Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

wtorek, 27 kwietnia 2010

Do ostatniej chwili

Najpoważniejszy przeciwnik Jarosława Kaczyńskiego nie zgłosił swojej kandydatury i Joanna Kluzik-Rostkowska z ulgą (i na ostatnią chwilę!) zarejestrowała w KW swojego politycznego idola.

Podobno jest tajemnicą poliszynela powód dla którego Włodzimierz Cimoszewicz nie zdecydował się na kandydowanie. Wiem o Jaruckiej i Miodowiczu w 2005 roku, wiem, że nie chciał "narażać" rodziny na brutalne ataki w czasie kampanii prezydenckiej. Jednak ze wszelkich zarzutów został podobno oczyszczony, czemu więc milczy i rezygnuje? Jest obecnie w kwiecie wieku idealnym dla rasowego polityka. Jeszcze niedawno sondaże miał znakomite na naszym politycznym bezrybiu. O co więc konkretnie chodzi? Przecież nie o spacery po Puszczy!

Jarosław Kaczyński uderzył "va bank" od samego początku. Będzie miał wsparcie Kościoła o czym świadczy pochówkowa sztama z kardynałem Dziwiszem. Panowie Bielan i Kamiński przejdą siebie samych w pomysłach i bezwzględnym ataku. Oni doskonale wiedzą, że to już ostatnia szansa, aby ustawiając wygraną Jarosława Kaczyńskiego, wygrać dla siebie "une place au soleil".
Za kolory ochronne wybrali jedną z nielicznych pisowskich twarzy, życzliwie ocenianych przez media i opinię publiczną - posłankę Joannę Kluzik-Rostkowską. Niewinna wizytówka morderczej kampanii.

Panowie spin doktorzy olali tym razem Ojca Rydzyka, który okazał się mało opłacalny ze swoim wiernym, ale ograniczonym (procentowo) elektoratem. Kardynał Dziwisz, jako były asystent Karola Wojtyły, posiada autorytet i dużo szerszy od Rydzyka wpływ na władze całego polskiego Kościoła, a tym samym na myślenie katolików, których jak wiadomo jest w Polsce przeważająca masa.

No cóż, główki sztabowców pracują, demagogiczne argumenty mobilizują osamotnionego bliźniaka do walki, który "dla dobra Polski" przejmuje berło Największego Patrioty z rąk tragicznie zmarłego brata, aby wiernie i mimo wszystko, spełnić ostatnią wolę z jego politycznego testamentu. Domyślnego testamentu, bo z tego co wiadomo do tej pory, formalnie żaden dokument nie istnieje.

A my, wyborcy, jeśli chcemy okazać szacunek najznakomitszemu, jak się teraz okazuje, Prezydentowi RP, Lechowi Kaczyńskiemu i udowodnić jednocześnie swój "prawdziwy" patriotyzm, wszyscy jak jeden mąż, zagłosujemy na naturalnego spadkobiercę jedynego szlachetnego symbolu polskości przez duże "P". Inna opcja po prostu nie istnieje.

P.S. O konfitury do chleba walczy również wąsaty związkowiec na wygodnym etacie. Stracił swego najważniejszego sponsora, musi zarobić na względy następnego. I idzie mu całkiem dobrze, już go nawet prezes cytował publicznie, he he

sobota, 24 kwietnia 2010

Recepta na patriotyzm

Z tego co zrozumiałem z ostatnich wystąpień tych, którzy się za prawdziwych patriotów uważają, to: trzeba o NIM krzyczeć często, długo i jak najgłośniej. Wtedy i tylko wtedy można być patriotą. Prawdziwym.

piątek, 23 kwietnia 2010

A może śmierć nie jest karą?

Gdyby przyjąć hipotezę, że śmierć nie jest żadną karą, to wiele zagadnień nabrałoby zupełnie nowego sensu. Wszystko (?) jest kwestią interpretacji.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Wulkan zagłuszył pompę

I będzie ludzki pogrzeb. Albo nie...

piątek, 16 kwietnia 2010

Co bym zrobił, gdyby...

... to ode mnie zależało? Po pierwsze zlikwidowałbym urząd prezydenta i wprowadził system kanclerski. Moment idealny: na Wawelu żegnamy ostatnią parę prezydencką, z należytą na taką okoliczność pompą, a następnie bierzemy się ostro do roboty. Do czasu wprowadzenia odpowiednich zmian legislacyjnych, funkcję p.o spełniałby aktualny Marszałek, Bronisław Komorowski.

Epoka królów minęła, przemija nieubłaganie czas prezydentów. Zmienia się sens i struktura władzy państwowej, która nabiera coraz bardziej kształt służby społecznej. Dzisiaj kraj powinien być zarządzany na wzór dobrze prosperującej firmy. Carsko - królewskie władztwo jest modelem muzealnym, godnym lamusa.

Nam są potrzebni fachowcy odpowiedzialni za konkretne branże, w myśl zasady rzemieślniczej: szewc robi buty, piekarz piecze bułki, szofer rozwozi, sprzedawca sprzedaje, sprzątacz sprząta, księgowy notuje i podlicza, ekonomista planuje i określa budżet itd... ale nigdy odwrotnie!

W tym projekcie politycy są zbędni i jeśli nie potrafią nic poza politykowaniem, to się ich wyśle na praktyki do majstra, a potem - do roboty. Pomiędzy kopaniem rowów, a tłumaczeniem języków obcych istnieją tysiące niezwykle potrzebnych zajęć czy zawodów i każdy znajdzie coś dla siebie, wedle swych możliwości manualnych i intelektualnych.

Zostawić starych, sprawnych majstrów, wykorzystać ich produktywnie, aby przekazali swoje doświadczenia młodym. Nic się w ten sposób nie zmarnuje, a ludzie bez względu na wiek będą się czuli potrzebni i doceniani.

Przeszkolonym, młodym ludziom powierzać stopniowo coraz więcej odpowiedzialności. Dać im szansę i stworzyć REALNĄ PERSPEKTYWĘ na przyszłość.

Świętowanie ukrócić i wylansować kult i szacunek dla rzetelnej pracy, przynoszącej godne wynagrodzenie.

Od momentu tragicznej katastrofy we Smoleńsku, potrafimy zgodnie i życzliwie współpracować i rozmawiać z Rosją. Mało tego, wszelkie prace pomiędzy resortowe w Polsce odbywają się sprawnie, zgodnie i bezszelestnie. Okazuje się, że nasze państwo może efektywnie funkcjonować bez nieustannego jazgotu urzędników. Gdyby... - wprowadziłbym to na stałe.

czwartek, 15 kwietnia 2010

W imię zgody

Anonimowy pisze...
W imie zgody nalezy zatem przystawac na najbardziej szalone pomysly?
Moja odpowiedz brzmi : nie. W imię zgody nie należy wypierać się własnych przekonań lub tożsamości. Uważam jednak, że takim ważnym momentem na zamanifestowanie swojego zdania są np. wybory: samorządowe, parlamentarne, prezydenckie. To jest istotna decyzja i warto poświęcić jej trochę czasu. Zastanowić się, poczytać sobie o kandydatach, wybrać świadomie, a nie pod kątem "zabójczego wąsika" czy pierwszej lepszej pozycji na liście.

Na temat pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu zostało już tyle powiedziane i napisane, że pozwolę sobie jedynie na bardzo krótką refleksję. Podobnie jak Clavus, pomysł uważam za chybiony. Nie jestem natomiast zdziwiony, że zaistniał i domyślam się w czyjej (czyich) głowach powstał oraz dlaczego. Mam przeświadczenie, że jeśli ludzie o pokroju Jarosława Kaczyńskiego i jego świty zostaną na zawsze odsunięci ze sceny politycznej, to tego typu szalone pomysły jak" pochówek brata na Wawelu" nie będą miały miejsca. To na przyszłość, bo teraz jest jedynie "mądry Polak po szkodzie".

Zaistniała sytuacja wymaga natychmiastowych decyzji, a wybrani demokratycznie przez obywateli politycy, z wielkim refleksem i politycznym wyrachowaniem wykorzystali bezbłędnie to wszystko co się w tych tragicznych okolicznościach dało. Galopując beznamiętnie po łące powszechnej empatii, współczucia i delikatności całego kontekstu, grupka cwanych obłudników przygotowuje teren do przejęcia władzy. Nie łudźmy się, polityka jest jak morderczy wyścig i jedna chwila nieuwagi może spowodować przegraną.

Nie jest to jednak, moim zdaniem, powód, abyśmy my, jako obywatele, protestowali używając identycznych metod i języka. Stało się, było zbyt mało czasu, aby przedyskutować wszystko publicznie i wspólnie zadecydować o najwłaściwszym miejscu. Dlatego nie dajmy się sprowokować hucpie oszalałej sekty. Uszanujmy żałobę narodową i nie pozwólmy politycznym bandytom wywołać nową kłótnię narodową w imię starej formuły "diviser pour reigner". Niech ta bezsensowna śmierć 96 osób stanie się początkiem rozsądnej refleksji. Pamiętajmy: nasz wybór ma ważne konsekwencje na przyszłość. Właśnie tego doświadczmy.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Pochówek na Wawelu

Czy to jest naprawdę takie istotne, że trzeba podnosić larum na skalę następnej tragedii? Trzy dni temu zginęło 96 osób w koszmarnej katastrofie, a Polacy już znaleźli powód, aby nawzajem na siebie ujadać. Mieliśmy być tacy wspaniali, bo niby tłumy poleciały znicze pozapalać. I cóż z tego?
My nie potrafimy żyć w zgodzie na co dzień. Nam jest potrzebna obca okupacja i zamordyzm.
Sami nie zmienimy nic. Wstyd.

sobota, 10 kwietnia 2010

...bo życie toczy się dalej

Do kiosku przychodzili rozdygotani ludzie. Chcieli się upewnić. Chcieli porozmawiać. Chcieli się wykrzyczeć.

Dwaj najbardziej konsekwentni pochłaniacze trunków alkoholowych z okolicy, złożyli osobiste zobowiązania dotyczące wstrzemięźliwości. Dlaczego właśnie przede mną? Widocznie mieli taką potrzebę, a byłem akurat "po drodze".

88 + 8 = ONI już nie żyją. My jeszcze tak. Spróbujmy to robić jak najlepiej. Spróbujmy...

W poszukiwaniu jakiegoś sensu.

piątek, 9 kwietnia 2010

Peter Vogel - co jest grane?

Są takie chwytliwe newsy typu "Roman Polański za szwajcarskimi kratkami ", które powodują nieskończone debaty medialne. Rozmiar szkody społecznej zawartej w sednie newsa nie jest nigdy najistotniejszy, chodzi raczej o plotkarski skandalik, dostępny dla każdego, najlepiej łączący się z pikantnym odchyleniem od tak zwanej "normy". Skomplikowana sytuacja wymagająca odrobinę wysiłku i koncentracji, bez względu na istotę sprawy, ulatnia się na ogół bez echa, tak szybko jak się pojawia.

Historia Petera Vogla miała niby swoje krótkie 5 minut, kiedy były minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, próbował zdobyć partyjne pagony, starając się pogrążyć oligarchów i polityków związanych z III RP.

Na temat Vogla powstały audycje, filmy i artykuły:
Mną osobiście szczególnie wstrząsnął niezwykle rzetelny dokument zrealizowany przez Bertolda Kittela i Jarosława Jabrzyka (wymieniony wyżej, pozycja druga). Pokazuje on, między innymi, jak to kryminalne macki baronów PRL żywo i bezkarnie pełzają sobie do dziś. I co? I nic.

Ktoś coś napisał, ktoś inny nakręcił świetny dokument, ale my wolimy delektować się tygodniami wrobionym przez ordynarnych bandytów senatorem "w sukience w kwiatki' z pierwszej strony "Faktu". Tym lepiej dla ludzi takich jak Peter Vogel, którzy śmieją się z naszej głupoty.

Gdzie jest obecnie Peter Vogel? Co robi? Czy jakieś organy zajmują się ostatecznym wyjaśnieniem jego makabrycznej zbrodni i licznych przestępstw? Czy ktoś coś wie na ten temat?

Cisza.

Prawdziwe łotry zawsze górą.

sobota, 3 kwietnia 2010

Już się chichram

Muszę mieć wesołe Święta, nie ma innej opcji.

W ciągu ostatnich 48 godzin:
- 'wesołych świąt' życzyło mi około 220 osób, a w tym (dodatkowo):

- spokojnych - 43 osoby
- miłych - 41
- miłego wypoczynku - 5
- zdrowych - 15
- rodzinnych -2
- leniwych - 1

Ja Wam życzę wszystkiego po trochu. I dużo słońca.