Moja irytacja wzrasta. Wielkanoc w Polsce. Msze, procesje, święcenia kiełbas. Groby Jezusa Chrystusa. Jeden ohydniejszy od drugiego, a w tym roku oczywiście z motywem katastrofy smoleńskiej w tle. Horror.
Nie jestem ateistą. Wierzę, że istnieje w tym wszechświecie inteligencja nieporównywalnie wyższa od naszej, która stworzyła system życia na Ziemi i elementy świata nas otaczającego.
I niepotrzebni mi są żadni pośrednicy, aby uwierzyć, bo dowody znajduję wszędzie, od perfekcyjnej konstrukcji kryształu, płatka śniegu, poprzez piękno kwiatów do fascynującej tajemnicy ludzkiego mózgu, z którego ciągle jeszcze nie potrafimy w pełni korzystać. Cuda są wokół nas.
Bo weźmy dla przykładu takie jajko. Czyż nie graniczy z cudem?
I ciągle nie wiemy, co było pierwsze...
Smacznego.
niedziela, 24 kwietnia 2011
piątek, 15 kwietnia 2011
Opętani patrioci
Oglądając wczorajszy występ posłanki Beaty Kempy w "Kropce nad i" zastanawiałem się, jakby wyglądały najbliższe wybory parlamentarne, gdyby od dzisiaj zniknęła całkowicie telewizja i internet. Jakby wyglądała kampania wyborcza? Dla kogo byłoby to katastrofą, a dla kogo wielką szansą? To się już stało i masowe środki przekazu stanowią najsilniejsze narzędzie propagandowe, ale czy każda propaganda jest toksyczna z założenia? Śmiem twierdzić, że tak długo jak zadajemy sobie trud indywidualnego myślenia, to niekoniecznie.
Kiedy Adolf Hitler wraz ze swoim ugrupowaniem dochodzili do władzy, sytuacja ekonomiczna Niemiec była kiepska, a naród głodny i niezadowolony. Istniało wtedy radio, prasa i kino. Wyznaczono szablon prawdziwego Niemca o aryjskich rysach. Lojalność i posłuszeństwo stanowiły podstawę. Robiono wszystko dla dobra ojczyzny i budowania jej potęgi.
Czy historia nas czegoś nauczyła? Ostatnie sondaże wskazują, że nie.
Kiedy Adolf Hitler wraz ze swoim ugrupowaniem dochodzili do władzy, sytuacja ekonomiczna Niemiec była kiepska, a naród głodny i niezadowolony. Istniało wtedy radio, prasa i kino. Wyznaczono szablon prawdziwego Niemca o aryjskich rysach. Lojalność i posłuszeństwo stanowiły podstawę. Robiono wszystko dla dobra ojczyzny i budowania jej potęgi.
Czy historia nas czegoś nauczyła? Ostatnie sondaże wskazują, że nie.
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
No i jak?
Nie wiem, bo mnie nigdzie nie było. Pomyślałem jedynie, że żal mi absolutnie wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób cierpią i poszedłem na krótki spacer w kompletnie opustoszałe zakątki miasta. Wiatr wiał silnie, a ja go nie lubię. O tym co się działo w Warszawie dowiedziałem się urywkowo z telewizji. Wysłuchałem agitacyjnego przemówienia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Skojarzenia nasuwały się same i nie były pochlebne, niestety.
http://wyborcza.pl/1,75968,9411834,Kaczynski_przyprawia_mnie_o_ciarki.html
http://wyborcza.pl/1,75968,9411834,Kaczynski_przyprawia_mnie_o_ciarki.html
sobota, 9 kwietnia 2011
Jak umierać, to tylko spektakularnie
Oglądając film dokumentalny Ewy Ewart poświęcony rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej uświadomiłem sobie, że oto niekwestionowana tragedia z 10 kwietnia 2010 ma swoje specjalne prawa i konsekwencje bardzo różne od wszystkich innych śmiertelnych wypadków. Samoloty sobie spadają, autokary roztrzaskują na drogach, zawalają się kopalnie lub hale ( w Katowicach zginęło w 2006 roku 65 osób), ludzie toną lub giną w wypadkach samochodowych. Mówi się o tym czas jakiś i potem życie toczy się dalej.
Czy tragedie takich rodzin i przyjaciół są mniejsze lub mniej ważne? Śmiem twierdzić, że nie, a jednak nie są oni zazwyczaj otaczani tak powszechną troską i uwagą. Najwyraźniej podziały istnieją nawet w obliczu śmierci i żałoby.
Uważam więc, że jeśli już ginąć w naszej ojczyźnie, to koniecznie w samolocie prezydenckim, bo wtedy przynajmniej pogrzeb jest przyzwoity, rodzina otrzymuje pokaźne wsparcie finansowe, media robią z człowieka bohatera wszech czasów, a znana pani redaktor kręci film dokumentalny, który jest drobiazgowo analizowany w godzinach najwyższej oglądalności.
Jak umierać, to tylko tak.
Czy tragedie takich rodzin i przyjaciół są mniejsze lub mniej ważne? Śmiem twierdzić, że nie, a jednak nie są oni zazwyczaj otaczani tak powszechną troską i uwagą. Najwyraźniej podziały istnieją nawet w obliczu śmierci i żałoby.
Uważam więc, że jeśli już ginąć w naszej ojczyźnie, to koniecznie w samolocie prezydenckim, bo wtedy przynajmniej pogrzeb jest przyzwoity, rodzina otrzymuje pokaźne wsparcie finansowe, media robią z człowieka bohatera wszech czasów, a znana pani redaktor kręci film dokumentalny, który jest drobiazgowo analizowany w godzinach najwyższej oglądalności.
Jak umierać, to tylko tak.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
