Co ja tu wyprawiam?

Obserwuję, notuję, komentuję. Potrafię ostro przyłożyć, ale nie robię tego notorycznie. Pistacjowy blog jest moją osobistą odtrutką na polityczno-obyczajowe niestrawności. Piszę głównie dla siebie, ale Wasze wizyty cieszą mnie niezwykle. Wpadajcie o każdej porze, pogadamy :))

wtorek, 31 marca 2009

W blasku słońca

Wydarzyła się kolejna katastrofa. Dzisiaj około 17-tej, przy wyjątkowo pięknej, słonecznej pogodzie, rozbił się w Babich Dołach samolot wojskowy "Bryza". To były ćwiczenia lądowania na jednym tylko motorze, ale coś się nie powiodło i wszystko walnęło o beton. Nikt nie przeżył. Pan minister Klich, obecny szef MON u, poleciał niezwłocznie na miejsce katastrofy. W czasie konferencji prasowej, złożył hołd poległym pilotom i kondolencje rodzinom. Na zakończenie podkreślił z całą stanowczością, że nie wiadomo jeszcze czy zawiódł człowiek, czy maszyna. Wiadomo natomiast z całą pewnością, że nie była to wina złych warunków atmosferycznych. I co my byśmy bez pana zrobili?

poniedziałek, 30 marca 2009

Niedziela w kiosku

Kiedy już dowiedziałam się wszystkiego: a) o ciąży i szalonym apetycie obecnej "tej jedynej" Cezarego Pazury, b) o zawrotnej, choć niełatwej karierze hollywoodzkiej, prześlicznej panny Bachledy-Curuś, c) o nareszcie udanym związku Katarzyny Skrzyneckiej itp., postanowiłam ambitnie, że żarty się skończyły i trzeba poczytać o sprawach POWAŻNYCH. Do podobnego wniosku doszedł najwyraźniej pewien bardzo młody człowiek o intelektualnym wyglądzie i poprosił o najnowsze wydanie "Polityki". Ostatni egzemplarz przeleciał mi przed nosem, zasiadłam zatem do "Newsweeka". Znalazłam tam natychmiast odpowiedzi na nurtujące mnie od zawsze pytania dotyczące naszych parlamentarzystów: (...) Parlamentarna praktyka pokazuje, że nie opłaca się za dużo pracować. To nie przynosi popularności. Lepiej często chodzić do telewizji, robić liczne konferencje prasowe (...)... polskie partie nie chcą w Sejmie pracowitych indywidualistów. Potrzebują mięsa armatniego. Posłów, którzy pozostaną wierni linii politycznej wytyczonej przez kierownictwo. W czasach gdy znaczenie mają jedynie ugrupowania zwarte, oparte na autorytecie lidera, politycy niezależni są z trudem tolerowani, a często wylatują z partii. W ostatnim czasie tak się stało chociażby z Janem Rokitą czy Ludwikiem Dornem. Obaj z politycznego olimpu w mgnieniu oka spadli na dno. Te przypadki dają posłom na Wiejskiej do myślenia. A właściwie uczą, że myśleć nie należy." Zofia Wojtkowska i Andrzej Stankiewicz, Newsweek No13-2009, Polska/polityka/Posłowie z partyjnej łaski.

Artykuł Tomasza Jastruna pt. "Moralna margaryna" - Neewsweek No13-2009/cykl 'Z ukosa' będę musiała niezwłocznie pokazać Mamie, która złości się na mnie, gdy zbieram namiętnie śmieci podczas naszych wspólnych spacerów. Mama moja pana Tomasza niezwykle lubi, będzie Jej może lżej ze świadomością, że jest jeszcze drugi taki wariat jak ja: (...) na spacerze (...) mam wózek, nie dla dziecka ( ono już tym wózkiem wzgardza) ale na worek na śmieci. Będziemy je zbierać. (...) W ciągu 20 min plastikowy wór zostaje wypełniony po brzegi (...) prawie nikt nie sprząta śmieci, znak, że traktujemy je jako nieuchronną część rodzinnego krajobrazu (...) Będziemy tak teraz chodzić na śmieci codziennie, można to polubić, jak chodzenie na grzyby (...) Ale czy nie podobnie zaśmiecone jest nasze środowisko moralne? Jak się słucha np. Waldemara Pawlaka to trudno nawet gniewać się, tak serdecznie mówi o swojej rodzinie, którą wspiera i zatrudnia. (...)

He, he, he ... z wyczyszczeniem środowiska moralnego będzie już trudniej. Nie ma takiego wora, co by ten śmietnik pomieścił.

(...) Uczę dzieci jak się bawić w misie patysie, obok dom ogrodzony siatką, właściciel coś tam skubie w ziemi, nagle podrywa się i warczy na nas (...) Przy innych chodnikach szczekają psy już prawdziwe o mordach opryszków, to agresywne rasy. (...) Przypominam sobie, jak zaskoczyło mnie kiedyś w Szwecji, że psy nie są agresywne i nie szczekają wściekle, a koty, które szwendają się pomiędzy domami, nie boją się ludzi. To niezwykłe, jak domowe zwierzęta przejmują cechy swoich właścicieli. (...)

A pamięta Pan, Panie Tomaszu "101 Dalmatyńczyków" Disneya? Pozdrawiam.

sobota, 28 marca 2009

Wystarczy się wyspowiadać

Minister Mariusz Handzlik odgrywa w kancelarii Prezydenta jedną z kluczowych ról, a według IPN był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie "Piotr". To kolejny minister Lecha Kaczyńskiego odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe, który znalazł się na liście TW. Jego poprzednik Andrzej Krawczyk po ujawnieniu w 2007 roku podpisania współpracy z WSW, odszedł z kancelarii. Pan Prezydent miał do niego ponoć pretensje, że "nie poinformował go o ważnym epizodzie życiorysu." Minister Handzlik jest najwyraźniej człowiekiem inteligentnym i potrafi uczyć się na błędach swoich kolegów. - Byłem o wszystkim poinformowany - powiedział 26 marca Lech Kaczyński. Dodał, że nie widzi potrzeby wyciągania konsekwencji.

Instrukcja dla wszystkich TW - wystarczy się wyspowiadać. U pana Prezydenta.

czwartek, 26 marca 2009

Szumowska w negliżu

"33 sceny z życia" czyli dramat obyczajowy w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej. Etatowi krytycy filmowi, krytykujący na łamach GW - Paweł Felis i Paweł Mossakowski napisali: znakomity film Szumowskiej (...) po czym przyznali mu 6 gwiazdek, a w indeksie ocen proponowanych przez obu panów, 6 gwiazdek oznacza "film wybitny." Panowie są zawodowcami, bo przyznawaniem od 1 do 6 gwiazdek zarabiają na chleb powszedni, dlatego nie mogą się mylić, bo się znają z tak zwanego "a priori". Samobójem byłaby z mojej strony najmniejsza próba podważenia wymienionych wyżej autorytetów, dlatego nie podważam nic absolutnie zwłaszcza, że jury festiwalu w Locarno przyznało filmowi Srebrnego Lamparta, a ostatnio zdobył Orły czyli Polską Nagrodę Filmową dla najlepszego obrazu ubiegłego roku. Co prawda "33 sceny z życia" był wielkim niedocenionym zeszłorocznego festiwalu w Gdyni, ale to zawsze można jakoś wiarygodnie wytłumaczyć: np. układy itp.
Nurtowana wrodzoną ciekawością, poszłam obejrzeć wielki film parę dni po premierze. Na początek zdziwił mnie nieco ironiczny uśmieszek kasjerki w reakcji na moje pytanie "czy dostanę bilety". Na salce projekcyjnej kwestia rozbawienia została błyskawicznie wyjaśniona: na brzegu siedziały sobie dwie osoby i nikt więcej do końca seansu się już nie pojawił. Przyznaję, że lubię puste sale kinowe (sic!), nie lubię natomiast nudnych, nieudolnie zrealizowanych filmów, na których trudno jest wysiedzieć do końca.
Zgadzam się, że chęć pokazania tragedii rodzinnej inaczej, bo szczerze i bez tradycyjnej hipokryzji obyczajowej, jest dobrym pomysłem. Tylko, że w wypadku filmu Szumowskiej, na pomyśle się niestety skończyło. Julia Jentsch (rola główna) dzięki swej wielkiej intuicji i wrażliwości zawodowej, jako jedyna wyszła z całej imprezy obronną ręką. Należy ona prawdopodobnie do tej minimalnej garstki aktorów, która potrafi sobie poradzić z rolą nawet bez lub mimo reżysera. Pozostali aktorzy sobie nie poradzili. "Zadziwiająco to wszystko prawdziwe" - pisał ponoć w "Gazecie - Co jest grane?" - zawodowiec, Paweł Felis. "Zadziwiająco to wszystko nieprawdziwe", wybrzydza zwykły widz, czyli ja. Drażniły mnie ciemne, milczące pauzy oddzielające poszczególne sceny. Nie kojarzy mi się to z oryginalnością formy, ale z brakiem pomysłu czyli ordynarną fastrygą. Nieociosany film nie zachwycił mnie artystycznym nowatorstwem, ale poirytował niechlujną i nieprofesjonalną improwizacją, która dała nam w rezultacie nadmuchaną etiudę na poziomie studenta drugiego roku filmówki. Profesjonaliści przyznali Lamparta i 6 gwiazdek, a ja zapłaciłam za bilet, wysiedziałam cierpliwie do końca seansu i nie twierdzę radykalnie, że 'król jest nagi.' Twierdzę jedynie, że cesarzowa jest w ostrym negliżu.

środa, 25 marca 2009

Podstawy retoryki

Odwiedzając systematycznie ulubione blogi, mam okazję się czasem zabawić, uśmiechnąć, a często - czegoś nauczyć i przy okazji dostać prztyczka w nos. Dzisiaj tak właśnie się stało, ale odnoszę wrażenie, że ta lekcja przydałaby się akurat jeszcze bardziej różnym wpływowym postaciom naszego życia publicznego:

W "Ogólnej teorii wszystkiego"
Bohdan14 powiedział/a

"Obowiązek zdefiniowania pojęć używanych w dyskusji spoczywa na tym kto pojęcie do dyskusji wprowadza. To są podstawy retoryki."
Za prztyczka dziękuję, POSTARAM się poprawić, choć nie bez trudności (patrz: komentarz Telemacha.) Szkoda tylko, że moje starania nie mają i nie będą miały żadnego istotnego znaczenia. Ooops, uwaga, wkraczamy na teren zaminowany... Co konkretnie mam na myśli pisząc "żadnego istotnego znaczenia"? Tylko to co zostało napisane.

niedziela, 22 marca 2009

Galeria Kosmicznych Talentów

Wiosna, feromony itd. Ziemianie mają napływ energii, a Kosmici zwyczajnie wariują. Pistacjowy Kosmita, w euforycznym szale otworzył dzisiaj wirtualną Galerię Kosmicznych Talentów. Na pierwszą odsłonę będziemy musieli chwilkę poczekać, bo Kosmita szampana otworzył, wielkiego szumu narobił i ... wywiesił kartkę w rodzaju "zara wracam" lub "przepraszamy za usterki".
Poczekamy, zobaczymy. Nie graj nam jednak na nerwach zbyt długo, bo co za dużo, to sam wiesz ...

sobota, 21 marca 2009

WIOSNA, WIOSNA, w głowie pstro

W ciągu ostatnich 24 godzin wydarzyło się bardzo wiele - wczoraj rozpoczęła się astronomiczna WIOSNA, a dzisiaj - kalendarzowa.

"Rozpoczęły się również obchody pięciolecia Fabryki Trzciny. Wojciech Trzciński, od którego nazwiska wzięła się nazwa tego miejsca, dokonał rzeczy niezwykłej. Na dalekiej warszawskiej Pradze, gdzie na spacer można było pójść tylko z policjantem, stworzył miejsce modne, znane na całym świecie" (Salony Jerzego Iwaszkiewicza via www.viva.pl) - z tym światem to pan Jerzy leciutko przesadził, ale że miejsce jest warte uwagi to fakt.

W warszawskiej Akademii Teatralnej odbyła się parę dni temu premiera "Kabaretu Starszych Panów" w wykonaniu studentów ostatniego roku. Według Huberta Urbańskiego, niemożliwe okazało się rzeczywistością: Starsi Panowie są młodzi i aktualni jak zawsze. Warto więc zajrzeć na Miodową, lecz bez zbytniego ociągania!

Stanisław Tym wyreżyserował spektakl pt. "Dżdżownice wychodzą na asfalt"- foyer warszawskiego Teatru Polonia. Wybieram się rychło, a przy okazji polecam fantastyczne felietony Stanisława Tyma w tygodniku "Polityka".

Francja, Niemcy, Wielka Brytania, a przed chwilą Stany Zjednoczone poparły kandydaturę premiera Danii na szefa NATO. Ten kijek zamieniony na siekierkę przybliża się wielkimi krokami (patrz wpis pt. Zamienił stryjek...)

Właśnie przeczytałam na zakrętce od soku pomarańczowego, że najdłuższą linię brzegową świata posiada Kanada - 243 798 km. Już czuję, że bardzo by mi się tam podobało. A na razie MAMY WIOSNĘ. I lato za parę chwil! I bardzo brudną, zimno-szarą Warszawę na co dzień... Hej!

piątek, 20 marca 2009

Projekcja "atry - butowa"

Na czym polega problem Jarosława Kaczyńskiego krytykującego premiera Tuska:
"Projekcja atrybutywna - projekcja cechy własnej, świadomej. Polega na tym, że innym ludziom przypisuje się własne uświadomione cechy negatywne. Projekcja ta jest większa wtedy, gdy osoba, której przypisuje się cechy podobne do własnych jest lubiana i ceniona".
Podpatrzone gdzieś w internecie, imię autora umknęło, za co przepraszam.

czwartek, 19 marca 2009

Proces polskiego "Fritzla" - tempo problematyczne

Właśnie zakończył się w Austrii proces Fritzla, ojca rodziny, który przez 24 lata więził w piwnicy i gwałcił permanentnie jedną ze swych starszych córek. Proces trwał 4 dni. Fritzl przyznał się do wszystkich stawianych mu zarzutów. Został skazany na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym.

W Polsce, rozpoczyna się jutro proces naszego rodzimego "Fritzla". Będziemy mieli interesujące porównanie w działaniach prokuratury i sądu, skoro u nas najdrobniejszy proces administracyjny trwa miesiącami, a często nawet długimi latami. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że medialny rozgłos afery austriackiego Fritzla, zmobilizuje nasze władze do szybkiej i efektywnej reakcji, bo jeśli nie, to będzie następny wstyd i hańba dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.

c.d.n

Dopisek z dnia 21 marca 2009

Już wiadomo, że polski proces został przełożony na 29 kwietnia br.

c.d.n

wtorek, 17 marca 2009

Zaburzenia urojeniowe

Postać prześladowcza (delusional disorder, persecutory type), klasyczna forma zaburzenia urojeniowego. Jednostka nim dotknięta cierpi na zespół urojeń, zwykle dotyczących jakiegoś określonego tematu. Osoba taka może mieć wrażenie, że inni chcą się do niej dobrać, są w zmowie przeciw niej, że jest oszukiwana, oczerniana, szpiegowana itd. (str. 907), Słownik Psychologii, Artur S. Reber & Emily S. Reber, 2005.

Uwaga: wszelkie skojarzenia dotyczące konkretnych osób, są osobistą odpowiedzialnością każdego ewentualnego czytelnika tego wpisu.
http://cacy.wordpress.com/2009/03/17/aluzja/#comment-205

niedziela, 15 marca 2009

Sprawa zapałek

Dla zwykłego klienta, zapałki to zapałki. Są, to dobrze, byleby się dobrze zapalały. Dzisiaj rano dowiedziałam się, jak ważna może być sprawa zapałek.

- Czy są zapałki?

- Tak, są. Życzy pani sobie pudełko czy cały kartonik?

- A które to są?

- Zwyczajne, drewniane.

- Ale chodzi mi o ścieralność. Czy mogłaby mi pani pokazać od strony siarki?

- Oczywiście, bardzo proszę.

- Acha, a nie ma pani innych?

- Mam jeszcze takie ( pokazuję).

- Aaaa, nie, tych nie lubię, poproszę o tamte. Jeden kartonik.

- Proszę bardzo.

- Ale czy mogłaby mi pani pokazać rysunek na pudełku?

- Proszę (rysunek jest bardziej niż zwyczajny).

- Tak, tak, to ten. Ile płacę?

- Trzy złote.

- To drogo.

- ...

- Trudno, wezmę jednak te zapałki. Właśnie o takie mi chodziło.

czwartek, 12 marca 2009

X rocznica wstąpienia Polski do NATO

Jest szaro, smuto, ponuro. Ludzie zmęczeni, zagonieni, zajęci każdy własnymi sprawami. Na ulicach nie widać żadnych kolorowych oznak świętowania. Nie rozmawia się o tym prywatnie, są dzisiaj inne problemy, inna rzeczywistość. X lat temu cieszyliśmy się w większości z tego członkostwa. Czy byliśmy bardziej naiwni wtedy, czy obecnie jesteśmy już zbyt zblazowani?

środa, 11 marca 2009

Last Minute Candidate

Rząd Donalda Tuska zgłosił kandydaturę Włodzimierza Cimoszewicza na prestiżowe stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. Nastąpiło to 5 marca 2009, a termin zgłaszania kandydatur mijał tegoż dnia o północy. Sekretarza Rady Europy wybierze w czerwcu Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, czyli delegaci narodowych parlamentów. Już wiemy, że premier Tusk był bardzo zajęty 5 marca, bo to ta sławetna debata w Sejmie, co to go nie było, i to bieganie za piłką, a jednak się wyrobił, żeby tuż przed północą zgłosić kandydaturę Cimoszewicza. Zuch, chłopak. Musiało mu bardzo zależeć, żeby spróbować pozbyć się senatora z kraju, bo w takim 'busy' dniu, to ja bym już sobie odpuściła. Donald Tusk przywiązuje ogromną wagę do sondażowych wyników, a jednym z takich niebezpiecznych słupków jest, od dłuższego już czasu, niezależny senator i pustelnik zaszyty w głębokiej puszczy, były premier z SLD, Włodzimierz Cimoszewicz. Nasz zuch naraził się natychmiast na zarzuty, że popiera dawnego komuchę i że to jest wręcz niemoralne. Komuszej przeszłości bohatera sporu nikt nie kwestionuje, bo się nie da. Sęk w tym, że poza potrzebą zlikwidowania ze swej drogi do prezydentury najpoważniejszego (na dzień dzisiejszy) adwersarza, premier Tusk ma obowiązek dbać o interesy Polski na arenie parlamentu europejskiego. Komusza przeszłość nie wyklucza kompetencji i efektywności w działaniach na rzecz naszego kraju, identycznie jak najpiękniejszy życiorys polskiego patrioty, nie gwarantuje jego kwalifikacji do współrządzenia państwem.

Problem jest poważny, bo mądrzy, uczciwi i kompetentni ludzie o szlachetnych duszach, stronią od stanowisk rządowych i od władzy. Ktoś jednak zarządzać tym całym bałaganem musi i dlatego mamy to, co widzimy. Dlatego właśnie, na dzień dzisiejszy, nie stać nas na kręcenie nosem wobec kandydatury Włodzimierza Cimoszewicza.

Popieram pana decyzję, premierze, abstrahując od rzeczywistych pobudek jakie panem kierowały. Tylko dlaczego tak na ostatnią chwilę?

poniedziałek, 9 marca 2009

Obciach do kwadratu

W czwartek, 5 marca b.r, odbył się w Sejmie dalszy ciąg debaty budżetowej + głosowania. Pan premier Donald Tusk był nieobecny, grał w piłkę nożną dla utrzymania kondycji. Przed dziennikarzami tłumaczył premiera świeżo upieczony rzecznik, pan Paweł Graś.

Ktoś z państwa reflektowałby na stanowisko rzecznika, w razie czego? Ja - nie, spaliłabym się ze wstydu. Mówiąc luzacko, to jest totalna poracha i obciach do kwadratu. Współczuję też serdecznie panu ministrowi finansów, Jackowi Rostowskiemu, który zaledwie parę dni temu grzmiał (słusznie) z ambony, że prezes Kaczyński, "potencjalny przyszły premier", w czasie ważnej debaty "wytrzymał parę minut, potem się znudził i wyszedł". Donald Tusk poszedł na całość - zamiast siedzieć na sali sejmowej, wolał sobie poganiać za piłką na świeżym powietrzu. Na miejscu prezesa Kaczyńskiego to bym w czasie następnych głosowań poszła do kina i przy okazji zaprosiła premiera. Na polski film o miłości.

... siekierkę na kijek

Napisałam wcześniej, że "miewam chwile zwątpienia, iż w ogóle będzie (w Polsce) normalnie, uczciwie i praworządnie."
Telemach zapytał w swoim komentarzu (poniżej): - Normalnie? To znaczy jak? I dla kogo? - Odpisałam, że spróbuję sprostać i szerzej rozwinąć poruszone zagadnienie.
Nie będę uciekać od odpowiedzi przepisując np. ze słowników semantyczne definicje, chociaż wiem, że kryje się tu śliska skórka od banana. Spróbuję to wyjaśnić własnymi słowami.

Polska jest krajem europejskim. To prawda, że do Wspólnoty weszliśmy dopiero w 2004 roku, ale było to wstąpienie formalno-administracyjne, a nie geograficzne (?). Lata spędzone na emigracji w Europie i za oceanem zmieniły oczywiście moje kryteria dotyczące pojęcia o codziennej 'normalności', ale bez przesady. W końcu nie mamy do czynienia z przepaścią cywilizacyjną. Pisząc o normalności, miałam na myśli organizację polityczno-ekonomiczno-społeczno-administracyjną utworzoną pod kątem i dla obywateli. Żeby ludzie z inicjatywą mogli w prosty sposób otwierać swoje biznesy, inwestować w gospodarkę; żeby państwem zarządzali wybrani przez wyborców (a nie przez partie polityczne) fachowcy, którzy rzetelnie znają dziedzinę, którą się zajmują; żeby nepotyzm był tępiony, a nie popierany i usprawiedliwiany; żeby procedury i ustawy prawne były klarowne, logiczne i przemyślane; żeby sądy działały sprawnie i sprawiedliwie; żeby Polacy mogli żyć dostatnio z uczciwej pracy w poczuciu codziennego bezpieczeństwa i zaufania do władz, które sami wybierają, a w razie potrzeby - odwołują. Problemów w życiu nigdy nie da się uniknąć, a są one nawet w pewnym stopniu potrzebne. Ale jedynie w pewnym stopniu. Obywatele powinni być uwolnieni od lęków i wątpliwości związanych ze świadomą lub wręcz nieświadomą niekompetencją klasy rządzącej. Powinni się czuć ważni i potrzebni dla swojej Ojczyzny, jeśli Ojczyzna ma być naprawdę potrzebna i ważna dla nich. Tak właśnie rozumiem tą sławetną normalność, ja.

sobota, 7 marca 2009

Zamienił stryjek...

Sobota, weekendowa noc. Wypadałoby się zabawić, poszaleć, a ja siedzę w domu i marudzę. Kosmici już tak mają, zawsze inaczej, zawsze pod prąd. Jutro "dzień kobiet". Wkurza mnie to maksymalnie. Dlaczego na przykład nie "dzień kosmity"?

Miało być dzisiaj bez polityki, ale nie wychodzi. Pani Fotyga is back. To jest straszna nowina dla tych wszystkich, którym zależy na ciągłym ulepszaniu wizerunku Polski na świecie. Pani była minister spraw zagranicznych ma otrzymać nominację na ambasadora Polski przy ONZ. Jest to podobno rezultat przetargu pomiędzy Premierem i Prezydentem: nominacja Fotygi za poparcie kandydatury Radka Sikorskiego na szefa NATO. Przypominają mi się przetargi ze szkoły podstawowej: dwie szklane kulki do gry, za zdjęcie kapitana Klossa, albo pęknięte lusterko z Rogerem Moorem, w zamian za połowę gumy balonowej.

Wyszliśmy na tym interesie jak Zabłocki na mydle, bo wybór Radka Sikorskiego jest od nas zupełnie niezależny i problematyczny, a nominacja Anny Fotygi - na amen i bez odwołania. Plotka głosi, że pani Anna jest córką najlepszej przyjaciółki Królowej Matki, czyli starszej pani Kaczyńskiej. Krwawy nepotyzm w biały dzień.

Goście dzisiejszego programu Marcina Mellera, Drugie Śniadanie Mistrzów na tvn24, zaśmiewali się z reklamy, jaką prawdopodobnie zrobi nam w Stanach Zjednoczonych i na świecie, niezwykle bystra i kontaktowa, pani przyszła ambasador. Padła nawet sugestia, żeby wysłać ją raczej na nieistniejącą placówkę dyplomatyczną do Gabonu. Taaak...

Kiedy pomyślę, jakie układy i brudne interesy rozgrywane są na naszych oczach z pełną premedytacją, to mam chwile zwątpienia, że w ogóle kiedykolwiek będzie normalnie, uczciwie, praworządnie. Do tego wszystkiego były przewodniczący Ligi Polskich Rodzin, świętoszkowaty Mirosław Orzechowski, który chciał wprowadzić prohibicję w Jarocinie i zabronić nawet symbolicznego kieliszka szampana na studniówkach, odwieczny obrońca zasad chrześcijańskich i daleko posuniętych rygorów moralnych, został zatrzymany przez policję w trakcie chwiejnego przestawiania samochodu. Miał 1,7 promila alkoholu. Dowiemy się zapewne wkrótce od vice LPR, pana Wierzejskiego, że każdy ma prawo sobie wypić od czasu do czasu, albo że była to tylko pijana kaczka dziennikarska.

Miało być dzisiaj "na wesoło", a wyszło jak zawsze.

piątek, 6 marca 2009

Bez komentarza

Chyba cała Polska nadaje się do zbiorowej terapii. (...) Jeśli terapia narodowa by się powiodła, Polak zapytany : Kto ty jesteś? - nie odpowie - Polak mały. Odpowie Polak średni, przeciętnie normalny.
"Na dnie nieba", Manuela Gretkowska, Świat Książki, 2007.



Andrzej Żuławski : - Istnieje życie miasta i to życie jest też moim życiem. Żyję w tym społeczeństwie, w tym kraju, póki jestem obywatelem (...) płacę podatki i mam święte prawo otworzyć mordę i mówić co myślę.

Piotr Marecki: - Jestem obywatelem, wiec jako obywatel mogę być polityczny, ale jako artysta?

Andrzej Żuławski: - Jako artysta to wara wszystkim od tego, co jest moim punktem widzenia. Odpierdolta się, to jest moje, ale jako obywatel wręcz mam obowiązek. To nawet nie tyle obowiązek, ile naturalna funkcja: jem, bo mogę sobie kupić, sram, bo zjadłem, i mówię, bo widzę co się dzieje i dotyka mnie to żywo.

Żuławski, wywiad - rzeka. Piotr Kletowski, Piotr Marecki, Krytyka Polityczna, 2008.

środa, 4 marca 2009

Masz babo placek

Chciałam dzisiaj pisać zupełnie o czymś innym, ale nie wytrzymałam. To wszystko wina prezesa Kaczyńskiego, bo jego wiedza na temat światowej gospodarki i znajomość państw rozmieszczonych w przeróżnych punktach atlasu geograficznego, rozbudziły we mnie zazdrość. Do tego lekkość z jaką żongluje on posiadaną wiedzą, wyrafinowane poczucie humoru i cięty dowcip z jakim niszczy swych przeciwników politycznych, są poza zasięgiem przeciętnego człowieka.

Tym razem chodzi o Gabon, o którym wiedziałam bardzo niewiele, a obecnie, dzięki panu prezesowi, dowiedziałam się, że jest to małe, skromne państewko afrykańskie, które w żadnym wypadku nie zagraża polskiej gospodarce. Zajmuje się bowiem głównie zbiorami orzeszków ziemnych, a my posiadamy przecież inne priorytety. Oczywiście wrogo nastawione do PiS u media zareagowały lawiną komentarzy, które nieładnie ośmieszyły światłego prezesa ogłaszając, że aktualne źródła informacji na temat gospodarki Gabonu nie wspominają słowem o orzeszkach ziemnych, mówią natomiast o uprawie manioku, trzciny cukrowej i kawy. Wydobycia ropy naftowej i kopalnie diamentów zapewniają statystyczny dochód na jednego mieszkańca znacznie wyższy od naszego. W rezultacie pan prezes był zmuszony obrócić wszystko w tak zwany żart i oświadczył, że użył Gabonu jedynie jako przykładu, bo równie dobrze mógłby powiedzieć o ataku Marsjan na Polskę.

Marsjaninem nie jestem, ale zmagając się od urodzenia z Syndromem Pistacjowego Kosmity poczułam lekki niepokój, co do zawartości pakietu metaforycznych skojarzeń prezesa Kaczyńskiego. Poczułam, że za wszelka cenę muszę odwrócić uwagę prezesa od Pistacji, Kosmitów, itp. Dlatego, wraz z pozdrowieniami, przesyłam mu nowiutki koszyk przeróżnych informacji, które mam nadzieję, wzbogacą jeszcze mocniej eklektyczną wiedzę lidera opozycji, a tym samym dołożą pieprzu (czy jak kto woli pikanterii) jego przyszłym wystąpieniom. Ku radości nas wszystkich:

Indonezja to kraj rozproszony na 13 677 wyspach - u nas jest wszystko zwarte i o żadnym rozproszeniu nie może być mowy.

Drzewa mangrowe jako jedyne na świecie rosną w słonej wodzie - idealne na konferencję prasową w Wieliczce.

Kolibry są jedynymi ptakami, które potrafią latać do tyłu - .......

Najsłynniejszy piłkarz świata, Pele, strzelił 1281 bramek w 1363 meczach - zawsze można zażartować sobie z ilości bramek strzelonych przez Donalda Tuska.

Najdłuższy autobus mierzy 32 m długości i wyposażony jest w fotele dla 170 osób - za przykładem Drzymały i stosując wszelkie środki oszczędności, można przenieść siedzibę PiS u do takiego autobusu i jeździć nim sobie po Polsce w czasie kampanii wyborczej.

W 1994 roku internet miał 20 mln użytkowników na świecie, w 2000 roku miał już prawie 500 mln - ta informacja została najwyraźniej już wykorzystana , bo według ostatnich doniesień, pan Jarosław Kaczyński nie tylko otworzył własne konto w banku, ale zrobił to przez internet i potem natychmiast zaczął robić zakupy w sieci (kupił już podobno dwie książki i płytę z przebojami Agnieszki Osieckiej i Wojciecha Młynarskiego), Super Express, 28.02.2009.

wtorek, 3 marca 2009

Weekendowy poranek, Radio TOK fm

List otwarty do redaktorów Kamila Dąbrowy i Grzegorza Markowskiego.

Panowie,

Pisałam już do Was w sierpniu 2008 roku, ale nie mam pojęcia czy moje peany zostały Wam przekazane. Domyślam się oczywiście, że jesteście tak zarzucani komplementami ze wszystkich stron, że jeden mniej lub więcej, nie stanowi różnicy. Jeśli jednak wszyscy wielbiciele będą dochodzili do podobnej konkluzji, to może nastąpić przestój w zachwytach, a tego chyba nie chcemy.

Wasz weekendowy poranek, ze szczególnym naciskiem na "Wpół do IV RP", jest rewelacyjny. Jesteście tak nieprawdopodobnie inteligentni i utalentowani, że w głowie mi się nie mieści, jak to jest w ogóle "synaptycznie" możliwe. I bardzo się cieszę, że "wspieracie" swą obecnością "Szkło kontaktowe", chociaż dla nich to może gorzej, bo podnieśliście poprzeczkę i rozpaskudzona lekuchno świta redaktora Miecugowa, musi się troszkę nagimnastykować, aby dotrzymać Wam kroku.

Dostrzegam tylko jeden problem. Odkąd TVN24 ukazał w pełni niezwykłą urodę lic Waszych, szaleństwo fanek i fanów może doprowadzić Waćpanów do drobnej utraty zmysłów.
Ta ewentualność martwi mnie nieco, z bardzo egoistycznego powodu: nie chcę utracić dawki niebywałej radości jakiej dostarcza mi Wasz program.

Jesteście radiowcami najwyższej klasy. Nie dajcie się zniszczyć telewizyjną popularnością i innymi głupotami. Na zakończenie życzę Wam dużo kasy, bo wszystko inne już chyba macie.

Oskalpowany Marszałek Putra

Ledwo się media uradowały, że w PiS ie nastąpił rozłam (Krzysztof Putra przez pomyłkę wypowiedział się pozytywnie na temat polityki rządu w sprawie przyjęcia euro) a już Prezes Jarosław Kaczyński oświadczył pogardliwie ze swojej ambony, że były to jedynie prywatne opinie marszałka. Takie wyskoki "klarnetu przed orkiestrę" w Prawie i Sprawiedliwości ucinano z reguły szybko i kategorycznie, ale żeby człowieka zaraz skalpować?

Dla Krzysztofa Putry wąsy stanowiły od zawsze ważny element jego tożsamości. Mówił o tym publicznie w czasie poprzedniej, symbolicznej przemiany po zgoleniu bujnej strzechy pod nosem. Wczoraj, znowu pojawił się w programie tvn24 pt."24 godziny" ogolony i pokorny, powtarzający jak mantrę wyuczone na pamięć wersy anty-tuskowo-rządowe z PiS owskiego katechizmu.

Do tej pory Jarosław Kaczyński stosował wobec swoich niepokornych solistów: ostracyzm partyjno-koleżeński, zawieszenia (nie mylić z powieszeniem), ostrzeżenia i wydalenia z klubu lub partii. O skalpowaniu jakoś się nie słyszało. Panie Marszałku, pan jesteś kawał chłopa, żeby tak się dać zastraszyć tyciemu złodziejaszkowi Księżyca? Chociaż, wie pan co, proponuję potraktować to jako wielką szansę ( Nicolas Sarkozy tak właśnie podchodzi do kryzysu). Lepiej pan wygląda bez wąsów. Naprawdę.

poniedziałek, 2 marca 2009

"Chcecie bajki, oto bajka..."

Parę dni temu doszło do kolejnego absurdu na miarę głupoty godnej jednokomórkowca. Radni z Gdańska (PiS + PO) nie zgodzili się na Jana Brzechwę jako patrona jednej ze szkół, ponieważ w latach 50. wydał 6 tomików poezji socrealistycznej. Radny Zdzisław Kościelak (PiS) nazwał Brzechwę " konformistą szydzącym z idei niepodległościowych, lizusem gloryfikującym Stalina." Nie pomogły protesty uczniów, rodziców i nauczycieli. Radni muszą dbać o " dobry wzór dla dzieci". Patronem szkoły, może zostać "jedynie postać o kryształowym życiorysie, gdyż stanowi ona przykład dla przyszłych pokoleń."

Wedle tej zasady, polskie szkoły zostaną wkrótce w 90% bezimienne, a Wisława Szymborska będzie proszona o zwrócenia nagrody Nobla.

Jan Brzechwa, kojarzony głównie z autorstwem bajek dla dzieci, był znakomitym lirykiem, prozaikiem, publicysta, scenarzystą, autorem skeczy, monologów i piosenek. Był również tłumaczem i zawodowym prawnikiem - znawcą międzynarodowego prawa autorskiego, był pisarzem, którego książki osiągnęły milionowe nakłady. W odpowiedzi na absurdalne zarzuty i argumenty (?) gdańskich radnych nie pozostaje nic innego, jak zacytować słowa Mistrza:

"JAK POSTĘPOWAĆ, ŻEBY NIE BYĆ POŻARTYM PRZEZ LWY

Nie wychodzić z domu bez parasola.
Mieć stale przy sobie krowę, którą lew mógłby się najeść.

Najprostszy sposób - nie wyjeżdżać z Warszawy, a gdyby przyjechał cyrk, nie wchodzić do klatki, dopóki w niej znajduje się lew. Gdyby w najgorszym wypadku lew pożarł - zaskarżyć go do sądu."

(Poradnik dla Młodych i Starych, Jan Brzechwa.)