Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 26 marca 2009

Szumowska w negliżu

"33 sceny z życia" czyli dramat obyczajowy w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej. Etatowi krytycy filmowi, krytykujący na łamach GW - Paweł Felis i Paweł Mossakowski napisali: znakomity film Szumowskiej (...) po czym przyznali mu 6 gwiazdek, a w indeksie ocen proponowanych przez obu panów, 6 gwiazdek oznacza "film wybitny." Panowie są zawodowcami, bo przyznawaniem od 1 do 6 gwiazdek zarabiają na chleb powszedni, dlatego nie mogą się mylić, bo się znają z tak zwanego "a priori". Samobójem byłaby z mojej strony najmniejsza próba podważenia wymienionych wyżej autorytetów, dlatego nie podważam nic absolutnie zwłaszcza, że jury festiwalu w Locarno przyznało filmowi Srebrnego Lamparta, a ostatnio zdobył Orły czyli Polską Nagrodę Filmową dla najlepszego obrazu ubiegłego roku. Co prawda "33 sceny z życia" był wielkim niedocenionym zeszłorocznego festiwalu w Gdyni, ale to zawsze można jakoś wiarygodnie wytłumaczyć: np. układy itp.
Nurtowana wrodzoną ciekawością, poszłam obejrzeć wielki film parę dni po premierze. Na początek zdziwił mnie nieco ironiczny uśmieszek kasjerki w reakcji na moje pytanie "czy dostanę bilety". Na salce projekcyjnej kwestia rozbawienia została błyskawicznie wyjaśniona: na brzegu siedziały sobie dwie osoby i nikt więcej do końca seansu się już nie pojawił. Przyznaję, że lubię puste sale kinowe (sic!), nie lubię natomiast nudnych, nieudolnie zrealizowanych filmów, na których trudno jest wysiedzieć do końca.
Zgadzam się, że chęć pokazania tragedii rodzinnej inaczej, bo szczerze i bez tradycyjnej hipokryzji obyczajowej, jest dobrym pomysłem. Tylko, że w wypadku filmu Szumowskiej, na pomyśle się niestety skończyło. Julia Jentsch (rola główna) dzięki swej wielkiej intuicji i wrażliwości zawodowej, jako jedyna wyszła z całej imprezy obronną ręką. Należy ona prawdopodobnie do tej minimalnej garstki aktorów, która potrafi sobie poradzić z rolą nawet bez lub mimo reżysera. Pozostali aktorzy sobie nie poradzili. "Zadziwiająco to wszystko prawdziwe" - pisał ponoć w "Gazecie - Co jest grane?" - zawodowiec, Paweł Felis. "Zadziwiająco to wszystko nieprawdziwe", wybrzydza zwykły widz, czyli ja. Drażniły mnie ciemne, milczące pauzy oddzielające poszczególne sceny. Nie kojarzy mi się to z oryginalnością formy, ale z brakiem pomysłu czyli ordynarną fastrygą. Nieociosany film nie zachwycił mnie artystycznym nowatorstwem, ale poirytował niechlujną i nieprofesjonalną improwizacją, która dała nam w rezultacie nadmuchaną etiudę na poziomie studenta drugiego roku filmówki. Profesjonaliści przyznali Lamparta i 6 gwiazdek, a ja zapłaciłam za bilet, wysiedziałam cierpliwie do końca seansu i nie twierdzę radykalnie, że 'król jest nagi.' Twierdzę jedynie, że cesarzowa jest w ostrym negliżu.

2 komentarze:

  1. Ponieważ dzielę swój czas pomiędzy prowincję (gdzie kina powymierały) a metropolię (gdzie niszowe produkcje egzotyczne mają szanse pod warunkiem, że nakręcił je uciskany czarny homoseksualista, któremu imperialistyczna mina urwała obie nogi)to dzieło Szumowskiej mi nie grozi. Niemniej dziękuję za ostrzeżenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo proszę, cała przyjemność po mojej stronie.

    OdpowiedzUsuń