje w te ukladanke. Z drugiej strony ja nie mam oczekiwan w stosunku do ludzi poznanych w necie, bo chyba najbardziej mozna sie rozczarowac, jak czlowiek dorabia sobie terorie do pewnych postaci.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze dorabiam teorie, ciekawe na ile są one błędne ;) A oczekiwania mam zgodne z tymi dorobionymi teoriami :))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nic tylko musisz sie z kims spotkac:)) inaczej nie sprawdzisz. Beata jest chetna, a ja bym sie z Beata rowniez bardzo chetnie spotkala i tez mysle ze zadna strona nie bylaby rozczarowana:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. @Stardust, Ty się na szefową agencji towarzyskiej nadajesz, albo po staroświecku - na swatkę:) A tak poważnie, to spotkanie z Beatą byłoby na pewno niezwykle ciekawe i sympatyczne i nigdy nic nie wiadomo, prawda Bea?

    Problem w tym, że to nie będzie jeszcze potwierdzeniem niczego. Statystyka - za mało danych :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Drogi Pistacjowy kosmito :) Więc wrzucę tutaj także swoje skromne doświadczenia. Według mnie możliwe jest zawiązanie się takiej przyjaźni czy nawet poważniejszej formy bycia z kimś, kogo poznało się wirtualnie. Może zabrzmi to teraz banalnie ale moje związki [raczej nie natury małżeństwa:)] rozpoczęły się od wirtualnej znajomości. Ale tak naprawdę człowieka poznaje się dopiero po kontakcie twarzą w twarz, po zachowaniu się w różnych sytuacjach.
    Dlatego warto się spotkać, a jeżeli na spotkaniu okaże się, że to jednak nie może być nic więcej niż wirtualna znajomość, to nic się nie traci. Istniejemy przecież w sieci i w tak zwanym realu :)
    A statystyczne dane zawsze są uogólniane i z tego co wiem, nikt do tej pory nie przeprowadził badań rzetelnych w tym temacie. Zresztą, badania "internetowe" nie są (dla mnie) i nie będą nigdy żadnym rzetelnym i trafnym źródłem informacji (danych) :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki za Wasze komentarze :) Moje doświadczenie dotyczy sytuacji typu słowo pisane - słowo na żywo. Przykład: Janusz Głowacki to jeden z moich ulubionych literatów. Kiedyś miałem okazję go posłuchać "na żywo" i byłem totalnie rozczarowany: plączący się w słowach i wiercący się bez sensu, kompletnie "inny" człowiek. Wyszło nudno, a momentami żenująco. Podobnie mam z Ludwikiem Dornem: na żywo nie do strawienia, a czyta się jego teksty świetnie. To samo Jan Rokita, tyle że dokładnie odwrotnie do Dorna. Jedyny, który mnie do tej pory nie zawiódł, to Piotr Najsztub. Dlatego właśnie czytając wpisy czy artykuły (niektóre) zachwycające, zastanawiam się czasem, jacy są ci ludzie w realu, ale bez przekraczania granicy ich życia całkiem prywatnego. Jest przecież powszechnie wiadomo, że można kochać czyjś talent, a nie znosić jego charakteru czy sposobu bycia. To już odrębne zagadnienie.

    OdpowiedzUsuń