Do kiosku przychodzili rozdygotani ludzie. Chcieli się upewnić. Chcieli porozmawiać. Chcieli się wykrzyczeć.
Dwaj najbardziej konsekwentni pochłaniacze trunków alkoholowych z okolicy, złożyli osobiste zobowiązania dotyczące wstrzemięźliwości. Dlaczego właśnie przede mną? Widocznie mieli taką potrzebę, a byłem akurat "po drodze".
88 + 8 = ONI już nie żyją. My jeszcze tak. Spróbujmy to robić jak najlepiej. Spróbujmy...
W poszukiwaniu jakiegoś sensu.
sobota, 10 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Sens na pewno jakiś jest. Może tylko brakuje nam zastanowienia nad nim. Pewnie będziemy jacyś lepsi dla siebie przez miesiąc, jak po śmierci papieża.
OdpowiedzUsuńUlotne życie jednej osoby, ulotne życie stu osób, ulotne życie milionów. Zostaje chwila teraz.
Po prostu łączmy się w bólu z tymi, którzy zostali nagle osamotnieni i pamiętajmy,że wszyscy jesteśmy śmiertelni.
OdpowiedzUsuńpodchodzili jak do konfesjonału...
OdpowiedzUsuń