Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

sobota, 27 lutego 2010

La nuit des Cesars 2010

Właśnie w tej chwili trwa 35 festiwal filmowy "La nuit des Cesars" na TV5Monde. Oglądam z łezką w oku. Pozmieniali się moi ulubieńcy... Boże, jak ten czas leci!

P.S. I znowu ta sama recenzja: oglądam i wzruszam się, bo ich podziwiam, bo są dla mnie ważni, bo kocham kino i artystów. Jako impreza, rozdanie Cezarów jest niezmiennie do luftu. Nudne, bez bigla, bez pomysłu. Szkoda.

Zasrany krajobraz stolicy

***uwaga***/ze względu na niezwykle ostry i wulgarny język wpisu, uprasza się rodziców o wyłączenie komputerów w obecności dzieci i młodzieży poniżej lat 18/wpis tylko dla dorosłych/***


Przedwiośnie nadchodzi, śniegi powoli topnieją. Brudne zwały zajmują znaczną część wąskich chodników. "Przesadzasz, kosmito, jak zwykle. Ciężka zima za nami, przestań narzekać."
Rozumiem, zima, topniejące zwały śniegu. Prawa natury. Pies też człowiek i musi wydalić z siebie zbędne odchody. Właściciel natomiast mógłby, z łaski swojej, każdorazowo posprzątać. Ale nie. Sprzątają nieliczni. Reszta "z miłości do zwierząt" pozwala swoim pupilom srać i sikać gdzie popadnie, bez cienia wstydu i poczucia odpowiedzialności. Chodząc ulicami trzeba bardzo ostrożnie nawigować pomiędzy pustymi małpkami i psimi kupami. (Ostatnio, na Mokotowie preferuje się Żurawinówkę i Gorzką żołądkową, ciekawe dlaczego...)

I właściwie, czy ja mogę mieć żal do posła Drzewieckiego, że nazwał Polskę "dzikim krajem"? z nieco innych powodów, ale miał rację. Dziki kraj dzikich ludzi.

Ostrzeżenie: uprzejmie proszę nie informować mnie o tym, że np. Paryż też kiedyś tonął w psich kupach, a we Włoszech polegują śmierdzące wysypiska śmieci. Wiem o tym, ale to dla mnie żaden argument na to, abyśmy mieli bezustannie taplać się w gównie, psia mać.

piątek, 26 lutego 2010

Ogorzały "Miro" czyli garstka gorzkich refleksji

(...)Po 20 latach tkwienia w polityce, pracy w sejmie, w rządzie, poseł Drzewiecki mówi do swoich rodaków i wyborców ze słonecznej Florydy, że Polska to jest dziki kraj.(...)Tak się składa, że jestem jednym z tych podłych ludzi, który uważa posła Drzewieckiego za narkomana, złodzieja, polityczną wydmuszkę i w żadnej mierze nie czuje się odpowiedzialny za śmierć matki posła.
Jakie mam dowody na swoje twierdzenia? W zasadzie żadnych, ale mam za to jedno wytłumaczenie, jeśli mnie ktoś obciąża śmiercią kobiety, której na oczy nie widziałem, tylko dlatego, że syna tej kobiety uważam za postać żałosną, to jam mam prawo się zdenerwować i odreagować. Odreagowuję wierząc przesłankom i obserwacjom. Obserwowałem posła Drzewieckiego jak się tłumaczył z ćpania w knajpie żony, obserwowałem jak się tłumaczył z tego, że jakiś kryminalista nazywał go czereśniakiem i chciał od niego nowej ustawy. Jak on się tłumaczył? Ano jakoś tak, że golf to piękny sport, tak piękny, że w Skandynawii dotują tę dyscyplinę i czysty to sport, bo tam narkotyki nic nie pomagają. Wiem jak wygląda trzeźwy facet, wiem jak wygląda sport i w moim wyobrażeniu, facet z przekrwionymi oczami i worami pod oczami uprawia sport, który kończy się kacem, nie zdrowym trybem życia na trawie z dołkami. Wszystko to jednak mało ważne, razem z moją pedanterią i upierdliwością nawet. Ja się pytam o rzecz zasadniczą, co do laski nędzy robi poseł Rzeczpospolitej Polskiej na Florydzie w czasie pracy??? Dlaczego nie ma go w robocie, za którą ja chcąc nie chcąc i bez względu na efekty muszę posłowi płacić. Czy poseł mnie, jako pracodawcy, może wytłumaczyć dlaczego bumeluje z opalona gębą głosi jakąś chłopską filozofię sakralną? Dlaczego biega po trawie, ciskając jakieś kulki do dołków, gadając coś na kacu o moim kraju i o tym jak mu ciężko w polityce na kacu, że o śmierci matki nie wspomnę? Normalnie to bym takiego pracownika na zbity pysk wywalił, ale niestety żyjemy w dzikim kraju i takie pajace zaćpane, które i matkę z grobu wyciągną, żeby uratować swoją załganą dupę, mogą sobie bimbać i gadać co im się żywnie podoba i ja wprawdzie mogę tego nie słuchać, ale płacić zasrańcom muszę. Facet moralizuje o dzikim kraju, o sporcie, piekle i Bogu, zasłaniając się immunitetem czegoś co uważa za gówno, profanując pamięć matki i ja mam nie tylko w te rzewne, głodne kawałki uwierzyć, ale jeszcze gnojkowi za to zapłacić? Przepraszam za kolokwializmy.
P.S. Nigdy matką nie byłem i nie wiem dlaczego umarła matka Drzewieckiego, ale gdybym był matką Drzewieckiego, umarłbym po prostu ze wstydu..." Matka Kurka (fragment)
http://www.kontrowersje.net/blog/MatkaKurka

niedziela, 21 lutego 2010

sobota, 20 lutego 2010

Jest klops, bo Rosół narobił bigosu

Najpierw był tłuścielowaty pączek, a teraz to... nie na moją wątrobę, takie menu. Całkowitym idiotą nie jestem i przekręty oraz dziwne układy urzędników państwowych z ludźmi tzw. interesów, tkwiły od dawna w mojej świadomości. Dlatego też ostatnie wydarzenia w naszym politycznym grajdole nie były dla mnie jakąś szczególną rewelacją. Zeznania kolejnych świadków "afery hazardowej" podkreśliły tylko jaskrawym wężykiem ich doszczętną impregnację zgnilizną PRL u i to bez względu na wiek czy opcję polityczną. Nepotyzm, korupcja, szantaż polityczny - jak leci. Odkąd prezydent Lech Kaczyński powołał na premiera swojego brata bliźniaka, rozmiar nepotyzmu zgodnego zarówno z prawem, jak i ze społeczną akceptacją, sięgnął zenitu.
Jeszcze niedawno, premier Pawlak publicznie "nie rozumiał" zarzutów dotyczących masowego zatrudniania przez PSL swoich rodzin i przyjaciół na państwowych posadach. Ba, uważał nawet, że to "jedyne, słuszne i zbawienne" (to nie cytat, to moja zgryźliwość).

Świadek Marcin Rosół (PO) nie wzbudził ogólnego poruszenia swoim wątpliwym postępowaniem, bo większość ludzi funkcjonuje identycznie od pokoleń. Mnie najbardziej chyba zdołował właśnie ten brak medialnego zgorszenia nieprofesjonalną postawą ważnego urzędnika ministerialnego oraz jego przerażająco niski poziom znajomości języka polskiego. Podkreślane przezeń do znudzenia: "kultura osobista i zasady dobrego wychowania" - dawały wiele do myślenia.

Mam nadzieję, że prokuratura zajmie się wątkiem kryminalnym afery hazardowej i wszyscy winowajcy poniosą jakieś KONKRETNE konsekwencje(?). Niech przypadek Marcina Rosoła, który funkcjonował najpierw jako asystent Grzegorza Schetyny (!), a później - szef kancelarii ministra sportu, będzie ostrzeżeniem nas, obywateli, przed stagnacją i brakiem zainteresowania osobami angażowanymi i opłacanymi z naszych kieszeni. Warto by było zweryfikować tych wszystkich szefów, vice i innych pseudo asystentów. Wykształcona młodzież wyjeżdża na saksy, albo głoduje w Polsce na bezrobociu, bo rosołowe chłopki roztropki kontynuują z zaangażowaniem tradycję 'a la Sobiesiak - pour homme' i 'a la Sobiesiakówna - pour femme'. Bo bez tego, jak zwykle - ani rusz. Co dalej? A nic. Śmiej się, pajacu...

czwartek, 11 lutego 2010

Zatruty pączek

Zjadłem. Wziąłem w dwa brudne paluchy i ... nie mogłem się oprzeć. Zostałem poczęstowany przez klientów w kiosku. Za moment śmiertelnie zachoruję i będzie mój koniec.

Mam taką zasadę: w pracy nie jadam. Nauczyli mnie tego Helweci, bo na jedzenie jest u nich przewidziana przerwa, a na picie "pause-cafe". W czasie pracy się pracuje.

Na dodatek, w kiosku mam do czynienia z potwornie brudnymi, cuchnącymi pieniędzmi, na których zapewne roi się od wszelakiego świństwa. Fuj!

Dzisiaj odbiło mi kompletnie i poczęstowany "od serca" tłustym pączkiem, zżarłem go wraz z całą resztą.

Chwilowo czuję się jeszcze dobrze. Wypiłem litr przeczarnej herbaty i teraz spokojnie czekam na koniec.

Życzę wszystkim wybornej zabawy ( nie jedzcie tych pąków i faworków, bo to syf dla wątroby).

Żegnajcie.

piątek, 5 lutego 2010

Lech Kaczyński się dopomina

Aż dziw, że jeszcze nikt z PiS u się nie domyślił, że swoim zaproszeniem premiera Donald Tuska, Putin chciał "przykryć" zeznania najważniejszych świadków afery hazardowej. Przecież to "oczywiste", a wszystkie inne "domysły i pomówienia są jedynie wyssane z brudnego palca." He he..

Prezydent Kaczyński zaproszenia (oficjalnego?) nie otrzymał - uuups! Przypomniał w związku z tym za pośrednictwem kamer telewizyjnych, że to Prezydent jest głową państwa, on zaś tymże Prezydentem i dlatego pojedzie również (bez wizy? bez zaproszenia?), żeby nie wiem co. No i masz.

Premier Putin zbyt blisko światowych manier i elegancji nawet przez moment nie siedział, dlatego nie trzeba go tak rozpaczliwie naśladować, bo nie dość, że wstyd, to jeszcze żałość bierze.