Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

czwartek, 15 kwietnia 2010

W imię zgody

Anonimowy pisze...
W imie zgody nalezy zatem przystawac na najbardziej szalone pomysly?
Moja odpowiedz brzmi : nie. W imię zgody nie należy wypierać się własnych przekonań lub tożsamości. Uważam jednak, że takim ważnym momentem na zamanifestowanie swojego zdania są np. wybory: samorządowe, parlamentarne, prezydenckie. To jest istotna decyzja i warto poświęcić jej trochę czasu. Zastanowić się, poczytać sobie o kandydatach, wybrać świadomie, a nie pod kątem "zabójczego wąsika" czy pierwszej lepszej pozycji na liście.

Na temat pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu zostało już tyle powiedziane i napisane, że pozwolę sobie jedynie na bardzo krótką refleksję. Podobnie jak Clavus, pomysł uważam za chybiony. Nie jestem natomiast zdziwiony, że zaistniał i domyślam się w czyjej (czyich) głowach powstał oraz dlaczego. Mam przeświadczenie, że jeśli ludzie o pokroju Jarosława Kaczyńskiego i jego świty zostaną na zawsze odsunięci ze sceny politycznej, to tego typu szalone pomysły jak" pochówek brata na Wawelu" nie będą miały miejsca. To na przyszłość, bo teraz jest jedynie "mądry Polak po szkodzie".

Zaistniała sytuacja wymaga natychmiastowych decyzji, a wybrani demokratycznie przez obywateli politycy, z wielkim refleksem i politycznym wyrachowaniem wykorzystali bezbłędnie to wszystko co się w tych tragicznych okolicznościach dało. Galopując beznamiętnie po łące powszechnej empatii, współczucia i delikatności całego kontekstu, grupka cwanych obłudników przygotowuje teren do przejęcia władzy. Nie łudźmy się, polityka jest jak morderczy wyścig i jedna chwila nieuwagi może spowodować przegraną.

Nie jest to jednak, moim zdaniem, powód, abyśmy my, jako obywatele, protestowali używając identycznych metod i języka. Stało się, było zbyt mało czasu, aby przedyskutować wszystko publicznie i wspólnie zadecydować o najwłaściwszym miejscu. Dlatego nie dajmy się sprowokować hucpie oszalałej sekty. Uszanujmy żałobę narodową i nie pozwólmy politycznym bandytom wywołać nową kłótnię narodową w imię starej formuły "diviser pour reigner". Niech ta bezsensowna śmierć 96 osób stanie się początkiem rozsądnej refleksji. Pamiętajmy: nasz wybór ma ważne konsekwencje na przyszłość. Właśnie tego doświadczmy.

5 komentarzy:

  1. Masz rację. Zadecydujmy w wyborach a teraz trochę ciszy i spokoju nad tymi trumnami. W końcu nie zginął tylko Prezydent, ale wielu, wielu innych przyzwoitych ludzi. Dla mnie żałoba po Prezydencie zakończona, ale tych innych opłakuję nadal.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie byloby, gdyby mozliwe bylo przyznanie Ci racji.
    Niestety, to co mowisz jest pieknoduchowskie.
    Wybory powiadasz.
    A przed wyborami kampania. Jedna strona pod sztandarami najnowszego lokatora krypt wawelskich, druga strona z ustami zakneblowanymi niemoznoscia krytykowania zmarlego "bohatera narodowego".
    Jak widzisz debate w tych warunkach?
    Anonim 2
    ps. zaszczyciles mnie notka inspirowana moim komentarzem;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytasz mnie, jak widzę debatę w tych warunkach. Nie zadowolę Cię nigdy, bo wszystko co mam do powiedzenia jest "pięknoduchowskie". Jestem niepoprawnym marzycielem, niestety.
    Debatę widzę w omówionej przez wszystkie kluby parlamentarne wspólnie narzuconej dyscyplinie: przedstawiamy swoje projekty dotyczące przyszłej prezydentury i odrzucamy wszelkie komentarze ad personam, wszelkie polemiki dotyczące przeszłości, wzajemnych przewinień itd. Koncentrujemy się na czasie przyszłym. Ograniczamy całość do minimum, na tyle, aby wyborca mógł zrozumieć w zarysie wizję przyszłej prezydentury każdego kandydata. Sytuacja jest wyjątkowa i byłoby to jak najbardziej na miejscu.

    Większość ludzi i tak już wie, na kogo mniej więcej zagłosują (jeśli w ogóle), dlatego możemy sobie choć raz darować tą idiotyczna pyskówę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, to bardzo rozsadna koncepcja. I popieram ja bardzo chetnie.
    Ale juz dzis moge Ci powiedziec, ze jedna ze stron tej kampanii nie dotrzyma warunkow takiej ewntualnej umowy.
    Slyszales slowa Sniadka dzisiaj? I reakcje zgromadzonych licznie w bazylice i na rynku zwolennikow obozu sp.prezydenta?
    Slyszales jak wygladaly programy Pospieszalskiego "Warto rozmawiac" sprzed Palacu Prezydenckiego?
    Widziales w czwartek wieczorem program w/w w ktorym Pospieszalski, Gwiazda i jakis profesor mowili otwartym tekstem o tym, ze to byl zamach, ze to byl globalny spisek?
    I wiele innych przykladow moge tu przytoczyc.
    Oficjalna kampania moze i bedzie grzeczna, ale bokami bedzie odbywala sie ta wlasciwa. Telewizja publiczna nie omieszka wtracic sie do kampanii, a wlasciwie jej kontynuowac.
    Podziwiam Cie za ten optymizm, podziwiam Cie, ze umiesz tak marzyc. Bo ja zludzen nie mam.
    To bedzie kampania oparta na szantazu emocjonalnym i sianiu teorii spiskowych.
    Bardzo chce sie mylic, nie masz pojecia jak bardzo ja o tym marze!
    Anonim 2

    OdpowiedzUsuń
  5. To wszystko co się dzieje po stronie "zwolenników własnego punktu siedzenia" okrzykujących się histerycznie "patriotami z prawdziwego zdarzenia" jest mi oczywiście znane z telewizji i prasy + internetu, bo innych źródeł nie posiadam. Poczynania różnych Śniadków i Pospieszalskich wkurzają mnie, ale żyjemy w demokratycznym kraju i jeśli zależy mi na niej, to muszę tych bubków tolerować. Oni reprezentują sposób myślenia pewnej grupy społeczeństwa, która się identyfikuje z takimi postaciami jak bracia Kaczyńscy,śp. Anna Walentynowicz,śp. Krzysztof Putra, Zbigniew Ziobro, Mariusz Kamiński itd. Zawsze będzie tak, że ludzie będą popierać tych, do których jest im "bliżej". Jednemu bardziej pasuje na prezydenta ktoś pokroju śp. Lecha Kaczyńskiego, innemu - Andrzej Olechowski, albo Jerzy Buzek. Dlatego, zachowując wszelkie zasady demokracji, każdy z nas ma możliwość poprzeć swoim głosem wyborczym tych, do których mu bliżej. Decyduje liczba głosów. Proste jak drut. Jeśli skoncentrujemy się na głupocie tych, których głośnych krzyków nie lubimy i zdegustowani nie pójdziemy na wybory, damy automatycznie większą szansę tym, których hadko słuchać.

    Warto, a nawet trzeba śledzić co wszelacy krzykacze wyprawiają, ale nie można tracić na nich całej energii. Pragmatycznie i cierpliwie odsuwać od kierownicy, a rezultat będzie.

    Jeśli jednak okaże się, że nasze przekonania i wybory nie należą do większości, to do następnych eliminacji, będziemy to musieli zaakceptować.

    Ja, telewizji publicznej, praktycznie nie oglądam. Co najwyżej sporadycznie. Znam wielu, którzy najzwyczajniej -(szczególnie na publiczną!) nie mają czasu. Pracują. Najwięcej oglądalności jest, myślę, wśród emerytów i bezrobotnych.

    Głowa do góry ;)

    OdpowiedzUsuń