Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))
piątek, 1 maja 2009
1 MAJA 2004
1 maja to wspaniałe święto. Kiedyś go nie znosiłam, teraz jest dla mnie niezwykle ważne. Żałuję tylko, że ludzie, których bardzo kochałam, nie dożyli tej wspaniałej chwili.
Ściskam Cię serdecznie i ciepło. Twoi ukochani bliscy byliby dzisiaj pewnie równie jak Ty dumni z tej rocznicy. Ja też nie znosiłam i muszę Ci się przyznać, że jeszcze nie mogę się przestawić i nadal nie znoszę. Ale taki pierwszy maja, jak świętujemy u Ciebie, to ja rozumiem!!! :-)))
A ja mam bardzo fajne wspomnienia z 1-szego maja! Bedac malym dzieckiem (a w ogole to przeciez wyjechalysmy tez jeszcze jako prawie dzieci), pamietam jak tata wzial mnie na przymusowy dla niego pochod i bylo super -- siedzialam mu na plecach i jadlam lody. Potem w harcerstwie maszerowalismy z naszym hufcem a potem wszyscy sie zaraz rozproszyli i wracalismy cala taka niesforna halastra na piechote do domu (chyba ponad 5 kilometrow), znowu lody, zarty i piosenki. A potem w liceum przedstawianie wychowawczyni nieprawdziwych zaswiadczen o niedyspozycji, aby uniknac "marszu" -- moze nawet mozna to zaliczyc do dywersji?
Niepoprawny marzyciel i buntownik, ceniący wolność, niezależność, przygodę i żart. Większość życia spędził na emigracji. Polskie klimaty skutecznie go wykańczają.
Ściskam Cię serdecznie i ciepło. Twoi ukochani bliscy byliby dzisiaj pewnie równie jak Ty dumni z tej rocznicy. Ja też nie znosiłam i muszę Ci się przyznać, że jeszcze nie mogę się przestawić i nadal nie znoszę. Ale taki pierwszy maja, jak świętujemy u Ciebie, to ja rozumiem!!! :-)))
OdpowiedzUsuńXOXO, :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję! Muszę obejrzeć koniecznie, ciekawa właśnie jestem reszty piosenek. Miłego wieczoru, buziaki! :-)
OdpowiedzUsuńA ja mam bardzo fajne wspomnienia z 1-szego maja! Bedac malym dzieckiem (a w ogole to przeciez wyjechalysmy tez jeszcze jako prawie dzieci), pamietam jak tata wzial mnie na przymusowy dla niego pochod i bylo super -- siedzialam mu na plecach i jadlam lody. Potem w harcerstwie maszerowalismy z naszym hufcem a potem wszyscy sie zaraz rozproszyli i wracalismy cala taka niesforna halastra na piechote do domu (chyba ponad 5 kilometrow), znowu lody, zarty i piosenki. A potem w liceum przedstawianie wychowawczyni nieprawdziwych zaswiadczen o niedyspozycji, aby uniknac "marszu" -- moze nawet mozna to zaliczyc do dywersji?
OdpowiedzUsuń