Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

sobota, 31 stycznia 2009

Parfum a la kupka

Idąc chodnikiem trzeba stosować czujny slalom. Najmniejszy, zielony trawniczek wydziela charakterystyczny zapach, który wraz z ciepłym promykiem słońca narasta do potęgi obrzydliwego smrodu. To nie jest specialite (akcent nad e) polonaise . Były prezydent Francji, Jacques Chirac, jeszcze jako burmistrz Paryża, zasłużył się mieszkańcom wprowadzając do stolicy "odkrotniki" czyli małe, mechaniczne pojazdy oczyszczające ulice z psich odchodów. Gorąco namawiam władze Warszawy na zakup paryskich odkrotników, "żeby wszystkim nam żyło się lepiej."

piątek, 30 stycznia 2009

Punkt widzenia...

.. punkt siedzenia. Mój ulubiony poseł, Janusz Palikot, dał plamę. Niedawno nawoływał publicznie pana Jarosława Kaczyńskiego o zdeklarowanie swojej orientacji seksualnej, sugerując jednoznacznie, że prezes PiS u ukrywa skłonności homoseksualne. Gdyby nawet tak było, to co? Nie jest to żaden zarzut, a z pana Palikota wylazła przy okazji zaściankowość konserwatywnego homofoba. Żeby było ciekawiej, na blogu pana posła znajdujemy ostry atak na "polskie kołtuństwo i zaścianek" w odpowiedzi na medialną krytykę romansu pana Kazimierza Marcinkiewicza.

Pan Janusz Palikot gejem prawdopodobnie nie jest, wobec tego prowokowanie medialnej awantury na temat ewentualnego homoseksualizmu szefa opozycji jest, wg niego, OK.
Kiedy natomiast pisze się krytycznie o rozwodzie, romansie z młodziutką dziewczyną i sztubackim szale hormonów byłego premiera, pan Palikot staje do gwałtownej obrony, w solidarnym geście szlachetnego muszkietera. Eksperta - weterana, dodajmy na marginesie, broniącego walecznie również własnej sprawy. Sprawy, dla dobra której, może liczyć (zapewne) na dyskretne poparcie Portosa-Pawlaka i Dorna-d'Artagnana.

czwartek, 29 stycznia 2009

Na trudne przypadki - Dr. House, MD.

Nosi dwudniowy zarost, niewyprasowane koszule i podpiera się kijkiem. Jest cyniczny, arogancki i bezwzględny. Błyskotliwy, dowcipny, utalentowany. Rozwiązuje skrajnie skomplikowane przypadki medyczne. Balansując na cienkiej granicy między życiem i śmiercią swoich pacjentów, kojarzy się z Bogiem w ludzkiej postaci. "Dr. House, MD", mój ulubiony serial. A może autor scenariusza wypisze odpowiednią receptę na uleczenie naszej służby zdrowia? Rzeczywistość miesza się z fikcją tak często, że już nie wiadomo, czy to fantazja filmowa naśladuje życie, czy wprost przeciwnie. Minister zdrowia, pani dr. Ewa Kopacz oświadczyła publicznie, że" przyczyną niekończących się kolejek do specjalistów jest fakt, iż Polacy zaczęli bardziej dbać o swoje zdrowie."

Miła pani, ja wiem, że problem przerósł już wielu innych "ekspertów", ale takich andronów, to nawet nasza rodzima dr. Zosia nie opowiada. Czas przyznać, że się już prochu nie wymyśli i popatrzeć wokół jak to inni, mądrzejsi i bardziej doświadczeni radzą sobie z organizacją systemu ochrony zdrowia. A są tacy, wystarczy ich zaprosić do współpracy.

środa, 28 stycznia 2009

Cynizm czy dworowanie?

Pan prezes Jarosław Kaczyński reklamuje się ostatnio jako jedyny, racjonalnie myślący polityk, zdolny do uratowania nas wszystkich z postępującego kryzysu gospodarczego. Mają nas do tego przekonać spoty reklamowe nakręcone z udziałem śmietanki eksperckiej: pań Natalii-Świat, Gęsickiej i Kluzik-Rostkowskiej. Chcąc uniknąć krwawej jatki, nie będę oceniać "talentu" reżysera, "polotu" scenarzysty oraz stopnia wiarygodności występujących "aktorów". Przy okazji chętnie wysłucham na ten temat, profesjonalnej opinii pana Kazimierza Kutza. Mnie dzisiaj najbardziej intryguje pytanie, czy to jest cynizm, czy to dworowanie? Przypomnijmy sobie prawdziwą przyczynę, dla której PiS zdecydował się rozwiązać koalicję i ogłosić ponowne wybory. Przez megafony nadawano wówczas o szkodliwym wpływie LPR u i Samoobrony na interesy Polski i o szlachetnym poświęceniu władzy w imię dobra narodu. Media (wstręciuchy!) pisały coś o niekorzystnej kontroli finansowej partii w wyniku której PiS miał być pozbawiony kolejnego dofinansowania budżetowego. Złożenie broni było więc jedyną szansą na przetrwanie. Pan Jarosław Kaczyński mieszka u Mamy, nie posiada własnego konta bankowego, a w międzyczasie doprowadza własną partię na granicę bankructwa. Jednak w obliczu kryzysu światowego, on jeden jest w stanie wyprowadzić naszą gospodarkę na prostą.

Myśl złota:

"Prawdziwy mąż stanu to wódz walczący o dobro swego narodu. Dyktator stoi na czele narodu walczącego o dobro swego wodza." (Pistacjowy Kosmita)

wtorek, 27 stycznia 2009

Czy warto wracać?

Właśnie otrzymałam mejla od swojego jedynego czytelnika z zarzutem, że się lenię, bo przez ostatnie dni nic nowego nie napisałam. A może by tak czytelnik pstryknął jakimś komentarzem?
To, że nikt nas nie czytuje jest może przykre, ale jednocześnie, dodaje odwagi w szczerym wyrażaniu swoich najbardziej kontrowersyjnych opinii.

Byłam milcząca, bo czekałam na wiadomość w sprawie ewentualnej pracy. Niestety panuje głuche milczenie.
Tak jest od dwóch lat. Wysłałam swoją kandydaturę ponad 150 razy i nigdy nie otrzymałam nawet potwierdzenia odbioru. Nic, cisza. W mojej drugiej ojczyźnie, o dobrą pracę też trzeba było się bardzo postarać. Jednak na 10 wysłanych listów dostawałam średnio 8 odpowiedzi (kwestia obyczaju). Jeden na 20 kończył się uzyskaniem interview. Po 3 - 4 miesiącach udawało mi się znaleźć pracę, przynajmniej częściowo związaną z posiadanym wykształceniem. Tutaj o takiej nawet nie marzę.
Czy warto więc wracać? To zależy. Jeśli jest się fachowcem lub specjalistą w jakiejś dziedzinie, to najlepiej nawiązać kontakty zawodowe i kandydować, będąc jeszcze na emigracji. To dobrze wygląda z polskiej perspektywy i jest znacznie bezpieczniejsze. Zapewnienia jednego czy drugiego rządu o oferowanej pomocy dla reemigrantów, są czysto propagandową manipulacją. Liczyć można wyłącznie na siebie, swoje prywatne kontakty i ewentualne wsparcie rodziny. Jest jeszcze kwestia wieku i trzeba być już absolutnym wariatem, żeby wracać do Polski po blisko 30 latach emigracji, bez odpowiedniego zaplecza finansowego, mając na karku ponad 50 lat. Chyba, że decyzja o powrocie nie łączy się z żadną ambicją natury zawodowo-finansowej. W takim wypadku, zawsze warto wrócić.

Spotkałam niedawno trzech, młodych górali z Zakopanego. Wracali pociągiem z Gdyni do domu. Byli niezwykle schludni, uśmiechnięci, kulturalni. Okazało się, że pracują wszyscy na budowie w Norwegii. Na moje banalne pytanie, jak im się tam żyje i czy bardzo tęsknią odparli, że tak najbardziej, to chcieliby przenieść do Polski czystość, porządek, organizację i stosunek urzędników do obywateli (czytaj: DLA obywateli).
Podróże kształcą i poszerzają horyzonty. Będzie u nas coraz więcej młodych ludzi, którzy dzięki swoim wyjazdom i kontaktowi ze światem zaczną ustanawiać nowe standardy i zmieniać panującą mentalność. Za jakiś czas nie będzie w Polsce człowieka, który po wizycie np. w Japonii oświadczy odkrywczo i pogardliwie, że panują tam zupełnie inne obyczaje niż u nas, nie mówiąc już o jedzeniu i o restauracjach... Za jakiś czas, bo chwilowo taki człowiek jest naszym Prezydentem.

sobota, 24 stycznia 2009

"Za" i "przeciw"

Zgadzam się w pełni z wypowiedzią posła Janusza Palikota, dotyczącą słabości rządowego PR u. Z zakresu "komunikacji" - pała. Jako obywatel chcę wierzyć, że obecny rząd pracuje ciężko i odnosi kolejne sukcesy. Nikt mnie jednak o tym rzetelnie nie informuje. Imponująca liczba ministerstw funkcjonuje sobie gdzieś w przestworzach i nie zadaje sobie najmniejszego trudu, żeby systematycznie i dostępnie przedstawiać owoce swojej działalności. Enigmatyczne zapewnienia premiera, że wszystko jest dobrze, nie są dla mnie satysfakcjonujące. Media. Proszę ich użyć do przekazu informacji, gdyż obecnie służą głównie do politycznej pyskówki, a tego mamy w większości serdecznie dość.
Uważam, że "złym duchem" premiera jest minister Sławomir Nowak, który jak najszybciej powinien opuścić zajmowane stanowisko. Pozbawiony elementarnego wyczucia i dyplomacji, czego odbiciem są często nieprzemyślne wypowiedzi, pan minister nieustannie bije pianę medialną, sprowadzając swoje wyobrażenie o elegancji do modnie skrojonego garnituru. Jestem na "nie".
Osobą, która irytuje obecnie swoją nieustanną obecnością na trasie - telewizja - radio - prasa - telewizja - radio itd... jest pani Julia Pitera. Stała się nieoficjalnym rzecznikiem rządu czy tylko bardzo dyspozycyjna w wyniku magicznego zaniku korupcji? Sprawa do wyjaśnienia.
Pan Janusz Palikot. Przyznaję, że mam wielką słabość do filozofów. A w ogóle lubię ludzi inteligentnych, dowcipnych i skutecznych. Nie szokują mnie komentarze typu " prostytuowanie się polityków", ani rekwizyty w postaci świńskiej głowy czy pistoletu w towarzystwie wibratora. Może dlatego, że rozumiem ich sens i intencję przekazu autora. Jestem na "tak", chociaż nie bezkrytycznie.
Nie zgadzam się na przykład z hipotezą Janusza Palikota, że Platforma Obywatelska zawdzięcza swoje wysokie wyniki w sondażach bardzo sprawnemu sprawowaniu władzy ("Piaskiem po oczach", 23.01.09.) No, nie, panie pośle, z całym szacunkiem, ale to brzmi doprawdy jak propaganda dla naiwnych. Mam kilka teorii na ten temat, ale myślę, że największą rolę odgrywają w tych wynikach sami posłowie PiS u oraz obóz ludzi Prezydenta. Ich maniery, agresja i poziom debaty politycznej, tak bardzo przypominają obywatelom atmosferę i styl rządzenia braci Kaczyńskich, że ludzie w dalszym ciągu wolą tolerować liczne wpadki obecnego rządu, niż dopuścić poprzedników do pełnej władzy.
Do plejady opozycyjnych ujadaczy powraca falami były poseł Samoobrony, pan Ryszard Czarnecki, który bawi mnie do łez swoim niekontrolowanym, przyspieszonym połykaniem zgłosek. Dla niezorientowanych dodam, że pan Czarnecki ma fryzurę "na jeżyka", urocze piegi i jest autorem bloga, na którym systematycznie dopisuje najnowsze ploteczki sejmowe. Nabywane w ten sposób doświadczenie zawodowe upoważnia go bezsprzecznie do odgrywania niezwykle użytecznej, dla mediów, roli "parlamentarnego pudelka".
O wilku mowa - słuchając dzisiaj rano radia TOK FM dowiedziałam się, że PZPN poszukuje odpowiedniego kandydata na rzecznika stowarzyszenia. W swoim czasie pan Czarnecki widział siebie w fotelu Michała Listkiewicza, czy dzisiaj mogłaby go zadowolić rola rzecznika? Jedna ze słuchaczek zaproponowała kandydaturę Dody. Całkiem poważnie - uważam to za znakomity pomysł i dziwię się, że zarząd sam na to nie wpadł. Nie wiadomo tylko, czy nasza narodowa Elektroda zodziłaby się na taką propozycję. Ja w każdym razie, jestem na "tak".

piątek, 23 stycznia 2009

System partyjny - do kosza

Minister sprawiedliwości podał się do dymisji. Ku wielkiej satysfakcji partii opozycyjnej PiS, premier dymisję ministra przyjął. Wśród polityków, dziennikarzy i politologów zawrzało. Jedni mówią, że to dobrze, inni, że wprost przeciwnie. Przebijają się głosy, że była to dymisja czysto wizerunkowa, podobnie jak nominacja nowego kandydata. Najgłośniejsi "ujadacze" opozycyjni ironizują, że "premier miał pustą ławkę rezerwowych i obsadził pierwszego, który się na jego propozycję zgodził." Stwierdzenie wyjątkowo mało eleganckie, szczególnie w stosunku do człowieka tak zacnego i zasłużonego, jak pan poseł Czuma.
Osobiście uważam, że profesor Zbigniew Ćwiąkalski był bardzo kompetentnym ministrem sprawiedliwości, a zgubił go jedynie brak politycznego doświadczenia. Szkoda, że dał się wciągnąć w cykl konferencji prasowych atakujących ostro PiS i był zbyt mało neutralny w swoich komentarzach medialnych. Jestem przekonana, że przejął się bardzo poważnie historią śmierci pana Krzysztofa Olewnika. Popełnił jednak błąd demonstrując publicznie swoją powściągliwość wobec problematycznego samobójstwa oprawcy Pazika oraz nie przyznając się do odpowiedzialności w tej sprawie, chociażby z racji zajmowanego stanowiska. Dlatego w konsekwencji MUSIAŁ odejść. Atakujący go dzisiaj z wielkim triumfem Zbigniew Ziobro, ma na swoim sumieniu samobójstwo posłanki Barbary Blidy oraz śmiercionośną konferencję prasową przeprowadzoną z udziałem Mariusza Kamińskiego. Panowie Ziobro i Kamiński byli wtedy tak zacietrzewieni w zbijaniu kapitału politycznego na karku akurat jednego z bardzo licznie (powiedzmy to sobie szczerze) skorumpowanych (prawdopodobnie!) lekarzy, że obaj stracili poczucie jakiejkolwiek proporcji. Swoją nieobliczalną wypowiedzią medialną, ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny, doprowadził do gwałtownego zastoju w procesie przeszczepów w Polsce, co z kolei spowodowało śmierć wielu niewinnych ludzi. Jednak pan Ziobro nie tylko nie okazuje skruchy, ale jeszcze publicznie kłamie ( jeden ze styczniowych programów Tomasza Lisa) twierdząc, że po jego sławetnej konferencji liczba przeszczepów w Polsce... wzrosła. Pragnę podkreślić z całą mocą, że wbrew temu co twierdzi poseł Kurski, Polacy nie są ciemnym narodem, który wszystko kupi.
A swoją drogą, ten partyjny system rządzenia jaki panuje u nas, przynosi fatalne rezultaty. Odnoszę niezmiennie wrażenie, że Polska i Polacy są jedynie pretekstem do walki międzypartyjnej o władzę. Parlamentarzyści zabiegają uporczywie o uznanie w oczach swoich partyjnych wodzów, dbając tym samym wyłącznie o własne korzyści i przywileje. Mowiło się niedawno tak dużo i głośno o stworzeniu experckiego rządu. I co? Wiodącym kryterium jest w dalszym ciągu przynależność PARTYJNA, stopień zażyłości z władzami PARTYJNYMI, wzajemne zależności, wierność i posłuszeństwo PARTYJNE. Proponuję, żeby w momencie obejmowania stanowiska rządowego, kandydat tracił formalnie swoją partyjną przynależność. Może ułatwi mu to bezstronne i rzetelne spłnianie swoich obowiązków wobec wszystkich obywateli. I skończmy nareszcie z tym "premier mianuje". Pozycja jest jak każda inna, ogłasza się publicznie konkurs, a potem sejm robi przesłuchanie kandydata przy udziale mediów. Dowiedzmy się wszyscy jakie kandydaci mają propozycje i pomysły, co zamierzają zmienić, ulepszyć, jaką mają wiedzę merytoryczną, jak się sami prezentują, wysławiają. System "kolesiów z partyzantki" nie sprawdza się już od dawna i warto może wymienić ten popsuty mechanizm, stosując odpowiednie procedury.

wtorek, 20 stycznia 2009

Politycy czy politykierzy?

W programie "Szkła kontaktowego" z 17 stycznia 2009, pani Ilona Łepkowska zauważyła, że każdy polityk, włącznie z panem Jarosławem Kaczyńskim, prywatnie może okazać się miłym, dowcipnym człowiekiem. Bez obrazy, ale co mnie to właściwie obchodzi? Na randkę z żadnym z nich się nie wybieram. Istotne jest dla mnie zachowanie w Sejmie, na konferencjach prasowych, wiedza, skuteczność w podejmowaniu ważnych decyzji, umiejętność poprawnego wyrażania się, doskonała znajomość języka polskiego (!) oraz przynajmniej poprawna znajomość dwóch języków obcych, schludny, elegancki wygląd, kultura osobista. Marzy mi się abstynencja w godzinach pracy, 100% obecności na sali sejmowej, wzajemny szacunek do siebie posłów i posłanek, ponadpartyjna współpraca wszystkich w autentycznym interesie naszego państwa...
Czy dożyję czasów, kiedy rząd polski, parlament i wszyscy urzędnicy państwowi zaakceptują fakt, że ich pracodawcą jest polski podatnik?
Prezydent i premier nie są niezależnymi władcami panoszącymi się w swych prywatnych królestwach, każdy otoczony osobistą świtą. Identycznie jak zwykły pracownik jakiejkolwiek instytucji, powinni być rozliczani z efektów swojej pracy, a w razie popełnionych błędów czy nadużyć - pociągnięci do odpowiedzialności. Bezkarność naszych polityków jest skandaliczna, a bezsilność obywatela - beznadziejna.
My jako naród nie powinniśmy dawać na taką sytuację przyzwolenia. Wbrew panującym przekonaniom wierzę głęboko, że w każdym z nas jest ogromna siła. Musimy wszyscy zrozumieć, że to już nie są ONI, jak kiedyś. Dzisiaj ONI to również MY. Państwowe nie oznacza już "niczyje". Nasz kraj, nasz dom. Nasz patriotyzm dzisiaj, to nie tylko Muzeum Powstania, groby, pomniki, Mickiewicz i Słowacki, ale także wysoka frekwencja w wyborach. Nasz patriotyzm, to wrzucanie śmieci do kosza, zbieranie nieczystości po własnym psie, codzienna uprzejmość i zwykła ludzka uczciwość. Kradnąc, niszcząc, oszukując, szkalujemy samych siebie. Proste? Proste. Oczywiste? Jak sama oczywistość. Pozostaje jedynie wprowadzić w życie na szeroką skalę. Każdy zaczyna od siebie. Sukces gwarantowany.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Wirus czy bakteria?

Na emigracji moje życie toczyło się monotonnie wokół pracy, zarobków, podatków, płatności, spraw osobistych. Życie towarzyskie i dyskusje to było kino, teatr, sport dla większości, anegdoty z życia rodzinnego lub ewentualne zwierzenia osobiste. Tematy polityczne interesowały głównie studentów wydziału nauk politycznych i nie były omawiane przy kolacji czy kieliszku wina.
Po powrocie do Polski prawie automatycznie udzieliła mi się atmosfera politycznej euforii i przez całe miesiące trwała moja intensywna edukacja za pośrednictwem prasy oraz stacji tvn24. Już po krótkim czasie znałam na wyrywki wiadomości "z ostatniej chwili", a zaciekłe wojny słowne polityków wszystkich opcji miałam przerobione co do ostatniego wykrzyknika. Partnerów do dyskusji znajduję zawsze i wszędzie. Najciekawsze debaty zdarzyło mi się przeprowadzić: w pociągu na trasie Warszawa - Gdynia Główna - Warszawa, Warszawa - Wrocław - Warszawa; z taksówkarzami w godzinach szczytu; w kolejkach na poczcie i w urzędach (ach, ta nostalgia); w poczekalniach przychodni medycznych. Dyskusje z rodzina i znajomymi są mało ekscytujące, ponieważ najczęściej mamy wszyscy bardzo podobny punkt widzenia.
Mijają właśnie dwa lata od mojego powrotu. Zaczynam być już trochę poirytowana przewidywalnym jazgotem rodzimych polityków. Oglądając piątkowy program Konrada Piaseckiego, odniosłam kolejne wrażenie, że pan Jacek Kurski stanowi fenomenalny obiekt, wart wszelakich obserwacji naukowych, z racji swojej miażdżącej sprawności w dziedzinie demagogicznej retoryki. Nawet inteligentne czoło, bardzo poniekąd bystro ciętego redaktora Piaseckiego, pokryło się rozpaczliwie kropelkami potu. Przebicie się przez kuloodporny słowotok posła Kurskiego wymaga niezmiennie zdolności nadprzyrodzonych.
W szalonym ferworze swojej dzikiej tyrady, pan Jacek Kurski potwierdził informację o kandydaturze pana Zbigniewa Ziobry do Parlamentu Europejskiego, uplasowanego na pierwszym miejscu wyborczej listy PIS u. Dlatego właśnie, były pan minister Zbigniew Ziobro uczy się, ponoć bardzo intensywnie, języka angielskiego. Na naukę nigdy nie jest za późno, robi mi się jednak dziwnie nieswojo na myśl o ważnych sprawach polsko-europejskich roztrząsanych w Brukseli przez pana Ziobrę. Mam tylko nadzieje, że te lekcje, które tak skwapliwie teraz pobiera, skupiają w sobie wszelkie osiągalne metody skutecznego nauczania.
Boże, miej nas w swojej opiece.

O BLOGU - bardzo ogólnie

Podobno z emigracji powinno się wracać szybko, albo wcale. Zapewne coś w tym jest. Mój wyjazd z Polski odbył się w styczniu 1979 roku, a powrót w styczniu 2007, czyli teoretycznie nie powinien był wcale nastąpić...

W Urzędzie Skarbowym, przy składaniu formularza o numer NIP u, starsza pani kręciła głową pobłażliwie: wszyscy teraz wyjeżdżają, a to to wraca? Większość napotkanych osób podziela jej zdanie. Niektórzy traktują mnie jak nieszkodliwego wariata. Nie mam zamiaru się tłumaczyć. Spróbuję tylko opisać swoje codzienne wrażenia o obecnej Polsce, którą w dużym stopniu odkrywam na nowo - oczami Pistacjowego Kosmity. Zapraszam do dyskusji każdego kogo to dotyczy lub interesuje. Niechaj ten świat wirtualny rozniesie po całym globie "nocne Polaków rozmowy."Albo nie.