Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 5 lutego 2009

Jakość, nie ilość

Mam pomysł na finansowanie partii politycznych. Każdy obywatel będzie miał obowiązek (a nie tylko możliwość) przeznaczyć 1% swoich dochodów na dowolnie wybraną przez siebie partię polityczną. Jeśli ktoś nie wskaże na formularzu swojej deklaracji fiskalnej konkretnej partii, jego procent pójdzie automatycznie na finansowanie partii rządzącej. W ten sposób podatnik będzie miał namacalny wpływ na losy polityków którzy, aby się utrzymać w grze, będą musieli pracować dla dobra swego pracodawcy, czyli obywatela.

Szeptany gdzieś po kątach pomysł zlikwidowania senatu (na co nam to?) oraz zmniejszenia liczby posłów w Sejmie, jest znakomity. Jednocześnie podzielam zdanie redaktora Tomasza Lisa i redaktor Janiny Paradowskiej (Radio TOK FM, 6 lutego br, godzina 9am), że pensje premiera, ministrów i bezpośrednich doradców powinny być znacznie wyższe. Unikniemy powszechnej bijatyki niedokształconych miernot o stołki, a mogąc zaoferować wynagrodzenia adekwatne do posiadanej wiedzy i stopnia ponoszonej odpowiedzialności, zaczniemy nareszcie angażować prawdziwych zawodowców. Jest przecież tajemnicą Poliszynela, że najlepsi fachowcy pracują na rynku prywatnym gdzie ich profesjonalizm jest ceniony i suto rekompensowany.
Nie podoba się ten pomysł? To może by tak jakieś referendum?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz