Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

sobota, 20 lutego 2010

Jest klops, bo Rosół narobił bigosu

Najpierw był tłuścielowaty pączek, a teraz to... nie na moją wątrobę, takie menu. Całkowitym idiotą nie jestem i przekręty oraz dziwne układy urzędników państwowych z ludźmi tzw. interesów, tkwiły od dawna w mojej świadomości. Dlatego też ostatnie wydarzenia w naszym politycznym grajdole nie były dla mnie jakąś szczególną rewelacją. Zeznania kolejnych świadków "afery hazardowej" podkreśliły tylko jaskrawym wężykiem ich doszczętną impregnację zgnilizną PRL u i to bez względu na wiek czy opcję polityczną. Nepotyzm, korupcja, szantaż polityczny - jak leci. Odkąd prezydent Lech Kaczyński powołał na premiera swojego brata bliźniaka, rozmiar nepotyzmu zgodnego zarówno z prawem, jak i ze społeczną akceptacją, sięgnął zenitu.
Jeszcze niedawno, premier Pawlak publicznie "nie rozumiał" zarzutów dotyczących masowego zatrudniania przez PSL swoich rodzin i przyjaciół na państwowych posadach. Ba, uważał nawet, że to "jedyne, słuszne i zbawienne" (to nie cytat, to moja zgryźliwość).

Świadek Marcin Rosół (PO) nie wzbudził ogólnego poruszenia swoim wątpliwym postępowaniem, bo większość ludzi funkcjonuje identycznie od pokoleń. Mnie najbardziej chyba zdołował właśnie ten brak medialnego zgorszenia nieprofesjonalną postawą ważnego urzędnika ministerialnego oraz jego przerażająco niski poziom znajomości języka polskiego. Podkreślane przezeń do znudzenia: "kultura osobista i zasady dobrego wychowania" - dawały wiele do myślenia.

Mam nadzieję, że prokuratura zajmie się wątkiem kryminalnym afery hazardowej i wszyscy winowajcy poniosą jakieś KONKRETNE konsekwencje(?). Niech przypadek Marcina Rosoła, który funkcjonował najpierw jako asystent Grzegorza Schetyny (!), a później - szef kancelarii ministra sportu, będzie ostrzeżeniem nas, obywateli, przed stagnacją i brakiem zainteresowania osobami angażowanymi i opłacanymi z naszych kieszeni. Warto by było zweryfikować tych wszystkich szefów, vice i innych pseudo asystentów. Wykształcona młodzież wyjeżdża na saksy, albo głoduje w Polsce na bezrobociu, bo rosołowe chłopki roztropki kontynuują z zaangażowaniem tradycję 'a la Sobiesiak - pour homme' i 'a la Sobiesiakówna - pour femme'. Bo bez tego, jak zwykle - ani rusz. Co dalej? A nic. Śmiej się, pajacu...

2 komentarze:

  1. Przesadzasz, jeśli myślisz, że gdziekolwiek na świecie funkcjonuje inna rekrutacja to albo jesteś tak naiwny , albo nie pracowałeś nigdy w żadnym urzędzie. Sam pomyśl , kogo wybrałbyś na swojego współpracownika osobę kompetentną ale nielojalną, czy równie kompetentną ale znajomą ??? Bez przesady, na razie o żadnej korupcji mowy nie ma , to tylko "niemoralne" zachowania. Dla pocieszenia powiem, że PIS robił to nawet na szczeblu dyrekcji szkoły (wpychał swoich pomomo sprzeciwu rodziców i niewątpliwych osiągnięć poprzedników), a tutaj mówimy o jakiś hipotetycznych konkursach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałbym, żebyś miała rację w tym, że przesadzam, ale obawiam się, że moje rzekome "przesadzanie" to jedynie mały pikuś. Naiwny jestem z pewnością, tyle, że na emigracji każdą pracę znalazłem z ogłoszeń publicznych. W Polsce na moje wysłane CV nikt nie odpowiada.

    OdpowiedzUsuń