Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

sobota, 27 czerwca 2009

Wakacyjne nastroje

W tym roku nad morze nie pojadę, to sobie chociaż poczytam. I tak mój ulubiony bywalec "Salonów", pan redaktor Jerzy Iwaszkiewicz (pozdrawiam serdecznie :) napisał w lekkiej i przyjemnej (wakacyjnej) "Vivie" z Kasią Skrzynecką & co., na okładce:

" Pojechaliśmy na Hel sprawdzić, jak będzie w tym roku. Będzie jak zawsze. Wjechać na Hel jeszcze jakoś można, wybudowano rondo przed Jastarnią, ale wyjechać - nie bardzo. Już tworzą się korki. Z Warszawy można pojechać przez Toruń, jest to już 130 km autostrady, łącznie z obwodnicą Gdańska. Dwuosobowy apartament w Domu Zdrojowym w Jastarni (z obiado - kolacją) kosztuje 990 zł plus 80 zł za psa albo kota, plus 100 zł za pokój z widokiem na morze. Jastarnia leży w zasadzie nad morzem, ale za widok trzeba dodatkowo płacić. 80 zł za dobę za kota też wydaje się trochę przydużo, ale są to podobno bardzo rasowe koty.

W znanym hotelu Bryza w Juracie jest taniej (pokój dwuosobowy 840 zł), widok na morze, o dziwo, jest bezpłatny, ale za to obowiązuje zakaz wprowadzania psów, chociaż też są rasowe. York terriery przemycane są w damskich torebkach i to jest wyjaśnienie, dlaczego kobiety noszą tak wielkie torby, w których grzebią. W każdej siedzi York terrier, który chce się dostać do Bryzy.

(...) Mówi się, że ludzie upodabniają się do swoich psów i to by się zgadzało. Zbigniew Ziobro i pinczer miniaturka to byłby dobry zestaw, i tak jest z resztą traktowany. Jak prezes J. Kaczyński pokrzykuje, to Ziobro od razu kuli się ze strachu, zwołuje konferencję i przeprasza. Jak znamy się na życiu, to scenariusz rysuje się teraz dość prosto. Kiedy Ziobro wróci z Brukseli, to wywali Kaczyńskiego, zajmie jego miejsce i wtedy będzie jeszcze gorzej. (...)" www.viva.pl

Zafrasował mnie ten wątek niezwykle, gdyż Panowie Bliźniacy gustują (podobnie jak ja) w zachodach słońca na helskim półwyspie (liczne przeloty helikopterem o tym świadczą), a wróżby redaktora Iwaszkiewicza ... nie wróżą najlepiej. Bracia żyją bowiem w naiwnym przekonaniu, iż obecna sytuacja potrwa całą wieczność, czego dowodem mogą być inwestycje przegrodowo-brzegowe przeprowadzane w Juracie przez Brata Lecha, w celu bezpiecznej izolacji. Najwyraźniej, pan obecny prezydent posiada wrażliwą duszę i do podziwiania zachodów słońca, potrzebuje być sam lub co najwyżej - z bratem. Ciemny lud - wynocha za ogrodzenie.

No cóż, może inwestycja nie pójdzie całkiem na marne i niebawem skorzysta z niej mały-straszny ZZ.

Ach te wakacje na Helu... Dla nich mógłbym zostać prezydentem.

piątek, 26 czerwca 2009

Nie udało się odwołać ministra finansów

I bardzo dobrze. Że co? Że niby ja nic nie rozumiem? Na ekonomii i finansach krajowej gospodarki nie znam się z pewnością, jednak do dziesięciu zliczyć potrafię, a to mi akurat wystarczy, żeby zrozumieć coś niecoś, gdy mi się tłumaczy. Tłumaczył w Sejmie minister Rostowski, tłumaczyła "fachowo - merytoryczna" część opozycji. Argumenty ministra do mnie przemawiają, nabzdyczone i niejasne wykrzykiwania opozycji, niestety nie. Żeby nie zanudzać, oto moje wnioski - inwestować zawsze trzeba, bo to jest myślenie perspektywiczne. Musi to mieć jednak sens i być obliczone na realne możliwości budżetowe. Zapożyczać się bez pomyślunku, aby ze "szlachecką fantazją" żyć z rozmachem i fantazją, to już towarzysz Gierek i jeszcze nasi wcześniejsi przodkowie, opisani malowniczo przez Adama Mickiewicza, spróbowali i efekty tego spłacamy do dziś. Opozycjo, daj mi możliwość pomstować razem z Tobą i zacznij gadać do rzeczy. Zaczynam się czuć coraz bardziej nieswojo w roli zwolennika aktualnego rządu, ale nie dajecie mi najmniejszej szansy. Tak debilowatej opozycji, to już u nas dawno nie było. Kto jest przeciw? Głośniej, nie słyszę...

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Można się załamać

Jestem zodiakalnym bliźniakiem. Niby nic takiego, ale ostatnio jakoś czuję się z tym nieswojo. Dlaczego? Proste jak prosty drut: panowie Lech & Jarosław, Tadeusz Cymański, Andrzej Lepper, skompromitowany w moich oczach, choć wydawałoby się, że inteligentny Jan Rokita - oni wszyscy są też - "Bliźniakami". Jeśli ktoś z Was, zna bardziej atrakcyjne "Bliźniaki", to bardzo proszę o cynk, bo tak, to naprawdę można się załamać...

czwartek, 18 czerwca 2009

Urodziny kradników księżyca

Z okazji 60 - tych urodzin, składam życzenia zdrowia i pogody ducha naszym najsławetniejszym bliźniakom.
Żeby polubili ludzi choć troszkę, bez względu na ich poglądy polityczne.
Żeby przestali sobie wmawiać, że białe jest czarne. Nie idźcie tą drogą, bo ona prowadzi donikąd. Mieliście już swoje pięć minut, wykrzyczeliście się za wszystkie czasy i to powinno Wam wystarczyć. Przykro mi, ale Polaków nie stać już na zabawę w chowanego, ani ocieranie Waszych nieustannych łez. Dalszą terapię musicie teraz opłacać z własnych kieszeni.

Zajmijcie się nareszcie czymś konstruktywnym (lego?) i przestańcie nam tu rozrabiać. Powodzenia!

niedziela, 14 czerwca 2009

Trzeba "paradować", niestety

Kiedy słucham przekrzykiwań Korwina-Mikke z Biedroniem na temat homoseksualizmu i "Parady Równości", zaczynam wątpić w tvn24. Najwyraźniej, już nie o rzetelne informacje czy publiczną debatę tu chodzi, ale o bazarową pyskówę i słupki oglądalności za wszelką cenę. Szkoda.

Mnie akurat preferencje seksualne pana Biedronia i pana Korwina-Mikke obchodzą dokładnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, pod warunkiem, że zamykają się one do grona osób pełnoletnich i świadomie i z własnej woli podejmujących każdy krok i decyzję.

W moim odczuciu "Parada Równości" miała na celu zademonstrować przeciwko zaściankowości polskiej mentalności, rozrośniętej do rozmiarów starego baobabu na łonie kościoła katolickiego, a znajdującej swoje wierne odbicie w paragrafach prawno-administracyjnych. I nie chodzi tutaj li tylko o niemożność prawną zaadoptowania dzieci przez pary homoseksualne czy zawarcia formalnego związku zwanego zwyczajowo "małżeńskim". (Osobiście uważam, że wszelkie śluby i imprezy z nimi związane to błazeńskie manifestacje i wyrzucanie pieniędzy w błoto, ale każdy ma do tego prawo, jego sprawa - niech robi co chce. Co do dzieci, nie mam wyrobionego zdania. Z tej prostej przyczyny, że liczba maltretowanych dzieci biologicznych i adoptowanych przez rodziny heteroseksualne, jest nieustannie zbyt duża, aby mnie przekonać, że tak jest dla nich najlepiej.)

Hetero, uznany w naszym społeczeństwie za NORMALNEGO, może bezkarnie np. bić, gwałcić, znęcać się, upijać na umór itd., bo obowiązujące prawo łatwo mu znajdzie okoliczności łagodzące, a społeczeństwo tolerancyjnie usprawiedliwi i wybaczy. Nienormalny czyli homo, musi niezwykle uważać na każdy swój gest i krok, bo wszystko co robi może okazać się chore, obrzydliwe, niemoralne, deprawujące.

Prawo powinno być równe dla wszystkich. Teoretycznie niby jest. A w praktyce? Wyobraźmy sobie, że jakieś dziecko zostało molestowane seksualnie i jest kilka osób podejrzanych: ojciec hetero, sąsiad homo, ksiądz z pobliskiej plebanii i opiekunka, ukryta alkoholiczka. Kto będzie od początku najbardziej podejrzany, kogo się zlekceważy, a kogo się przeniesie na inną plebanię, nawet jeśli podejrzenia będą bardzo poważne?

Nierówność w naszym społeczeństwie polega głownie na tym, że wiara, osobiste przekonania, społeczne obyczaje i uprzedzenia wpływają na działanie prawa i administracji.

Para młodych hetero obściskujących się namiętnie na publicznej ławce nikomu nie przeszkadza, do dwóch młodych chłopców niechybnie podejdą policjanci.
Często słyszę lub czytam: niech sobie (homo) robią co chcą, ale u siebie, dyskretnie, nie publicznie. Zgoda, nie mam nic przeciwko, a nawet jestem za, ale w stosunku do wszystkich.
Nota bene, pijak, też niech robi co chce, ale u siebie, prywatnie, a nie publicznie - ale na ten temat jakoś mniej się słyszy. A dlaczego? Bo bardziej "normalne", "moralne", mniej "obrzydliwe"?
Kwestia gustu. Mnie osobiście homoseksualiści jako tacy nie szokują, ani mi w niczym nie wadzą, a pijacy - bardzo, do tego stopnia, że najchętniej bym ich wszystkich wywiozła na bezludną wyspę.

Wcale nie jestem zachwycona "paradą równości", bo różnie się to odbywa i często wykorzystuje do politycznych rozgrywek. Będę zadowolona, gdy straci swoją rację bytu, bo będzie to oznaczało, że prawo i społeczne obyczaje stały się sprawiedliwe dla wszystkich.

Póki co, trzeba "paradować ", niestety.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Panika wśród laureatów

Kryteria? Kompetencje? Sejm na Wiejskiej, czy PE w Brukseli - kto by się zastanawiał. Im częściej gęba się pokazuje w telewizji, tym większe szanse będzie miała na wygraną i koniec. Pan Tadeusz Cymański z PiSu, pobladł straszliwie na wieść o wynikach, bo nagle zdał sobie sprawę, że jako polski poseł, ojczystym językiem jedynie się posługuje. Ha! Z kolei pan Jarosław Kaczyński surowo pogonił swego tryumfującego pupila z Krakowa do nauki - języka angielskiego. Ja już się przyzwyczaiłam, że w Polsce wszystko robi się na ostatnią chwilę, ale "tego" się niestety nie da. Pojedzieta do tej Brukseli tak, jak stoita. Uczyć się będzieta na miejscu, trudno. Tylko buty sobie chociaż wyczyśćcie na glanc, żeby wiochy nie robić tradycyjnie.

Mój kandydat nie przeszedł. Nie należy do żadnej partii, w tv go nie widać. Jest zapalonym społecznikiem znającym się na wielu ważnych dla naszej przyszłości sprawach. Idealny kandydat do PE. Był bez szans. Normalne.

niedziela, 7 czerwca 2009

musi to na rusi

Podpatrzone na blogu www.bezodwrotu.blogspot.com
(...) ja juz wole te nieliczne kraje, gdzie prawo jest obowiazkiem, glosuj z biala kartka, ale rusz pupe i wtedy moze dojdzie i glowa, bo zainteresowanie z cala pewnoscia. Jesli Europe uwazamy za kolchoz, to lepiej bylo zostac w naszym starym kolchozie, mozna bylo zostac bohaterem nie zajmujac zdania(starczylo nie glosowac). Jesli ktos uwaza Europe za kolchoz, to niech glosuje przeciwko, jesli uwaza za zbawienna sprawe , to niech glosuje na tych co maja w niej zaistniec jako Europejczycy, a niekoniecznie Polacy z mysla o wlasnym Przybyczkowie. Ja bede glosowala, oczywiscie, ze bede, na tego ktory wydaje mi sie najodpowiedniejszy dla tej wielkiej federacji jaka moze byc Europa, a nie tego co mi sie spodobal dla regionu mazowieckiego. Jesli ktos mnie postrzegl za zbyt dydaktyczna, to przepraszam i do urn zapraszam (za, przeciwko i wcale, ale glosujcie).
June 6, 2009 8:02 PM
Blogger Stardust said...
Athina--> Czepianie sie slowa obowiazek wzielo sie z komentarza u Beaty, gdzie jedna z czytelniczek napisala, ze udzial w wyborach jest obywatelskim obowiazkiem. Ja natomiast uwazam, ze w demokratycznym kraju moze byc prawem, przywilejem, ale nie obowiazkiem. Co do Polakow mieszkajacych za granica i interesujacych sie losami Polski, mowie im szczere i z glebi serca "na zdrowie". Wcale nie lezy w moim interesie, zeby w Polsce dzialo sie zle, naprawde zycze tak Polsce jak i Polakom jak najlepiej i cieszy mnie to, ze jest coraz lepiej. Natomiast co do uczucia alienacji i wyobcowania, to ja akurat zostalam wyobcowana przez Rzad Polski zanim wyjechalam. Wyobcowano mnie dajac mi 25 lat temu paszport z "prawem jednokrotnego przekroczenia granicy" tego nie robi sie urodzonym obywatelom. Konstytucja w tamtym czasie dawala rowniez obywatelom prawo do pracy. Natomiast moj owczesny maz nie mogl znalezc pracy, mimo ze fachowcy w jego dziedzinie byli poszukiwani na rynku, przez rok po internowaniu. I bardzo prosze, nie mowcie mi ze to "byl tamten rzad i inne czasy". Bo to troche tak, jakby powiedziec dziecku okaleczonemu przez rodzica "alez Jasiu, tatus ci te nozke odrabal siekiera, bo kopales w krzeselko, ale tak naprawde to powinienes kochac tatusia". Dla mnie moj wyjazd z kraju wlasnie ze wzgledu na ten wpis w paszporcie byl adopcja. Stany mnie zaadoptowaly w momencie kiedy Polska stwierdzila, ze nie lubi tych co kopia w krzeselka. I tak jak uwazam adoptowane dziecko powinno szanowac i byc wdziecznym a moze nawet pokochac rodzicow adopcyjnych tak wlasnie ja szanuje, jestem wdzieczna i kocham Ameryke. Oczywiscie w tym ukladzie trudno sie spodziewac, zebym miala w stosunku do Polski inne uczucia niz sentyment i szacunek i te mam, ale wybory mnie nie interesuja. Wiem, ze to co napisalam jest bardzo niepopularne, ale tak czuje i nie mam zamiaru tego ukrywac. Mozna mnie lubic albo nie, zgadzac sie ze mna albo nie, ale jedno jest pewne nie bede udawac dla poklasku. Jestem kim jestem, mam prawo do takich a nie innych uczuc i nie bede tego ukrywac. Tak naprawde to sie troche dziwie, ze nie odbierano nam wtedy obywatelstwa, naprawde ani by mnie to nie zdziwilo ani rozczarowalo juz teraz. Wiem, ze wiele osob w podobnej sytuacji ma nawet polskie paszporty, uczestniczy czynnie w zyciu Polski. Nie mam nic przeciwko temu, ani nic przeciwko nim. Ale ja tego zrobic nie moge, sa rzeczy, ktore bola i zawsze beda bolaly.
June 6, 2009 9:26 PM
Blogger Stardust said...
Slowem sa matki, ktore rodza czyli daja zycie, a sa tez takie, ktore pomagaja przezyc.

sobota, 6 czerwca 2009

CHROŃMY JEŻE

Giną tysiącami pod kołami samochodów. Czy można coś zrobić, żeby je ochronić?


(zdjęcie wypożyczone od Beaty z blogu http://kompensacja.blogspot.com/)

piątek, 5 czerwca 2009

Wahania przedwyborcze

Biję się z myślami, bo już właściwie zdecydowałam na kogo zagłosuję w niedzielę, a tu nagle wyskoczył mi kandydat, o którym niewiele wiedziałam do tej pory, ale którego profil niezwykle mnie zaintrygował. Wykształcony społecznik, artysta i wizjoner. Język ojczysty - francuski (w Brukseli bardziej przydatny od polskiego!)

Podaję linka: http://warszawa.platforma.org/index.php5?m=95_100&t=text

Oprócz tego znalazłam pomocnicze: www.latarnikwyborczy.pl; www.vote-match.eu

Idę się jeszcze "powahać."

Mądrego głosowania ;)

czwartek, 4 czerwca 2009

4 czerwca 1989

Pozdrawiam wszystkich z nadzieją i radością w sercu.
Niech Wam będzie jak najlepiej.

środa, 3 czerwca 2009

Dajmy po nosie eurosceptykom

Eurosceptyczni politycy zacierają już ręce pod wpływem wstępnych sondaży. Zanosi się na niską frekwencję. Dajmy im po nosie, chodźmy wszyscy na wybory :)

P.S. Niska frekwencja może - ewentualnie - sprzyjać marnym jakościowo kandydatom, bo ich "twardy" elektorat pójdzie zagłosować bez wątpienia. Nie dawajmy im tej szansy. Dajmy szansę tym mniej lansowanym przez partie, czyli dalszym numerom na listach wyborczych - 2, 3, 4, 5...

Jak słusznie pisze @brunea: nie uczestnicząc w wyborach, odbieramy sobie moralne prawo do niezadowolenia z działalności naszych parlamentarzystów.

GŁOSUJCIE :)

"Pomost", podstawowe informacje

PODSTAWOWE INFORMACJE O HISTORII
POMOSTU
________________________________________
Organizacja POMOST założona została w Chicago na początku lat siedemdziesiątych XX wieku. W grupie założycieli znaleźli się Krzysztof Rac, Waldemat Włodarczyk, Roman Koperski, Marian Sromek. Organizacja wydawała kwartalnik o nazwie POMOST, potem przekształcony w miesięcznik. W języku angielskim wydawano biuletyn „The Bridge”. POMOST prowadził w Chicago oraz w kilku innych miastach
program radiowy. W swoich wydawnictwach informowano o działaniach opozycji demokratycznej w Polsce, zbierano fundusze na pomoc dla prześladowanych w Ojczyźnie.
Najważniejsze akcje POMOSTU
1. ODWOŁANIE JAŁTY
Liderem tej akcji był Adam Kiernik z Kalifornii. POMOST dzięki petycji podpisanej przez ponad pół miliona osób doprowadził do uznania przez Kongres USA zarówno Izbę Reprezentantów jak i Senat umów jałtańskich za nieważne od samego początku. Na naszym portalu znajduje się elektroniczne wydanie książki Adama Kiernika poświęconej tej akcji.
2. POMOC OPOZYCJI W POLSCE
POMOST systematycznie wspomagał opozycję w Polsce a przede wszystkim Solidarność. Prowadzono wysyłkę paczek dla poszkodowanych, sprzętu radiowego, miniaturowych wydawnictw, funduszy dla podziemia, sprzętu poligraficznego. W Ameryce rozpowszechniano niezależne wydawnictwa wydawane w Polsce.
3. AKCJA POLITYCZNA W USA
W Stanach Zjednoczonych większość działaczy POMOSTU związana była z Partią Republikańską. Wybitnym działaczem tej Partii był profesor Jan Magnus Kryński z Durham University w Północnej Karolinie, tłumacz na angielski poezji Juliana Tuwina i Wisławy Szymborskiej. POMOST wspierał administrację Ronalda Reagana, uczestniczył w akcji politycznej wspierania ruchów wolnościowych w wielu krajach, w tym ruchu contras w Nikaragui. Organizacja posiadała doskonałe stosunki z innymi organizacjami etnicznymi jak na przykład Kongres Żydów Amerykańskich. Wiele akcji politycznych, polegających na poparciu odpowiednich kandydatów jak na przykład Toma Corcorana prowadzono wspólnie. Na lokalnej scenie wielu działaczy POMOSTU zajmowało eksponowane stanowiska w chicagowskim ratuszu.
4. STRUKTURA
POMOST posiadał swoje przedstawicielstwa we wszystkich większych metropoliach amerykańakich. Główne biura POMOSTU znajdowały się w Chicago przy 3242 N. Pulaski. POMOST posiadał także swoje biuro w Waszyngtonie. Czołowymi działaczami POMOSTU byli: dr Janusz Subczyński, prof. Jan Magnus Kryński, Adam Kiernik, Dariusz Szczepańczyk, Henryk Ejchorszt, Andrzej Jarmakowski, Andrzej Muznerowski, Leopold Tyrmand, prof. Zdzisław Rurarz, Jerzy Majcherczyk, David Wilke, James Żmuda, Józef Wilas, Ryszard Jonak, Victor A. Zolcinski, Alina Dzierzgowska, Ryszard Kos, David Domzalski, Joanna Schetyna, Leszek Małkowski, Tadeusz Kamiński, Joseph Łosiak, Ryszard Milewski, Yolanda Flanagan, Edward Dusza, Ludwika Czerska, ks.dr Roman Nir, ks.Zdzislaw Peszkowski i inni. Osobisty wkład pracy członków oraz własne środki finansowe pozwoliły Pomostowi pozostać niezależnym na politycznej arenie amerykańskiej.
Miroslawa Kruszewska | 02/25/2009 Wednesday 4:43 PM napisal(a):
Panowie WEST i ANDREW chca faktow. Prosze sobie przeczytac powolutku raz jeszcze:
Oświadczenie Mirosławy Kruszewskiej w sprawie Andrzeja Czumy
_________________________________________
Z Andrzejem Czumą zetknęłam się w czasie mojej działalności w organizacji społeczno-niepodległościowej POMOST Central Wisconsin, gdzie działałam za kierownictwa dr Kazimierza Serwasa i Edwarda Duszy. Byłam redaktorem merytorycznym tekstów miesięcznika „POMOST”, przekazywanych mi do adiustacji przez Edwarda Duszę. Pamiętam, jak do POMOSTU w Chicago, dołączył, przybyły z Polski, Andrzej Czuma. I od razu zaczęła się awantura.
Do chwili pojawienia się Andrzeja Czumy, POMOST był zwartą, prężną organizacją – bez jakichkolwiek wewnętrznych konfliktów.
Andrzej Czuma przyjęty był przez pomostowców z otwartymi ramionami. Szła bowiem za nim legenda, nie sprawdzona, niestety, przez nikogo, o jego bohaterstwie w walce z komuną w Polsce i o jego więzienno-politycznej martyrologii.
Czuma był częstym gościem w domu Wiktora Węgrzyna i praktycznie pozostawał tam na jego utrzymaniu – jak wielu, zresztą, innych działaczy opozycyjnych, przebywających w latach 80-tych w Chicago. Pamiętam astronomiczne rachunki telefoniczne, nadzwaniane przez Czumę z domowego telefonu Węgrzyna, które ten ostatni bez słowa płacił.
Andrzej Czuma działał szybko. Jego sojusznikiem została Joanna Budzińska, która związała się z nim uczuciowo. Później zamieszkali razem tworząc tak zwane „małżeństwo chicagowskie”. Ta para działała w POMOŚCIE też razem.
Czuma, cieszący się poparciem swojego kumpla, Piotra Mroczyka, ówczesnego swieżo upieczonego właściciela tygodnika „Gwiazda Polarna”, przejął wkrótce pozycję przedstawiciela i dystrybutora tego pisma w Chicago, co wiązało się, oczywiście, z odpowiednią gratyfikacją pieniężną. Ciężkie paki z gazetami dźwigała do punktów sprzedaży pani Budzińska. Sam Czuma był ponad to. On od pracy fizycznej stronił. Zawsze lubił „reprezentować”, przedkładając bezpłatne gościny i darmowe usługi przyjaciół. „Gwiazda Polarna” bardzo szybko musiała się go pozbyć, ponieważ zawiódł na całej linii, zaprzepaszczając w ten sposób wieloletnie osiągnięcia Leszka Gila, uprzedniego przedstawiciela tego pisma w Chicago.
Przyznam, że lekkomyślnie lekceważyliśmy głosy z Polski, ostrzegające nas przed Andrzejem Czumą. A takie głosy były.
Najbliższa przyszłość pokazała wyrażnie, że władze komunistyczne PRL-u zostały w walce z POMOSTEM wyręczone przez kilka osób z Chicago, które zbuntowały się przeciw nieżyjącemu już dziś, przywódcy POMOSTU – śp. Krzysztofowi Racowi i dotychczasowemu kierownictwu. Głównymi inspiratorami rozbijackich działań byli: Andrzej Czuma, Joanna Budzińska oraz Janusz Szymański z POMOSTU kalifornijskiego. Udało się im zdobyć sojuszników w osobach Krzysztofa Jabłońskiego, Ewy Jastrzębskiej, Tomasza Zabłockiego oraz Andrzeja Stojałowskiego. Ten ostatni udostępnił im listę adresową członków organizacji.
Czuma, starając się pozyskać sojuszników, osobiście telefonował do działaczy POMOSTU, sugerując jednoznacznie, że za całą akcją grupy rozłamowej stał Jan Nowak-Jeziorański.
Jeziorański był blisko związany z Departamentem Stanu USA i, jak wiemy, torpedował politykę zagraniczną prezydenta Reagana. Zawsze też wyrażał dezaprobatę wobec antyjałtańskich działań POMOSTU. Zdawał sobie jednocześnie sprawę z tego, jak istotną była pozycja Krzysztofa Raca wśród republikanów amerykańskich. Wiedział, że pozbycie się Raca w znacznym stopniu osłabi polityczną rolę POMOSTU.
Dążąc do zmiany kierownictwa POMOSTU oraz profilu miesięcznika „POMOST”, grupa Czumy uznała, że najlepszym pretekstem będzie kontrola finansów organizacji, wiedząc z góry, że przy szerokiej pomocy dla podziemia w Kraju, nie wszystkie wydatki będą formalnie potwierdzone. To miało im dać oręż do ręki, by skompromitować koordynatora organizacji Krzysztofa Raca i przejąć władzę.
Kwestię tę „czumowcy” podnieśli w dniu 1 lutego, na zebraniu członków POMOSTU z okręgu Chicago, na którym obecni byli też działacze z innych okręgów. Na wniosek członka Rady Naczelnej, Janusza Subczyńskiego, wszyscy zgodzili się na to, by przedstawić listę zarzutów wobec Krzysztofa Raca Radzie Naczelnej POMOSTU, która w ciągu sześciu tygodni miała podjąć decyzję. Jeśli rozwiązanie nie zadowoliłoby członków, miała ona zwołać Zjazd Nadzwyczajny dla definitywnego rozwiązania zaistniałej sytuacji.
W 1987 r. grupa rozbijacka zaczęła wydawać miesięcznik pod nazwą „POMOST & Freedom Network”. Z dawnego składu redakcji pozostali: Joanna Budzińska, Jerzy Jabłoński, Ewa Jastrzębska, Andrzej Muznerowski i Tomasz Zabłocki. Doszli: Janusz Szymański i Joe Losiak.
W dość krótkim czasie rolę czołowego ideologa w nowym piśmie zaczął sprawować Andrzej Czuma. Za jego credo polityczne można uznać dość mętną rozprawkę pt. „O programach dla opozycji i emigracji”, gdzie m.in. zawarta była dyskredytacja środowisk niepodległościowych i antykomunistycznych, a także szerokie wywody na temat szkodliwości szukania i demaskowania komunistycznych agentów (sic!).
Na zwołanym na dziko Zjeździe w Chicago (21 i 22 marca) Joanna Budzińska przedstawiła Krzysztofowi Racowi zarzuty, że nie udostępnił części rozliczeń finansowych i niektórych rachunków. Na tej podstawie wyrażono votum nieufności wobec Krzysztofa Raca. Zawieszono go w prawach członka POMOSTU, podobnie, jak czterech dalszych członków Rady Naczelnej –Mariana Sromka, Romana Koperskiego, Jana Magnusa Kryńskiego i Janusza Subczyńskiego oraz członka redakcji pisma Jamesa Zmudę.
W wybranym na zjeździe nowym kierownictwie organizacji (Rada Dyrektorów) znalazł się tylko jeden z dotychczasowych członków Rady Naczelnej – Jerzy Jabłoński. Na stanowisko prezesa został wybrany Joseph Losiak, na sekretarza – Andrzej Stojałowski, na skarbnika – Joanna Budzińska. Na dyrektorów wybrano: Alfreda Znamierowskiego, Macieja Madeyskiego, Edwarda Duszę, Tadeusza Kamińskiego i Tomasza Zabłockiego.
Edward Dusza i Alfred Znamierowski ze stanowisk tych zrezygnowali, gdyż byli zdania, że zjazd nie był legalny, a więc nie miał prawa wyboru władz i decydowania o linii politycznej POMOSTU. Ponadto, cały zarząd POMOSTU z okręgu Wisconsin w osobach: Kazimierza Serwasa, Edwarda Duszy, Mirosławy Kruszewskiej i Ludwiki Czerskiej, manifestacyjnie opowiedział się za Krzysztofem Racem, udzielając mu pełnego poparcia.
Wstrzymano jednocześnie wypłacenie Czumie czterech tysięcy dolarów z funduszy POMOSTU Wisconsin, o które usilnie nagabywał, a potrzebował tych pieniędzy m.in. na adwokatów, prowadzących procesy sądowe, jakie Czuma wytoczył Pomostowcom.
W rezultacie, rozłam został na zjeździe utrwalony i poszczególne oddziały POMOSTU musiały podjąć decyzję, do którego POMOSTU będą należeć. W wielu regionach ludzie nadal prowadzili ożywioną działalność, w innych spoczęli na laurach.
Z tą chwilą, praktycznie, POMOST przestał być siłą liczącą się na amerykańskiej scenie politycznej. A stało się to dzięki akcji Andrzeja Czumy, który – jak osobiście uważam – wcale nie przybył do USA jako emigrant polityczny, lecz został wysłany „na delegację służbową” w celu dopomożenia w rozbiciu jednej z najprężniejszych na świecie antyjałtańskich organizacji patriotyczno-niepodległościowych. Co też mu się znakomicie udało.
Wszyscy ludzie z kręgu bliższych i dalszych znajomych Andrzeja Czumy byli wielokrotnie nagabywani przez niego o pieniądze. Trzeba podkreślić, że w pożyczaniu pieniędzy od osób prywatnych był Czuma mistrzem nad mistrzami. Pamiętam fakt, kiedy to Czuma prosił Edwarda Duszę, aby ten wsunął kopertę z 500 dolarami pod drzwi jego apartamentu, gdyż, jak utrzymywał, nie będzie go w domu, a tak naprawdę, chodziło prawdopodobnie o uniknięcie wydania pokwitowania za pieniądze, którego Dusza i tak by pewnie nie przyjął.
Ciekawe, ile osób nasz „bohater niepodległościowy”, a obecny Minister Sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej, w ten sam sposób naciągnął? Bo listę wykiwanych banków amerykańskich już znamy.
Przez ostatnie lata obserwujemy, jak to pan Czuma, przekreślając swą martyrologię w walce z komuną, stawia na opcje lewacko-liberalne umizgając się do Hanny Gronkiewicz-Waltz, Komorowskiego czy do Niesiołowskiego. Następnie sprzedaje się Platformie Obywatelskiej i po jej grzbiecie wspina najpierw na fotel poselski, a obecnie na szafarza sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej.
Cała kariera polityczna tego człowieka ukierunkowana została poprzez korzystne koneksje. W tym też świetle, coraz lepiej rozumiemy antylustracyjne propozycje poselskie Czumy w postaci radykalnego zawężenia kręgu osób lustrowanych oraz zamknięcia archiwów IPN dla dziennikarzy i naukowców.
Relatywizm moralny i polityczny Andrzeja Czumy ma bowiem tylko jeden cel: utrzymanie się na powierzchni w polityce układów za wszelką cenę.
Smutne i ze wszech miar irytujące jest poparcie Andrzeja Czumy dla Marka Borowskiego na przewodniczącego Komisji ds. Łączności z Polonią, co uderza w całą emigrację polską na Zachodzie, policzkując ją i upokarzając.
Nie łudżmy się, Czuma nie będzie bronił sprawiedliwości i prawdy. On zawsze miał na względzie jedynie własne korzyści i pełną kabzę.
Mirosława Kruszewska –
dziennikarz niezależny


http://www.polskawalczaca.com/search.php?search_author=Miroslawa+Kruszewska

poniedziałek, 1 czerwca 2009

1 CZERWCA

WSZYSTKIE DZIECI SPRAGNIONE OPIEKI I MIŁOŚCI SĄ NASZE.
Pamiętajmy o tym każdego dnia.